Reklama

Pościg mistrza

redakcja

Autor:redakcja

13 czerwca 2017, 21:37 • 4 min czytania 98 komentarzy

27 kolejek ligowych. Tyle Legia czekała, by znaleźć się na czele Ekstraklasy. I bynajmniej nie udało się na nim pozostać już do samego końca, ba – na finiszu sezonu zasadniczego warszawski zespół wyprzedziła Jagiellonia i pierwszy raz od wprowadzenia systemu ESA37, ktoś inny po 30 kolejkach był liderem. Całe rozgrywki 16/17 to była jedna wielka pogoń za uciekającym autobusem. Zmieniali się co prawda kierowcy, ale legioniści wciąż dobiegali na przystanek za późno, by spróbować wysadzić prowadzącego pojazd i samemu usiąść za kółkiem. Mimo to zostali mistrzami Polski w dramatycznym i piekielnie wyrównanym sezonie, w którym byli przecież nawet na 13. pozycji, czując na karku oddech zespołów spoglądających na jej plecy z grupy spadkowej. Pisząc tym samym jedną z najbardziej chlubnych historii w dziejach klubu, zwieńczoną w dodatku finiszem, jakiego nie powstydziłby się Alfred Hitchcock.

Pościg mistrza

MOCNY PUNKT

Gdybyśmy napisali cokolwiek innego niż: Vadis Odjidja-Ofoe, otarlibyśmy się o śmieszność. Zaczynał jako „ten grubasek, którego do pionu postawili piłkarze pierwszoligowego Górnika”, dziś jest najlepszym piłkarzem ligi i skarbem, którego Legia w żadnym wypadku nie chciałaby się pozbywać. Problem w tym, że w kierunku Belga spoglądają pracodawcy naprawdę zamożni, mogący przy tym zaoferować walkę o najwyższe cele w lidze poważniejszej od ekstraklasy.

Niezależnie od tego, czy odejdzie, czy zostanie – oglądanie go z bliska przez ostatnich kilka miesięcy było ogromnym przywilejem.

PIĄTA KOLUMNA

Reklama

Legia od sezonu 1990/91 nie była tak słaba na własnym stadionie, jak w tych rozgrywkach. Wydawałoby się, że stadion, na którym dopingują tak fanatyczni kibice, jak ci z Żylety, powinien być absolutną twierdzą. Tym bardziej, że w lidze nie był zamykany, że frekwencja dopisywała, że nie można się było specjalnie uskarżać na stan murawy czy jakiekolwiek inne, niezależne od piłkarzy okoliczności.

Tymczasem legioniści zanotowali bardzo przeciętny bilans 8 wygranych, 8 remisów, 3 porażki (razem 32 pkt w 19 meczach). Gorszy nie tylko od Jagiellonii (37 pkt), Lecha (40 pkt) i Lechii (47 pkt), ale też choćby od Korony i Wisły, a nieznacznie lepszy od Pogoni (1 pkt więcej, ale i 1 mecz rozegrany więcej) czy Piasta (2 pkt więcej, ale także o 1 mecz rozegrany więcej).

NAJWIĘKSZE POZYTYWNE ZASKOCZENIE

Na początku sierpnia, wybierając polskiego piłkarza miesiąca, nawoływaliśmy Adama Nawałkę do powołania Macieja Dąbrowskiego. Późniejsze tygodnie pokazały, że zrobiliśmy to trochę na wyrost. Gdybyśmy mieli wybrać urywek rundy jesiennej w jego wykonaniu, symbolizujący tamte półrocze stopera, byłaby akcja z meczu z Borussią, gdy pokazuje Aubameyangowi, którędy do bramki.

Znamy piłkarzy, którzy po takiej dawce hejtu, jaki spadł na barki Dąbrowskiego w stolicy, już by się nie podnieśli. On zrobił to w wielkim stylu. Niech skalę jego osiągnięcia symbolizuje sam fakt, że wybór Michała Pazdana na obrońcę sezonu spotkał się z dyskusją, czy za wiosnę to jego partner ze środka obrony nie zasłużył na nią bardziej.

Reklama

NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE

Oj, żeby to jedno…

Zwycięzców podobno się nie sądzi, ale nawet w mistrzowskiej ekipie znalazło się kilku absolutnie przegranych. Poległych w starciu ze stolicą. Bez walki swoją bitwę oddał Steeven Langil, zdecydowanie stawiając na rewolucyjną trzyskładnikową dietę KFC-szisza-Soplica. Walczyć próbował z kolei Michaił Aleksandrow, ale umiejętności piłkarskie miał na poziomie IQ swojego kolegi z Martyniki. Koszulka Legii okazała się za ciężka dla Kuby Czerwińskiego, który miał być potencjalnym następcą Igora Lewczuka, ale na razie karierę robi na poziomie niewiele wyższym od Srdji Kneżevicia. Nie można też zapomnieć o Radosławie Cierzniaku. 4 mecze, 12 bramek straconych. W ekipie mistrza Polski taki bilans musi robić piorunujące wrażenie.

A, Cierzniak w rezerwach próbował utrzymać formę, ale stracił tylko 4 gole w 2 spotkaniach.

OPINIA EKSPERTA

Jeszcze w trakcie sezonu, po meczu w Warszawie z Borussią Dortmund mieliśmy okazję udać się z wizytą pewnego albańskiego jasnowidza.

– Jeśli ktoś się jeszcze łudzi, że uda nam się wyjść z tej grupy, to pora żeby przestał. Oczywiście będziemy się starać przeciwstawić lepszym rywalom, ale bądźmy realistami. Czeka nas jeszcze pięć podobnych meczów do tego z Borussią.

Nie jesteśmy pewni, ale chyba wpakowaliśmy trochę siana w błoto.

SZALENIE ISTOTNY FAKT

Dominik Nagy w każdym dotychczasowym meczu wystąpił ubrany.

SEZON OKIEM WESZŁO

1396630574_man_catches_bus_during_interview

SONDA WESZŁO

[yop_poll id=”26″]

WERDYKT

Patrząc na potencjał kadrowy, na budżet, wreszcie na sam fakt, że Legia jako pierwszy polski zespół od dwóch dekad awansowała do fazy grupowej Champions League mogło się wydawać, że ligi nie ma prawa wygrać nikt inny. A jednak aż trzem ekipom udało się dotrzymać kroku i aż do ostatnich sekund ostatniej kolejki napędzać niezłego stracha mistrzowi Polski, który przed 37. serią gier wciąż mógł się znaleźć nawet poza pierwszą dwójką. Koniec końców Legia wzniosła w górę mistrzowskie trofeum, ale dostaliśmy najlepszy dowód na to, że wciąż jeszcze nie zmonopolizowała ekstraklasy w takim stopniu, w jakim pewnie marzyłoby się to jej kibicom. Co daje nadzieję na kolejny emocjonujący sezon dla fanów wszystkich innych ekip, a dla Legii – co do tego nie mamy wątpliwości – motywację, by jeszcze mocniej spróbować oderwać się od reszty i tym razem już samotnie popędzić do mety.

Najnowsze

Komentarze

98 komentarzy

Loading...