Reklama

Blog #2: przebieżka Bargiela, rowery i skałki

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

10 czerwca 2017, 10:15 • 5 min czytania 6 komentarzy

Zapraszamy na drugi odcinek naszego nowego cyklu: serii wpisów blogowych z wyprawy Andrzeja Bargiela na K2. Pewnie mieliście już okazję przeczytać (TUTAJ), że Polak zamierza przejść do historii światowego narciarstwa i zjechać z wierzchołka najbardziej niedostępnej góry świata na… nartach. Dariusz Urbanowicz, członek ekipy, będzie stale relacjonował przygotowania, jak i samą wyprawę. Dziś o bieganiu w górach, trochę o kolarstwie, wspinaczce i o zawsze obowiązującym przysłowiu Pana Gienka z Zakopanego.

Blog #2: przebieżka Bargiela, rowery i skałki

*

Nad Chamonix zmrok zapada dopiero o 22:00. Wydaje nam się, że bardzo późno, choć to połowa czerwca, więc w sumie to norma. Zrobiła się 23:00. Część z nas śpi. Ja wpatruję się w laptopa i kibicuję legionistom podczas zawodowej gali Granda PRO 4 na Torwarze. Wpada Andrzej Bargiel z treningu. Spocony, zmęczony. Pobiegł sobie „na lekko” z naszej bazy w Les Houches położonej na wysokości 1000 m, grubo aż ponad granicę śniegu. Trzy godziny biegu i kluczenia w zapadających ciemnościach. Podbiegał w końcu lodowcem, po śniegach. 2500 metrów do góry i to nie w dal, a w górę. W dal około 30 km. – Spieszyłem się, bo miałem słabe światło, do tego nie miałem raków ani kijków, bo mi je zabraliście kiedy pojechaliście busem na rowery (śmiech). Nie wziąłem też nic do jedzenia, więc trochę długo mi się zeszło – podsumował „przebieżkę” Andrzej Bargiel. Dotarł do Refuge de Tete Rousse – schroniska na 3167 m n.p.m.

Zrzut ekranu 2017-06-10 o 10.09.25

Jak się planuje taki trening w kontekście wyprawy na Górę Gór? Przede wszystkim trzeba pochylić się nad mapą i wymyślić trasę. – Wszystko zależy od okresu i odległości od wyjazdu. Przed tą wyprawą kluczem jest, by zbudować bazę wytrzymałości. Siła jest również bardzo istotna. Przygotowania zależą też od sezonu i pory roku. Okresami jeżdżę więcej na nartach, kiedy indziej bazuję na biegu, albo na jeździe na rowerze. W codziennym treningu bardzo ważne jest by oszacować na jak długo się wybierasz, ile robisz przewyższenia. W tej chwili wciąż pracuję nad budowaniem wydolności i siły. Realnie planuję jak najwięcej przewyższeń. Super byłoby dziś na rower, ale za późno wychodzę się poruszać. Przez cztery godziny nie jestem w stanie tyle zrobić, co przy wyjściu na bieganie. Więc ten czas jest bardziej efektywny na treningu. Minimum powinienem robić 2000 m przewyższenia. 1000 m na godzinę można zrobić bez większego wysiłku. Mówię o sportowcu biegającym po górach. To powinno być normalne. W zależności od odległości i ukształtowania terenu trzeba dobrać odpowiednie buty. Często biegam z kijkami. To dobra symulacja wysiłku na skitourach w górach, gdzie tych kijków się używa. Mimo że teoretycznie nie ma potrzeby, bo przyczepność dobra. Ale to pozwala angażować większe partie mięśniowe. Potem wszystko dzieje się już bardziej płynnie i kiedy chodzisz z dużym plecakiem, siła rozkłada i pozwala odciążyć nogi. Przydaje się to. Tu pracuję ogólnie nad kondycją na odpowiedniej wysokości – Jędrek dzieli się swoim doświadczeniami bez konieczności namawiania. Rozmawialiśmy przy przedtreningowej kawie.

Reklama

Przyznaję się bez bicia, że faktycznie zabraliśmy jego kijki. Wybraliśmy się busem, w którym składujemy sprzęt narciarski na przejażdżkę rowerową. Pokonaliśmy 30 km i ponad 600 m przewyższenia w godzinę i 36 minut. Bodek Leśnodorski żartował wczoraj, parafrazując kolarskie powiedzonko, że noga rozkręcona i noga nierozkręcona to dwie różne nogi. Drugi dzień z rzędu kończymy właśnie na szosówkach. Wczoraj 20-kilometrowy kurs do Chamonix i z powrotem. Dziś trochę dłużej i wyżej, bo i dzień był nieco mniej intensywny, choć obfitujący w wielkie wrażenia.

Zrzut ekranu 2017-06-10 o 10.09.39

Wybraliśmy się bowiem na skałki. Nieopodal, kilka kilometrów, choć są i bliższe spoty. Mnóstwo miejscówek. Jesteśmy w końcu we wspinaczkowym raju. Tamto miejsce jednak zostało już wcześniej przez ekipę rozpoznane podczas poprzedniego wyjazdu. A my, „nie wspinacze”, znów zderzyliśmy się z rzeczywistością. Ja z Bodkiem bowiem mamy spore zaległości, jeśli chodzi o zadania linowe. Niby to działa, ale pewności ruchów brakuje. Nawet nie tylko jeśli chodzi o wspinanie czy zjazdy, ale proste czynności, które dla wspinaczy są oczywiste, a nas mocno spinają. – Kwestia czasu, kwestia treningu – przekonuje Kuba Poburka, który jest naszym guru wspinaczkowym. Po kilkukrotnym zaliczeniu dróg (skala trudności ponoć około 4, czyli niezbyt skomplikowane) mieliśmy wspinać się wszyscy trzej jednocześnie. Kamil ma spore doświadczenie i jest bardzo zadaniowy. My z Bodkiem pracujemy na doświadczenie dopiero. Kuba wspiął się pierwszy, a my mieliśmy do niego dołączyć, do przygotowanego stanowiska. On sam asekurował nas z góry. Potem mieliśmy przetrenować samodzielny zjazd na przyrządzie. Niby proste, ale… No właśnie. Podobno kwestia czasu, tymczasem jednak trzeba trenować. Przypomnieliśmy sobie również przysłowie przytoczone we wczorajszym wpisie. Najprostsze czynności, drobne zaniechania mogą skończyć się fatalnie. Góry wymagają zdrowego rozsądku, myślenia i koncentracji. Powtarzamy to sobie do znudzenia.

Zrzut ekranu 2017-06-10 o 10.09.54

Dziś przygotowaliśmy sobie makaron. O sos zadbał samozwańczy kierownik wczorajszej wyprawy pod Aguille du Midi, Bodek Leśnodorski. Usłyszał pochwały, również od samego siebie. Oto przepis: kilka kabanosów w plasterkach, kilka ząbków czosnku w plasterkach, oliwki poćwiartowane (wzdłuż!), pomidory w puszce w całości. Ja zostałem nadwornym krojczym. Całość podsmażyć, potem dusić w pomidorach (takich w puszkach kupowanych). Trochę przypraw do smaku. Podawać przyprószone parmezanem. Jak się zastanowiliśmy, się okazało, że to pierwszy ciepły obiad od trzech dni. Rano była jajecznica, za którą odpowiedzialność wziął Kamil i było blisko braw.

Zbieramy siły, bo szykuje się mocarny weekend. Wybieramy się bowiem na nocleg, gdzieś wysoko, wysoko. Mamy spędzić noc w namiotach. Nauczyć się rozbijać obóz, gotować, a nade wszystko przespać się na wysokości około 4000 m n.p.m. Musimy się powoli przyzwyczajać do ograniczonego dostępu tlenu. W nagrodę mamy przejść Granią Cosmique. Po to właśnie dziś ćwiczyliśmy na skałkach. Niestety nie zabieramy jutro nart. Nie pojeździmy więc na zboczach Mont Blanc (może w poniedziałek?). – Na nartach jeździcie, a brakuje wam doświadczenia w poruszaniu się w rakach po lodowcu i wspinaczkowego. To dla was ważniejsze – przekonywał nas Jędrek. Nie mieliśmy więcej argumentów w tej dyskusji.

Reklama

Jutro prawdopodobnie wpisu nie dokonam, a to za sprawą wspomnianych zajęć w plenerze. Obiecuję zbierać wrażenia i spisać je niezwłocznie po powrocie do bazy. Trzymajcie kciuki, bo czeka nas nie lada wyzwanie.

Zdrowia i Przygód
DARIUSZ URBANOWICZ

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Nestorzy kontra młode wilczki na ławkach trenerskich Ekstraklasy

AbsurDB
0
Nestorzy kontra młode wilczki na ławkach trenerskich Ekstraklasy

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Komentarze

6 komentarzy

Loading...