Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

06 czerwca 2017, 12:08 • 9 min czytania 180 komentarzy

Mistrzem Polski została Legia. Świętowano w dwóch miejscach i było to niczym pytanie: kogo bardziej kochasz, mamusię czy tatusia?

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Chyba wyszło na to, że tatusia.

Obecne władze klubu zorganizowały przyjęcie w „Małej Warszawie” (dawna „Fabryka Trzciny”) na Pradze, a Bogusław Leśnodorski i Maciej Wandzel wynajęli najbardziej lanserski klub w stolicy, czyli „The View”, znajdujący się na ostatnim, 28. piętrze biurowca w centrum. Do windy szło się po długim, czerwonym dywanie, ochrona dokładnie weryfikowała, czy ktoś jest faktycznie zaproszony, czy tylko udaje. A potem już tylko jedna zasada: co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas.

Kiedyś w „Fakcie” dział tematów z dupy wziętych wymyślił historię człowieka posiadającego zdolność bilokacji. Były zdjęcia jak siedzi na kanapie, a w tym samym czasie – o czym zaświadczała fotka zegarka – załatwiał sprawy na poczcie. Tak głupie, że aż śmieszne. W każdym razie piłkarze Legii daru bilokacji nie mają, więc musieli wybierać. Po długim przejeździe autokarem na chwilę skoczyli na przyjęcie Dariusza Mioduskiego, a potem czmychnęli do Leśnodorskiego i bawili się – jak to się ładnie mówi – do białego rana. Widać było, że wywiązała się więź daleko wykraczająca poza relacje szef – podwładny.

Dla Leśnodorskiego było to pożegnanie z Legią, następnego dnia złożył rezygnację z funkcji przewodniczącego rady nadzorczej – co miał zaplanowane od dawna. Kończy się w ten sposób bardzo interesujący moment w historii naszej ligi – do trzeciego szeregu, przynajmniej na jakiś czas, wycofuje się jeden z najoryginalniejszych prezesów, jacy się kiedykolwiek przez naszą piłkę przewinęli. Teraz Leśnodorski – odmieniony, szczuplejszy o 15 kilogramów – rusza w Himalaje i ma zamiar zamieszać nie mniej niż w polskim futbolu.

Reklama

Pierwszy przystanek – Islamabad. Trochę się o niego boję, ale jak nie zgoli brody, to może wtopi się w tłum.

*

Wśród zaproszonych gości był także menedżer Vadisa Odidji-Ofoe, Peter Smeets. Bardzo sympatyczny facet, współpracuje z tym zawodnikiem od trzynastu lat, a przynajmniej tak twierdzi. Traktuje go jak młodszego brata. A w stajni ma jeszcze Thibauta Courtoisa, Yannicka Carrasco, Kevina Mirallasa, no i Youriego Tielemansa, którego właśnie umieścił w Monaco.

– Mieliśmy problem, bo Norwich nie chciało korzystać z usług Vadisa. Zadzwoniłem do Besnika i spytałem: – Czy ty byś go nie chciał u siebie? Plan był taki, żeby Vadis w Warszawie wyprowadził karierę na prostą, odbudował się. I ten plan został zrealizowany w stu procentach – mówił. – Teraz jesteśmy w innym momencie. Dopóki trwał sezon, mówiłem mu: zostań mistrzem, nie pytaj mnie o oferty. Najpierw mamy tu robotę do zrobienia. I on ją zrobił. A teraz zastanowimy się co dalej.

– Najdziwniejsze jest to, że stało się coś, czego nie zakładaliśmy: Vadis troszkę zakochał się w Legii. To zawsze jest pytanie, w którą stronę iść: zmieniać klub czy włączyć opcję „zostań legendą”. Nie ukrywam, że dla nas problemem są zmiany w Legii. Nie wiemy, jak to będzie wyglądało. Może ty wiesz?

– Nie wiem – odparłem.

Reklama

– No właśnie. My często myślimy sercem. Pieniądze są ważne, ale przy podejmowaniu decyzji często decyduje intuicja, serce. Mieliśmy bardzo dobre przeczucia co do Legii. Prezydent klubu był ważny, Michał Żewłakow był bardzo ważny, a Dominik Ebebenge chyba najważniejszy. Patrzysz w oczy i wiesz, czy cię ktoś oszuka, czy nie. Dominik bardzo pomógł Vadisowi w aklimatyzacji w klubie, w mieście, w kraju, był wielkim wsparciem. To dla nas problem, że go nie będzie.

– Wiesz, jak ja myślę o futbolu? – spytał. – Zbieram momenty, a nie pieniądze. Zobacz…

Agent wyjął telefon, pokazuje zdjęcie z szatni, na którym świętuje mistrzostwo ze swoim „młodszym bratem”.

– To zdjęcie jest najważniejsze, w telefonie zbieram takie momenty. A jak takie momenty są, to pieniądze też. Vadis to mój ulubiony piłkarz, dużo razem przeszliśmy. Co teraz będzie? Nie wiem. Wszystko jest możliwe. Każda liga, jak i to, że zostanie w Legii. Mamy 6-7 interesujących ofert i jeszcze rok kontraktu w Warszawie.

– Jak bardzo dzisiaj liga belgijska jest konkurencyjna dla Legii?
– Dwa kluby są bogatsze, płacą więcej. Ale to jest niesamowite, co tu u was się dzieje. Ja ludziom w Belgii mówię: – Jedźcie do Warszawy, zobaczcie jak tam funkcjonuje klub. Wy możecie sobie nie zdawać sprawy, ale to jest naprawdę organizacyjnie światowy top. Stadion, klinika na stadionie, miasto… Ostatnio powiedziałem w Anderlechcie: – Musicie pojechać do Warszawy, zobaczyć jak wyglądają treningi Legii… Dzisiaj gdy ktoś mnie z Belgii pyta, czy warto grać w lidze polskiej, to mówię: – Jeśli w Legii, to oczywiście.

*

Zdanie o miłości do Legii wrzuciłem na Twittera. Ludzie lajkowali i podawali dalej jak opętani. „My też cię kochamy”. Kibic nigdy nie pokona własnej naiwności. Może się sparzyć 1000 razy, ale za 1001 znowu uwierzy, że w futbolu liczy się coś więcej niż pieniądze.

To nawet urocze. Głupie, ale urocze. Dorośli ludzie wierzą, że 28-letni Belg po roku w Polsce przełoży rzekome uczucia ponad finanse.

*

Z tym organizacyjnym topem to bym się na moment wstrzymał. Legia nie płaci odpraw (pensji w okresie wypowiedzenia) osobom, które odeszły z klubu wraz z poprzednim zarządem. Trochę to dziwne, bo to nie są duże sumy, a można sobie tylko narobić wstydu, gdy ktoś o tym napisze.

No i napisałem.

*

Sławomir Peszko dostał czerwoną kartkę, w czym nie ma nic dziwnego – liczba goli w karierze tego zawodnika jest nieznacznie większa niż liczba meczów, podczas których był wyrzucany z boiska. Są tacy, którzy uważają go za charakternego, ale moim zdaniem charakterny zawodnik to nie taki, który wypisuje się z gry przed końcowym gwizdkiem, tylko taki, który nie zatrzymuje się ani na moment w walce o zwycięstwo.

Ale ja nie o tym.

Chciałem tylko wam uzmysłowić, jak łatwo dać się zmanipulować na podstawie stop-klatki. Jeśli bowiem obejrzymy moment, w którym Peszko trafia Vadisa w nogę, to mamy do czynienia z bestialskim atakiem na nogę. Prawda? Prawda!

Tylko że Peszko nie atakował nogi Vadisa. Atakował piłkę. Nierozważnie, w sposób niedozwolony, głupi, brutalny, ale jednak wciąż był to atak na piłkę. Nie przewidział – to w ogóle jest problem Peszki, nie przewiduje – że Vadis ma szybszą nogę i zdoła trącić piłkę. Nie zrozumcie mnie źle – nie staję w obronie wślizgu Peszki, tylko chcę odrobiny sprawiedliwości w ocenie jego intencji.

Noga prosto w piłkę, Peszko już „w locie”.

Zrzut ekranu 2017-06-05 o 14.52.21

Vadis zagrywa do boku…

Zrzut ekranu 2017-06-05 o 14.53.20

Jakieś dwie setne sekundy później ma korki Peszki na swoim piszczelu.

Zrzut ekranu 2017-06-05 o 14.53.55

Peszko nie miał zamiaru połamać piłkarza Legii, miał zamiar z impetem i po chamsku władować się w piłkę. On po prostu nie umie robić poprawnych wślizgów, nie przewiduje konsekwencji, jest w sensie piłkarskim pod wieloma względami niedokształcony. I tyle.

A teraz niech pauzuje przez 10 meczów.

*

Gorsze było to, co stało się później na środku boiska. Leśnodorskiego już od jakiegoś czasu nie ma, więc teraz Dariusz Mioduski nie będzie miał na kogo zrzucić. A jako prezes mógłby odpowiedzieć: jak to jest, że za „ochronę” boiska odpowiadała grupa kibiców, z których jeden (z ważnym jeszcze przez rok zakazem stadionowym) przez środek boiska podszedł pod sektor kibiców Lechii Gdańsk i wykonywał gesty podrzynania gardła? Wreszcie – jak to się stało, że nieproszony na murawie fan został przez jednego z tych kibiców kopnięty z całej siły w głowę?

Zrzut ekranu 2017-06-05 o 13.19.49

Może mam za dużą wyobraźnię, ale potrafię sobie wyobrazić, że na skutek tego kopnięcia ofiara umiera. Co by się wówczas stało? Trup na środku boiska, jeszcze przed wręczeniem medali. Kto by za to odpowiedział? Czy ci „ochroniarze” działali w porozumieniu z klubem, czy byli – hmm – wolontariuszami? Na oczach prawie 30 tysięcy ludzi mogło dojść do zabójstwa. Czy ktoś potrafi wyobrazić sobie konsekwencje? Dla sprawców, działaczy, Legii, całej ligi, całego naszego futbolu? Dla kraju?

Ewidentnie widać, że zachowanie porządku klub powierzył grupie chuliganów. Czy to są standardy XXI wieku? Kto personalnie wpadł na ten genialny pomysł? W którą stronę zmierzamy? Czy naprawdę mistrza Polski nie stać na normalną, wykwalifikowaną ochronę? Nie wierzyłem w to, co widziałem. Organizacyjnie to było cofnięcie się o dwadzieścia lat.

Klub wydał komunikat: „Informujemy, że Legia Warszawa jednoznacznie potępia wszelkie przejawy agresji. Klub podjął już stosowane działania związane z incydentem, który wydarzył się na płycie boiska po zakończeniu meczu z Lechią Gdańsk”.

Incydent to jest jak się wino skończy na trybunie gold, a to był pierdolony skandal.

Ja bym wolał jednak komunikat o tym, kto konkretnie i dlaczego, na podstawie jakich przepisów, ochronę powierzył tym konkretnie ludziom? A jeśli nie powierzył – na jakiej podstawie ta akurat grupa – zupełnie swobodnie szwendała się po murawie i nikt jej nie niepokoił, gdy wymierzała sprawiedliwość?

*

W poniedziałek odbyła się „Gala Ekstraklasy”. Trenerem roku został Maciej Bartoszek i miałem wrażenie, że najbardziej zażenowany tym wyborem jest on sam. Wykonał w Kielcach bardzo dobrą robotę, ale… bez jaj. Bilans 9 zwycięstw, 3 remisy i 10 porażek nie jest bilansem na miarę nagrody. Mimo wszystko.

– Eee, daj spokój – machnął ręką, spytany o wyróżnienie. Niestety, tak się kończy powierzanie jakichkolwiek wyborów piłkarzom. Wybrać to oni mogą kolor butów.

Oczywistym jest, że najlepszym trenerem w sezonie 2016/2017 był Michał Probierz. Podczas gali jeszcze nie zeszło z niego ciśnienie z końcówki sezonu.

– Nie mogę odżałować. Wiesz, w takim klubie jak Jagiellonia masz jedną szansę w życiu na mistrzostwo. I jak jej nie wykorzystasz, to drugiej nie będzie. Gdybyśmy na koniec mieli rzut rożny czy rzut wolny… Ja już bym machnął na europejskie puchary, zaryzykował, kazał Kelemenowi biec w pole karne – wspominał. – Ale powiedziałem chłopcom: dzisiaj płaczecie, jutro będziecie dumni. Tak naprawdę tym składem nie mieliśmy prawa do ostatniej sekundy sezonu walczyć o mistrzostwo z Legią. A jednak my tam byliśmy i mieliśmy wszystko w swoich rękach. Tego nikt nam nie zabierze.

– Nikt nawet nie wie, że Ivan Runje miał w sobotę wesele. Wysłaliśmy po niego samolot i wylądował w niedzielę o 7 rano z powrotem. Robiliśmy co mogliśmy – mówił. – Czego zabrakło? Na przestrzeni sezonu kilku innych decyzji sędziów, szkoda, że dziś Przesmycki nie przyszedł… Zabrakło kilku goli naszych stoperów po stałych fragmentach. Mieliśmy problem po analizie Tomka Wieszczyckiego w telewizji, zaczęto nam gwizdać wszystkie wybloki. Mecz w Gdańsku… Tam trzeba było na początku strzelić gola albo dwa…

– Dla mnie ten sezon był wielką nauką. Ciekawie było obserwować, jak niektórych piłkarzy da się „wyłączyć” od myślenia i wmówić im, że wcale nie ma żadnej presji i żadnej walki o mistrza. Z punktu widzenia psychologicznego świetna przygoda – opowiadał.

U Probierza duma mieszała się z rozgoryczeniem. Ale z czasem rozgoryczenie będzie znikało, a duma nie. Wykonał kawał dobrej roboty. Spektakularnej.

*

Odkryciem roku został Niezgoda, ale na rynku transferowym największe zainteresowanie wzbudza Bednarek. Tylko że w tym roku Lech woli sprzedać Kownackiego i Kędziorę, a Bednarka tylko wówczas, jeśli pojawi się gigantyczna oferta.

Na razie jest zainteresowanie z najsilniejszych lig świata, ale jeszcze bez propozycji nie do odrzucenia. Bo takie w wysokości 3 milionów euro dla Lecha za tego akurat piłkarza do odrzucenia jak najbardziej są.

*

Śląsk Wrocław czeka na nowego właściciela. Kupić klub próbuje między innymi Andrzej Kuchar, który wcześniej złożył ofertę na Koronę Kielce – ale tam wybrano zagraniczny kapitał.

*

Gale z każdym rokiem robią się imprezami dla dziennikarzy i jakichś innych ludzi, których nie znam nawet w widzenia. Nieliczni piłkarze zawijają się od razu, trenerów niewielu – w czym nie ma zresztą nic dziwnego, skoro Grzegorza Nicińskiego i Czesława Michniewicza (a pewnie kilku innych też, ale już nie sprawdzałem) Ekstraklasa SA zapomniała zaprosić.

*

Moja ulubiona scenka nagrana podczas fety w Warszawie. Rozczula zwłaszcza „ranny”, którego koledzy nie zostawili na polu bitwy.

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

180 komentarzy

Loading...