Reklama

Niedoszły lekarz, którego nie lubią koledzy z peletonu. Oto pierwszy Holender, który wygrał Giro

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

29 maja 2017, 20:48 • 4 min czytania 2 komentarze

Nairo Quintana miał zostać pierwszym kolarzem od czasu Marco Pantaniego, który wygra w jednym sezonie Giro d’Italia i Tour de France. Kolumbijczyk nie zrealizuje jednak swojego ambitnego celu. Planu na maj 2017 roku nie wypełnił też Vincenzo Nibali. „Rekin z Mesyny” pragnął powtórzyć wyczyn Miguela Induraina z lat 92/93 i triumfować w wyścigu dookoła Włoch dwa razy z rzędu. Zależało mu na tym niezwykle, bo przecież była to setna edycja tej kultowej imprezy. Obu wielkich czempionów pogodził w tym roku Tom Dumoulin. Holender, który miał zostać lekarzem, a kolarstwo zaczął uprawiać dopiero mając 15 lat.

Niedoszły lekarz, którego nie lubią koledzy z peletonu. Oto pierwszy Holender, który wygrał Giro

Kiedy pytamy komentatora Eurosportu Tomasza Jarońskiego o tajemnicę sukcesu Dumoulina, ten odpowiada: „Chłopak jeździ podobnie do Induraina. Jest świetny w czasówkach i nie sposób go zgubić w górach”. Jeszcze jesienią 2015 druga część tego zdania byłaby nieprawdziwa. 12 września tamtego roku Holender przystępował do 20. etapu Vuelta Espana w czerwonej koszulce lidera imprezy. Wydawało się, że skoro wytrwał ataki wybitnych rywali przez tyle poprzednich dni, teraz też da radę. A jednak, pękł. Kryzys na tym kluczowym odcinku kosztował go nie tylko stratę pierwszego miejsca, ale też koniec marzeń o podium. Tom skończył imprezę na szóstym miejscu, Rafał Majka był w tamtym wyścigu trzeci. 

Po nieudanym starcie ambitny zawodnik zaczął szukać przyczyn swojej porażki. Po dogłębnej analizie wyszło mu, że jednym z powodów takiej a nie innej jazdy w wielkich tourach jest… jedzenie:

– Kiedy wspominam swoje słabsze momenty, okazuje się, że często wszystko sprowadzało się do niewłaściwego odżywiania tego dnia lub w dniach poprzedzających. Takich braków energetycznych nie da się później odrobić. Uważam, że dla mnie podstawowym punktem jest prawidłowa dieta. Cały czas uczę się, co powinienem, a czego nie mogę spożywać.

Dobór odpowiedniego paliwa jest dla kolarza równie istotny, co dla kierowcy rajdowego. Ale też poza tym w tej pięknej dyscyplinie liczy się coś jeszcze: katorżnicza, codzienne praca. Dumoulin:

Reklama

– Obozy górskie oznaczają, że mogę się znacznie więcej wspinać. To naprawdę tak proste. Ludzie koncentrują się na parametrach krwi i wzmożonej produkcji erytropoetyny, jednak dla mnie nie robi to wielkiej różnicy. Jako największą zaletę uważam możliwość odbywania regularnych, ciężkich treningów w górach. To właśnie tam wygrywa się lub przegrywa wielkie toury.

Atutem Holendra jest coś jeszcze: wspaniale ustawiona pozycja na rowerze. W byciu jak najbardziej aerodynamicznym Dumoulinowi pomagali naukowcy z uniwersytetu w Delft. Ludzie z najstarszej szkoły technicznej w Holandii… zeskanowali sylwetkę Toma i dzięki drukarce 3D stworzyli manekina. Umieścili go w tunelu aerodynamicznym, by przeprowadzić odpowiednie testy. Ponoć to dzięki nim Tom ma w trakcie wyścigów sylwetkę idealną. Udowodnił to zresztą podczas ostatniego etapu tegorocznego Giro, czyli jazdy na czas, będącej zresztą jego specjalnością od lat. Przed tym odcinkiem Dumoulin miał 53 sekundy straty do Quintany, a zakończył go z ponad półminutową przewagą nad swoim największym rywalem! Po wszystkim Nairo oraz Nibali nie żałowali swojemu przeciwnikowi pochwał. Obaj mistrzowie zgodnie twierdzili, że Holendrowi należała się wygrana. Tymi wypowiedziami pokazali klasę, bo przecież jeszcze kilka dni wcześniej Dumoulin publicznie się po nich przejechał:

– Nibali i Quintana skupili się tylko na mnie i próbowali doprowadzić do tego, żebym stracił do nich, zamiast walczyć o wygraną. Jadąc w ten sposób mam nadzieję, że przegrają swoje miejsca na podium. Jeśli coś takiego wydarzy się w Mediolanie to będę bardzo szczęśliwy.

Oczywiście tymi słowami Tom nie przysporzył sobie przyjaciół w peletonie. Zresztą ponoć nigdy nie miał ich zbyt wielu. Tomasz Jaroński:

– Podobno Dumoulin nie jest za bardzo lubiany przez innych kolarzy. Nie podoba im się to, że czasem zachowuje się niesympatycznie w stosunku do rywali. Słyszałem również, że to gość, który zdecydowanie nie jest duszą towarzystwa, lubi trzymać się z boku.

Reklama

Zanim Tom zakochał się w kolarstwie, przez lata trenował piłkę nożną. Nie miał jednak talentu, który pozwoliłby mu zostać nowym Dennisem Bergkampem. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, stwierdził, że zamiast sportu wybierze pomaganie ludziom – chciał pójść na medycynę. Ostatecznie  nic z tego nie wyszło, czego Dumoulin raczej nie żałuje. Jako lekarz byłby zapewne jednym z wielu w Holandii, jako kolarz już przeszedł do historii tego kraju – jest pierwszym przedstawicielem „Oranje”, który wygrał Giro. Co dalej?

– Sam jestem ciekaw jaki cel postawi sobie na 2017 rok. Po niedzielnym sukcesie naturalnym krokiem w przyszłym sezonie byłaby walka o żółtą koszulkę w Tour de France, kto wie, być może Tom się o nią pokusi – zastanawia się Tomasz Jaroński.

Jeśli Dumoulin zdecyduje się wystartować w TdF 2017, zrobi to raczej w barwach Teamu Sunweb, z którym łączy go jeszcze kilkuletni kontrakt. Niewykluczone jednak, że za jakiś czas Tom odejdzie z niego do numeru 1 światowego peletonu, czyli ekipy Sky. Jej szef Dave Brailsford dał publicznie Holendrowi do zrozumienia, że chętnie widziałby go w swoim zespole:

– Obserwuję go od wielu lat i jestem nim oczarowany. To, co pokazuje w Giro, jest tylko potwierdzeniem umiejętności Toma. A to, jak radzi sobie z presją, świadczy o jego dojrzałości.

Ciężko nie zgodzić się z tymi słowami. Dumoulin wygrał przecież Giro, mimo że na 16. etapie wyścigu dopadła go… biegunka. Holender najpierw pokonał słabości żołądkowe, a w kolejnych dniach poradził sobie z wybitnymi przeciwnikami.  A skoro jest w stanie wygrać z Nibalim czy Quintaną, wcale nie jest powiedziane, że w kolejnym sezonie nie postawi się samemu Chrisowi Froome’owi…

KAMIL GAPIŃSKI

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

2 komentarze

Loading...