Reklama

Pachniało pogromem, ale tylko przez chwilę. Lech zrobił swoje

redakcja

Autor:redakcja

14 maja 2017, 18:18 • 3 min czytania 9 komentarzy

Są w Ekstraklasie – lidze, w której stwierdzenie „każdy może wygrać z każdym” to nie tylko frazes – mecze, w przypadku których już szybki rzut oka na składy wystarczy, by stwierdzić: to musi skończyć się oklepem. Gdy jeszcze uświadomimy sobie, że a) oklepywana drużyna nie gra już o nic, b) jej trener odchodzi niezależnie od tego, co się wydarzy i c) w tym sezonie rywal już czterokrotnie pokazywał, że jest lepszy – bardziej adekwatne od „oklepu” staje się słówko „wpierdol”. Może trochę narazimy się fanom Kolejorza, bo w przypadku meczów z Jagiellonią i Legią nie lekceważyliśmy Pogoni Szczecin, ale okoliczności są jednak ważne. Lech miał dziś obowiązek wygrać, przy każdym innym rozstrzygnięciu ludzie w Gdańsku, Białymstoku i Warszawie mieliby pełne prawo tarzać się po podłodze ze śmiechu. 

Pachniało pogromem, ale tylko przez chwilę. Lech zrobił swoje

Oczywiście poznaniacy nie są w ciemię bici, od samego początku starali się więc wykorzystać to, że linia obronna Niepsuj-Rapa-Rudol-Matynia zna się tylko ze wspólnych treningów. W zasadzie już po kilku pierwszych akcjach kursy na zwycięstwo Kolejorza powinny polecieć na łeb, na szyję. A to rozgrywanie piłki przez Portowców kończyło się autem dla przeciwników, a to widzieliśmy obrazki będące idealną ilustracją dla stwierdzenia „krycie na radar”, a to lewy defensor otwierał autostradę dla kontr rywali. Pełna elektryka. Sęk w tym, że Lech miał problem z trafianiem we właściwe miejsce, bo między innymi:

– Trałka strzelił w poprzeczkę,
– Robak przylutował w twarz Rapy,
– Wilusz sieknął z bliska z całej siły w Słowika.

Wspomnieliśmy o ledwie trzech strzałach, a Lech tylko w pierwszej połowie oddał ich łącznie… 16. Sporo próbował aktywniejszy niż zazwyczaj Makuszewski, z jego uderzeniami radził sobie Słowik, do tego znów Trałka, Majewski, Radut… Żaden nie potrafił wpisać się na listę strzelców w pierwszej połowie. Ale od czego Lech ma Marcina Robaka? W 35. minucie po wrzutce z wolnego w końcu pomylił się grający dobre zawody Słowik (taka chyba jego natura), po raz kolejny niepewną interwencję w polu karnym zaliczył też Matras i lider klasyfikacji strzelców dorzucił do dorobku kolejne trafienie.

Pogoń? Ujmijmy to tak – trudno jechać z Portowcami za brak starań, bo dało się je dostrzec nawet bez użycia lupy. Szarpał przede wszystkim Gyurcso, raz sprawdził czujność Putnocky’ego z dalszej odległości,  świetnie uruchomił podaniem Listkowskiego przy najgroźniejszej kontrze gości – tu źle zagrał młodzian, który mógł wyłożyć piłkę Kortowi na pustą bramkę – i generalnie potrafił się urwać, choćby po to, by powalczyć o stały fragment.

Reklama

Po drugiej połowie spodziewaliśmy się podobnego obrazu gry, lecz skuteczniejszego Lecha. Nie do końca trafiliśmy. Pogoń się trochę rozochociła, pograła piłką, szczególnie w pierwszym kwadransie częściej gościła pod polem karnym przeciwnika. Niewiele konkretów, ale warto to odnotować. To nie było klasyczne „podpuścić-skasować”. Lech przetrzymał lepszy okres Pogoni, mógł nawet strzelić w jego trakcie bramkę, bo Majewski trafił z wolnego w słupek, a mecz zamknął w 64. minucie, gdy Trałka wykończył akcję Makuszewskiego i Kędziory. Temperatura meczu znacząco spadła, nie podniosły jej również zmiany, więc na tym zakończymy.

Próbę generalną przed spotkaniami o mistrzostwo Lech zaliczył na jakąś czwórkę z plusem.

yNeYqV4

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
11
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

9 komentarzy

Loading...