Reklama

Skromnie, ale jednak zasłużenie. Manchester wskakuje na prom do Szwecji!

redakcja

Autor:redakcja

11 maja 2017, 23:06 • 3 min czytania 7 komentarzy

To były dwa bardzo podobne do siebie spotkania. Z jednej strony aspirujący do miana poważnej marki zespół, a z drugiej ten o niepodważalnej, ale jednak nieco zakurzonej renomie. I w obu odsłonach rywalizacji o finał Ligi Europy scenariusz był podobny – może i Celta Vigo sporadycznie dochodziła do głosu, ale wystarczyło, by znacznie bardziej utytułowany kolega po fachu zerwał się do ataku, a było pozamiatane. „Czerwone Diabły” tym razem nieco pechowo zremisowały 1:1, ale i tak mogą szykować się do walki o złote medale Ligi Europy.

Skromnie, ale jednak zasłużenie. Manchester wskakuje na prom do Szwecji!

Zaczęło się dość zaskakująco, bo choć wiedzieliśmy, że Manchester ma całkiem sympatyczną zaliczkę po wyjazdowym starciu na Półwyspie Iberyjskim, to jednak w małe zdumienie wprawił nas widok jedenastu zawodników MU na własnej połowie. Może i nie wynikało to z jakiejś szaleńczej ofensywy gości, bo podopieczni Jose Mourinho byli zorganizowani całkiem nieźle i nie wpuszczali rywala w okolice szesnastki, ale jednak spodziewaliśmy się czegoś więcej z ich strony.

Szybko okazało się jednak, że wszystko to było przemyślanym planem portugalskiego szkoleniowca. Gospodarze spokojnie wyczekali na możliwość kontrataku, a gdy już taka się trafiła – bezlitośnie ją wykorzystali. Rashford poszukał miejsca na skrzydle i posłał kapitalną, dokładną co do centymetra wrzutkę do Fellainiego. A ten już praktycznie nie mógł spierdzielić tak znakomitej okazji i z najbliższej odległości sieknął z główki.

Reklama

Widać było po Celcie, że wierzy jeszcze w odbicie sobie tych strat, ale chyba za bardzo Hiszpanie nie mieli pomysłu jak rywala przechytrzyć. Zbyt często ofensywne zrywy ograniczały się do indywidualnych rajdów Pione Sisto, a jednocześnie zbyt rzadko rozpracowywały defensywę United. Brakowało na pewno ciut szczęścia, ale jednak przede wszystkim doświadczenia i umiejętności.

Manchester poprowadził resztę tej walki jak wytrawny bokser, który zdążył już dwukrotnie posłać przeciwnika na deski i doskonale wie, że jeśli bez szwanku dociągnie do końca dwunastej rundy, to jego ręka powędruje w górę, a pas – do gabloty. Nie forsowali tempa, nie rzucali się z wściekłością na przeciwnika, a grali raczej piłką pragmatyczną i do bólu zdyscyplinowaną taktycznie. Od czasu do czasu trochę szumu pod jedną lub drugą bramką się tworzyło, ale były to raczej akcje z kategorii „z dużej chmury mały deszcz”. I gdy wydawało się, że ten wieczór przebiegnie kompletnie bez jakichkolwiek nerwów, wtedy w polu karnym urwał się Roncaglia i głową posłał piłkę do siatki. Emocje zresztą udzieliły się i samym piłkarzom, bo po kilkudziesięciu sekundach… ten sam Roncaglia wyleciał z boiska. Do spółki z nim zresztą obrońca Manchesteru, Eric Bailly, który wdał się w konkretną szamotaninę w środku pola.

Tak czy owak, choć Guidetti choćby miał jeszcze świetną okazję, udało się dowieźć pozytywny wynik – „Czerwone Diabły” ograły więc Celtę i generalnie w dwumeczu pokazały znacznie więcej od niedoświadczonego na salonach rywala. Tym samym w pełni zasłużenie wskakują na prom wiodący do Szwecji i już za kilkanaście dni powalczą w Solnie o swój trzeci, po Tarczy Wspólnoty i Pucharze Ligi Angielskiej, puchar w tym sezonie.

Najnowsze

Liga Europy

Liga Europy

Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

6
Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

Komentarze

7 komentarzy

Loading...