Reklama

Sześć lat temu zakończył się jeden z najgorętszych dwumeczów całej dekady

redakcja

Autor:redakcja

03 maja 2017, 08:08 • 3 min czytania 1 komentarz

Nie ulega wątpliwości, że w chwilach smutku Jose Mourinho raczej nie sięga po telefon i nie wybiera numeru Pepa Guardioli. Delikatnie rzecz ujmując, obaj panowie za sobą nie przepadają, za to lubią wbijać sobie szpilki. A że mierzą się ze sobą dosyć często, to ich słowna wojenka ma już swoją niemałą historię. Dzisiaj mija szósta rocznica od zamknięcia pamiętnego dwumeczu w półfinale Ligi Mistrzów pomiędzy Barceloną i Realem Madryt. Dwumeczu, w którym ani Messi (mimo że strzelił dwa gole), ani Ronaldo nie byli pierwszoplanowymi postaciami, bo jeszcze więcej uwagi skupiali na sobie sędziowie oraz – a jakże – Jose Mourinho.

Sześć lat temu zakończył się jeden z najgorętszych dwumeczów całej dekady

Równo sześć lat temu byliśmy świadkami rewanżu na Camp Nou, na który jednak w zasadniczy sposób wpłynął pierwszy mecz na Santiago Bernabeu. Bo to właśnie po nim przez bity tydzień dyskutowano o wejściu Pepe w Daniego Alvesa, a także o wyrzuceniu Mourinho na trybuny oraz jego pamiętnym występie na konferencji prasowej. Przypomnijmy punkt zapalny tych wszystkich zdarzeń:

Portugalczyk z brazylijskimi korzeniami brutalnie zaatakował Daniego Alvesa i gdyby ten nie cofnął w ostatnim momencie nogi, to cała jego kariera mogłaby zawisnąć na włosku. Rzecz jasna nie wszyscy widzieli to w ten sposób, a pierwsze skrzypce grał oczywiście Jose Mourinho. Niemiecki arbiter wysłał portugalskiego szkoleniowca na trybuny, na co ten odpowiedział na konferencji prasowej [cytat za fcbarca.com]:

– Jeśli chciałbym powiedzieć to, co myślę, musiałbym dzisiaj zakończyć karierę. Mam tylko jedno pytanie: dlaczego? Dlaczego Ovrebo, de Bleeckere, Busacca, Stark? W każdym półfinale jest to samo. Rozmawiamy o Barcelonie, absolutnie fantastycznej drużynie, ale dlaczego Chelsea nie awansowała do finału dwa lata temu? Dlaczego Inter doświadczył prawdziwego cudu w zeszłym sezonie, gdy grał w dziesiątkę? Nie wiem, czy to przez znajomości Villara w UEFA, czy dzięki UNICEF-owi. Nie rozumiem.

Reklama

Osłabiony brakiem Pepe i Mourinho na ławce Real uległ u siebie 0:2 (po dwóch golach Messiego). Jeśli ktoś myślał jednak, że w rewanżu obejdzie się bez podobnych kontrowersji, to się grubo pomylił. 46. minuta, Real wyprowadza akcję. Ronaldo rozpędzony podaje do Higuaina, który w sytuacji sam na sam z Valdesem nie daje szans Hiszpanowi. Jednak przed strzałem Argentyńczyka słyszymy gwizdek. O co chodzi? Pierwsza myśl – spalony. Koniec końców nie było, więc co w takim razie? Rozpędzony Cristiano był podcinany, a przewracając się i upadając zahaczył Mascherano, który też się wywalił. Arbiter odgwizdał faul na stoperze. Jednak czy to przewinienie faktycznie było? Można mieć co do tego ogromne wątpliwości. Gdyby wtedy Real strzelił, to kto wie, może to spotkanie – a także i cały dwumecz – potoczyłoby się totalnie inaczej…

Rewanż zakończył się bramkowym remisem, a cały dwumecz wynikiem 3:1 dla Barcelony. Piłkarze i kibice Królewskich nie kryli jednak rozgoryczenia, bo dla nich zostali zwyczajnie skręceni przez arbitra, i to w obydwu spotkaniach. A tego typu emocje bardzo chętnie podsycał także sam Mourinho. Dzisiejsze klasyki już takiej temperatury nie mają i może to i dobrze. Bo chyba najbardziej wymowny jest tutaj fakt, że mimo nieprawdopodobnego stężenia gwiazd na murawie, po sześciu latach z tamtych spotkań wciąż w większym stopniu wspominamy sędziowskie kontrowersje czy wystąpienia poza boiskiem.

Poza tym, mimo wszystko, wolimy jednak patrzeć na taki Real Madryt, jak we wczorajszym meczu – skupiający się wyłącznie na futbolu i niszczący swoich przeciwników.

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

1 komentarz

Loading...