Reklama

Realowi bramki trzeba strzelać w ostatniej akcji meczu!

redakcja

Autor:redakcja

29 kwietnia 2017, 19:11 • 4 min czytania 13 komentarzy

Dopóki piłka w grze… Tak, wiemy, banał. Ale w żadnym innym przypadku nie jest aż tak łatwy do wychwycenia, jak przy okazji meczów Realu Madryt. W skrócie – niezależnie ile bramek „Królewscy” stracą, niezależnie jak mocno będzie się ich rywal bronił – jeśli tylko będą mieć chociaż te kilka minut na odrobienie straty, prawdopodobnie to zrobią.

Realowi bramki trzeba strzelać w ostatniej akcji meczu!

By być absolutnie pewnym wyniku rywalizacji ze stołecznym klubem, trzeba postąpić jak Barcelona w El Clasico – zapakować im gola w ostatniej akcji, w ostatnich sekundach meczu. Wtedy istotnie, już nie zdążą tego odrobić. W przeciwnym wypadku? Isco w 90. minucie meczu z Gijon, Ronaldo dwukrotnie w ostatnich pięciu minutach starcia z Las Palmas, Morata w końcówce spotkania z Villarreal… Wymieniać spotkania, w których Zinedine Zidane i jego ekipa odwracali losy, gdy sędziowie już chwytali za gwizdek by zakończyć mecz można do woli.

Tak było i dzisiaj. Realowi bardzo długo szło jak po grudzie. Gol Ronaldo – klasyczny, po dorzucie Carvajala, był właściwie konsekwencją jednej z nielicznych udanych akcji gospodarzy dzisiejszego boju z Valencią. Sami się zastanawialiśmy – czy to klasyczny autopilot Realu, czyli gra z minimalnym zaangażowaniem, byle wygrać bez kontuzji, wykluczeń kartkowych i przesadnego zapocenia śnieżnobiałych koszulek, czy jednak bezradność spowodowana bardzo przytomną grą gości? Valencia przyjechała na Bernabeu dość mądrze ustawiona – z jednej strony bez szaleństw, z doskonale zabezpieczonym tyłem, a z drugiej – z Nanim, Munirem i młodym Santi Miną między nimi na desancie. Jakkolwiek oceniać dokonania i karierę Naniego czy Munira – Real nie mógł sobie pozwolić na frontalne ataki z użyciem obu bocznych obrońców, gdy kontrować mogli tak dynamiczni i zwyczajnie solidni zawodnicy. Efekt był taki, że mieliśmy coś na podobieństwo Ekstraklasy – bardziej przeciąganie liny niż futbolowy spektakl.

To dziwi tym bardziej, że drużyna pokroju Realu nawet grając słaby mecz tworzy sobie sytuacje – po prostu, zbyt dużo indywidualności, zbyt dużo klasy piłkarskiej, by nie zagrażać bramce rywali wcale. I tak też było – fantastyczną okazję zmarnował jednak Benzema a następnie… Cristiano Ronaldo zmarnował rzut karny. Choć trzeba tu jednocześnie zaznaczyć – to było starcie jednego ze skuteczniejszych wykonawców „jedenastek” z jednym z najlepszych w tym elemencie bramkarskiego rzemiosła. Diego Alves dziś bowiem obronił swój piąty rzut karny w tym sezonie – czyli dobił do bajecznej skuteczności 50% obronionych strzałów z 11 metrów.

Jeśli mecz oglądali fani Barcelony – zapewne pytali samych siebie: kiedy, jeśli nie teraz. Kiedy, jeśli nie w meczu, w którym Real jest tak nieefektywny, kiedy ma takie problemy z kreowaniem sytuacji, kiedy ma takie problemy z wykorzystaniem tych nielicznych dobrych okazji. I właśnie w środku tych rozmyślań – gol dla gości. Idealne, mierzone uderzenie w okienko, po którym Keylor Navas mógł jedynie spojrzeć bezradnie w kierunku piłkarzy tworzących mur. Może gdyby mieli trzy i pół metra, może gdyby sam Navas był jakieś 80 centymetrów wyższy – udałoby się jakoś tego dosięgnąć. Ale niestety dla „Królewskich” – Daniel Parejo nie litował się nad wzrostem rywali i uderzył tuż nad grzywkami obrońców, centymetry od rękawicy kostarykańskiego bramkarza.

Reklama

1:1, słaba gra Realu, osiem minut do końca, wciąż dwie zmiany do wykorzystania w zespole gości. Fani Valencii i przy okazji gorąco dopingujący ich klub Katalończycy mogli już właściwie powoli odkorkowywać szampany.

Ale wtedy „Królewscy” wrzucili piąty bieg. Przede wszystkim zaś – piąty bieg wrzucił niezmordowany w tym sezonie Marcelo, sumiennie pracujący na miejsce – kto wie – może i gdzieś w okolicach podium Złotej Piłki. Najlepszy lewy obrońca świata raz jeszcze wziął wszystkich kolegów z Cristiano Ronaldo włącznie na swoje plecy – ruszył lewą stroną. Za pierwszym razem rozklepując rywali – ale nieudana sztuczka techniczna Asensio zepsuła dośrodkowanie. Za drugim razem – już samodzielnie, zjeżdżając do środka w stylu odwróconego Robbena i dając Realowi: prowadzenie, pozycję lidera, 3 punkty i zwiększenie szans na zdobycie mistrzostwa.

„Królewskim” zostały już tylko cztery kroki, w tym jeden z Granadą, która w 9 ostatnich meczach zdobyła 1 punkt. Mistrzostwo staje się coraz bardziej – ha – realne.

Najnowsze

1 liga

Jarosław Królewski: Wisłę czeka reforma finansowa w wielu aspektach

Damian Popilowski
0
Jarosław Królewski: Wisłę czeka reforma finansowa w wielu aspektach

Hiszpania

Hiszpania

Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu

Patryk Fabisiak
4
Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu
Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
22
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

13 komentarzy

Loading...