Reklama

Nenad Bjelica coraz mocniej upodabnia się do Michała Probierza

redakcja

Autor:redakcja

29 kwietnia 2017, 17:58 • 4 min czytania 61 komentarzy

Znacie nas – uważamy, że te wszystkie szumnie nazywane mianem „mind games” przepychanki na konferencjach prasowych to bardziej teatr dla kibiców, niż próba faktycznego wpływania na własną szatnię. Innymi słowy: trener przed kamerami może nawet żonglować pięcioma tasakami, nie ma to szczególnego przełożenia na grę jego podopiecznych. Ma za to kolosalne znaczenie dla kibiców, działów marketingu, a w dalszej kolejności – dla działu sprzedaży, któremu słupki zazieleniają się tym mocniej, im większe są emocje wywoływane przez klub u jego sympatyków.

Nenad Bjelica coraz mocniej upodabnia się do Michała Probierza

Dlatego uważamy, że Michał Probierz ze swoimi tradycyjnymi prowokacjami, ironizowaniem, rozdawaniem soczystych pstryczków w rywali, sędziów i ligę jest całkiem przydatny. Po pierwsze – coś się dzieje. Po drugie – kibice mają o czym rozmawiać w drodze na mecz. Po trzecie – niewykluczone, że jeden z nich, który normalnie zostałby w domu, utwierdzony przez swojego trenera o spisku sędziów pójdzie wykrzyczeć na stadion, że mu się to średnio podoba. Piłka nożna to branża rozrywkowa – dlatego zacieraliśmy ręce, gdy Probierz wręczał Bergowi rozmówki polsko-norweskie i wówczas, gdy swoje show na konferencjach rozkręcał Stanisław Czerczesow.

Z Nenadem Bjelicą mamy jednak pewien problem. Po prostu… Nie jesteśmy w stanie za nim nadążyć. Wjazd w ligę miał taki, że z miejsca stał się jednym z ulubionych trenerów dziennikarzy, kibiców i zwykłych sympatyków dobrej piłki. Serca zdobył nie tylko efektowną grą i przebudzeniem „Kolejorza”, ale też błyskawicznym opanowaniem języka polskiego czy wypowiedziami pełnymi szacunku dla swojego nowego miejsca pracy. Właściwie moglibyśmy go podawać jako wzór każdemu nowemu trenerowi w lidze – i to nie tylko przybyszom zza granicy, ale i niektórym polskim szkoleniowcom.

W ostatnich tygodniach jednak z Bjelicą stało się coś dziwnego. Pierwsze oznaki pewnej zmiany strategii współpracy z mediami miały miejsce po meczu z Legią, gdy Bjelica ofuknął dziennikarza dość aroganckim „blablabla”. Fakt, pytanie nie było szczególnie przemyślane („czy nie lepiej jakby Robak grał za Kownackiego od początku, bo grał lepiej jak wszedł?”), ale reakcja wydawała się przesadzona. Potem doszedł szlaban na wywiady dla wszystkich piłkarzy – poza wypowiedziami na konferencjach i w rozmówkach w przerwie. Zero godzinnych wyjść na kawę i tym podobnych ekskluzywnych materiałów. No i wreszcie creme de la creme. Wczorajsza rozmowa z dziennikarzami. Od 5:20.

Reklama

My gramy zawsze słabo? Eksperci piszą, że Lech gra słabo? Może istnieje gdzieś jakiś alternatywny świat medialny, ale ten, który znamy akurat nad Lechem się rozpływa. Seria efektownych zwycięstw trzema bramkami, skuteczny Robak, magiczny Jevtić, coraz bardziej kreatywny i swobodny Majewski – chwaleni są zarówno poszczególni piłkarze (psia krew, Weszło pochwaliło Wilusza! WILUSZA!), jak i cały klub z trenerem na czele. Właściwie bliżej byliśmy wersji, że poznaniacy są zagłaskiwani, uczucie nasiliło się, gdy obejrzeliśmy ich bilans z zespołami z pierwszej czwórki na tle wyników z czołówką osiąganych chociażby przez Legię.

A tu Bjelica nagle wbija się w garnitur jakiegoś medialnie zaszczutego trenera, którego piłkarze co i rusz są bezpodstawnie krytykowani. Przyznajemy – ironizował po mistrzowsku, trudno było się nie uśmiechnąć, ale… po prostu się po nim tego nie spodziewaliśmy. Wzór elegancji, uprzejmy, stonowany – teraz wkroczył na ścieżkę charakterystyczną dla Probierza, prowokującego z szelmowskim uśmiechem do medialnych szarpanin.

Jeśli Lech utrzyma wyniki, okaże się z pewnością, że to sympatyczne zdjęcie presji z zawodników i skierowanie uwagi mediów na siebie w najtrudniejszym dla piłkarzy momencie. Jeśli coś w Poznaniu zacznie się psuć – zapewne Bjelica zostanie uznany za bufona, za jakiego zaczynał uchodzić też schyłkowy, pouczający dziennikarzy Czerczesow.

Sami jesteśmy ciekawi, jaki będzie dalszy ciąg. Z jednej strony mamy alergię na zagranicznych fachowców, którzy zaczynają pouczać całe środowisko (mniej więcej od czasów drewnianej chatki Beenhakkera), z drugiej: Bjelica udowodnił, że potrafi podgrzewać temperaturę ze swadą i humorem. A to akurat jest cecha, która wprowadza w ten smutny jak Kutno świat konferencji prasowych trochę energii. Ciekawi jesteśmy, czy to jednorazowy strzał czy Bjelica okrzepł już w naszym środowisku na tyle, że na tego typu występy będzie sobie pozwalał coraz częściej.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

61 komentarzy

Loading...