Reklama

Miażdżący Robak, asystujący Kownacki i nokautujący Majewski. Wielka Sobota Lecha!

redakcja

Autor:redakcja

15 kwietnia 2017, 23:39 • 3 min czytania 59 komentarzy

Dwie wygrane z Jagiellonią Białystok. Zwycięstwo i porażka z Lechią Gdańsk. Przegrana i remis z Legią Warszawa. Gdybyśmy powiedzieli, że Wisła Płock ma patent na najsilniejszych w Ekstraklasie, zapewne kazalibyście nam wylać kubeł zimnej wody na łby bez czekania do poniedziałku. Zwróćcie jednak uwagę, że nawet w tych przegranych/zremisowanych meczach z wymienioną trójką drużyna Marcina Kaczmarka napsuła bardzo wiele krwi faworytom, więc jest coś w tym, że Wiślacy potrafią grać z mocnymi. A w związku z powyższym, tym bardziej należy docenić ekipę Lecha Poznań, która Wisłę dwukrotnie załatwiła dość gładko. 

Miażdżący Robak, asystujący Kownacki i nokautujący Majewski. Wielka Sobota Lecha!

A umówmy się – okoliczności dzisiejszego meczu były takie, że nie było to wcale tak oczywiste. Gospodarze z Płocka lecą ostatnio dość wysoko. Nie licząc zaćmienia w końcówce meczu z Wisłą z Krakowa, wyglądało to na tyle dobrze, że gra w grupie mistrzowskiej stała się dla beniaminka bardzo realna. Z kolei Lech miał prawo jeszcze się trochę chwiać po nokautujących ciosach Legii, poza tym Kolejorz generalnie lekko wyhamował po kapitalnym początku rundy.

Dziś jednak to znów było to. Nie wiemy, czy to sportowa złość po Legii, czy może wyjątkowo udany manewr z przesunięciem na skrzydło Dawida Kownackiego, ale drużyna Nenada Bjelicy to znów była maszyna, która po prostu zrobiła swoje po kliknięciu „start”. No dobra, jeszcze do momentu pierwszej bramki można było się łudzić, że w Wielką Sobotę będziemy świadkami wielkiej niespodzianki. Później wielki był już tylko Lech.

A najlepszym jego piłkarzem Marcin Robak. Gdzieś w 40. minucie pomyśleliśmy sobie, że napastnik Lecha może zrobić dziś z Wisłą to, co kiedyś z Wołąkiewiczem. Biedni byli defensorzy z Płocka, bo nie dość, że Robak dwa razy odkleił się od nich w polu karnym i zamienił na bramki wrzutkę Majewskiego i zgranie Bednarka oraz świetne dośrodkowanie Kownackiego, to jeszcze strasznie uprzykrzał im wszelkie próby wyprowadzania piłki. Sam miał tyle ochoty do gry, że można by nią obdzielić całą ofensywę Wisły. Może wtedy oglądalibyśmy fajne, wyrównane spotkanie, bo tak – prócz kliku zrywów Merebaszwilego oraz stałych fragmentów – gospodarze znaczyli niewiele.

Lech z czasem włączył tryb energooszczędny, czemu trudno się dziwić, ale wcześniej mieliśmy jeszcze tzw. truskawkę na torcie. Był nią trzeci gol Kolejorza. Radosław Majewski huknął z 20 metrów tak, że Kiełpin mógł zrobić tylko Mannequin Challenge. Kapitalne uderzenie.

Reklama

Tyle? Nie, jeszcze kilka słów musimy poświęcić Kownackiemu na skrzydle, bo wyglądało to naprawdę obiecująco. Przede wszystkim odnieśliśmy wrażenie, że piłkarz nie migał się od wykonywania zadań w defensywie, a wręcz przeciwnie – kilka razy dobrze zaasekurował Kostewycza, któremu zdarza się czasami zapomnieć, że jest przede wszystkim obrońcą. Do tego „Kownaś” dołożył dwie asysty – pierwszą piękną, drugą dość przypadkową, a gdyby na piłkę lepiej nabiegł Tomasz Kędziora, to mielibyśmy hat-trick ostatnich podań. Jak pewnie większość z was wie, w młodzieżówce Kownacki również nie gra na szpicy. A taki mecz jak ten każe się głęboko zastanowić, które miejsce na boisku jest dla niego najlepsze…

9ZYwyk4

Najnowsze

Komentarze

59 komentarzy

Loading...