Reklama

W pierwszej lidze po staremu – tłok jak na murawie w Lyonie

redakcja

Autor:redakcja

13 kwietnia 2017, 23:09 • 3 min czytania 15 komentarzy

Ile już razy w tym sezonie kibice GKS-u Katowice musieli przeżywać ten tragiczny dla nich scenariusz? Klepeczki, piętki, dryblingi, prostopadłe piłki – wszystko wychodzi kapitalnie, brakuje tylko wykończenia, brakuje postawienia kropki nad i. I gdy już wszyscy wierzą, że siłą rzeczy za moment wpadnie gol dla GieKSy, gdy wszyscy już tylko zastanawiają się, czy rywala napocznie Goncerz czy Foszmańczyk – bam. Kontra, błąd w obronie, gol – dla przeciwników. 

W pierwszej lidze po staremu – tłok jak na murawie w Lyonie

Zażartowalibyśmy, że gdyby GKS Katowice wykorzystywał w tym sezonie wszystkie swoje okazje, grałby w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, ale zdajemy sobie sprawę, że katowiczanom dzisiaj nie będzie do śmiechu. Kolejny mecz u siebie i kolejny raz ogromny zawód. Mimo piłkarskiej jakości, którą przecież widać w kolejnych akcjach Foszmańczyka, Goncerza czy Czerwińskiego – schodzą z boiska pokonani, upokorzeni przez bardziej cierpliwego i przede wszystkim skuteczniejszego rywala.

Ile razy gospodarze mogli skaleczyć Miedź? Mandrysz na niemal pustą bramkę, to na pewno. Prostopadła piłka Goncerza do Foszmańczyka i nieprzecięte przez nikogo zagranie wzdłuż bramki – dwa. Stałe fragmenty, do tego może jeszcze któraś z akcji Czerwińskiego z Foszmańczykiem na prawym skrzydle w pierwszych dwudziestu minutach? W każdym razie – nie mogliśmy uwierzyć, że w 70. minucie jest nadal 0:0.

Miedź przez cały ten czas spokojnie wyczekiwała na swoją szansę, na moment, gdy gospodarze spuchną, albo po prostu odkryją się na tyle, by nie wybronić kontry. Tak stało się w 81. minucie, gdy Łobodziński zwyczajnie ośmieszył Praznowskiego. Obiegnięcie próbującego blokować piłkę obrońcy, potem jeszcze udany zwód i doskonała wystawka do Rasaka. Zamiast 2:0 czy 3:0 – 0:1. A co to oznacza w starciu z takimi wygami jak Łobodziński czy Garguła nietrudno się domyślić. Miedź zdążyła jeszcze po raz drugi skarcić gospodarzy po świetnym dośrodkowaniu Marquitosa i było po wszystkim.

Gieksiarze po dwóch udanych wyjazdach i trzybramkowych zwycięstwach w Pruszkowie i Puławach wrócili na swój teren. A wraz z tym – wróciły też wszystkie bolączki z meczów ze Stomilem i Podbeskidziem. Przerost formy nad treścią. Przesadny spokój, może także przesadna wiara w umiejętności. Brak koncentracji, czy może wręcz przeciwnie, roztrzepanie? Gdy Mandrysz marnował dzisiaj tę fantastyczną piłkę od Foszmańczyka naprawdę trudno było rozsądzić, czy zagrał nonszalancko, czy po prostu napiął się na strzał koło słupka tak mocno, że zamiast sfinalizować udaną akcję kopnął w maliny. Tak czy owak – nie wpada, albo wpada zbyt mało.

Reklama

Ze Stomilem – co kosztowało dwa punkty. Z Podbeskidziem i Miedzią – sześć. To razem osiem, czyli dorobek, który w obliczu zaskakujących rozstrzygnięć w pozostałych meczach I ligi dałby potężną przewagę nad drugim miejscem w tabeli. Zamiast tego GKS zajmuje trzecie miejsce z oczkiem straty do lidera oraz jednym meczem więcej niż Chojniczanka, Zagłębie i czwarte w tabeli Wigry. Alarm? Jeszcze nie, ale sytuacja robi się poważna.

Tym bardziej, że na odległość dwóch punktów zbliżyła się dziś do GKS-u… Miedź. Miedź cierpliwa. Miedź doświadczona. Miedź, która wykorzystała dwie spośród trzech okazji w dzisiejszym meczu. Z taką grą jak dziś, z taką skutecznością jak dziś – to legniczanie wydają się poważniejszym zespołem…

GKS Katowice – Miedź Legnica 0:2 (0:0)
Rasak 81′
Vojtuš 87′

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

AbsurDB
1
Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska
Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
3
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

15 komentarzy

Loading...