Reklama

Darko Jevtić: – Może po prostu potrzebowałem zaufania?

redakcja

Autor:redakcja

09 kwietnia 2017, 10:01 • 13 min czytania 23 komentarzy

Gdy pomyślimy sobie, że jeszcze latem sfrustrowany Darko Jevtić chciał odejść z Lecha i podejmował rozmowy z klubami pokroju PAOK-u Saloniki, wydaje nam się to nie do wiary. Dziś śmiało można go nazwać topowym ligowcem i gościem, który stanowi jeden z prężniej działających silników Lecha. Co jest sekretem eksplozji formy Darko? Jak akademia FC Basel uczyła mentalności zwycięzców i dlaczego przywalała w piłkarzy by zobaczyć, jak zareagują? Jak wyglądało życie imigranckiej rodziny w Szwajcarii? Przed szlagierem Lech – Legia porozmawialiśmy szerzej w Poznaniu z Darko Jevticiem. Zapraszamy. 

Darko Jevtić: – Może po prostu potrzebowałem zaufania?

– Rodzice wyemigrowali do Szwajcarii przez wojnę. W Serbii nie działo się w tamtych czasach za dobrze. Mama wyjechała tam wcześniej, tata parę lat później przeprowadził się do mojej cioci mieszkającej w Szwajcarii, poznali się dopiero na miejscu. Nigdy jakoś specjalnie nie opowiadali nam o wojnie. Chcieli nas chronić, byliśmy małymi dziećmi. Mówili, że przeprowadzili się, bo przeżyli bardzo dużo i widzieli wiele strasznych historii, których w Szwajcarii nie ma. Nie chcieli nas mieszać w tę całą politykę. Tym bardziej, że wychowywałem się wśród innych imigranckich dzieci przeróżnych narodowości. Albańczycy, Bośniacy, Chorwaci, Turcy – praktycznie w każdym narodzie mam przyjaciół. Nie ma to dla mnie kompletnie żadnego znaczenia, kto skąd pochodzi, jaką ma religię. Na podwórku nie rozmawialiśmy o polityce. Człowiek to człowiek. Jeśli jest dobry, jest moim kumplem. Jestem Serbem i naturalnie znam historię swojego kraju, wiem, co się wydarzyło. Dowiadywałem się o niej samemu. Ale żyję tu i teraz, historia nie ma dla mnie większego znaczenia. Zdarzyło się, jest jak jest. Nie możemy już tego zmienić.

Rodzicom łatwo przyszło przyzwyczajenie się do szwajcarskiej mentalności?

Ja już się urodziłem w Bazylei, więc do niczego nie musiałem się przyzwyczajać, ale rodzice… Szwajcarzy to niesamowici pracusie. Weekendy są zazwyczaj wolne, ale jeśli w tygodniu idziesz do pracy na 8,5 godziny, to siedzisz tam co do minuty i pracujesz jak maszyna. Nie ma żadnych usprawiedliwień. Ludzie z Bałkanów, którzy przyjeżdżają do Szwajcarii, często mają z tym problem, bo na Bałkanach jest większy luz. Mało kto jest przyzwyczajony do tego, by ciągle przeć do przodu i patrzeć na zyski.

Ty jesteś mieszanką tych dwóch mentalności.

Reklama

W sumie nawet przez to ciężko mi powiedzieć, co jest typowo serbskie, co typowo szwajcarskie. Kiedy coś robię, chcę to robić jak najlepiej, staram się być perfekcyjnym jak tylko możliwe. Mam swój plan, wykonuję go i czekam na rezultaty. To chyba szwajcarska szkoła. Ale nie jestem typowym Szwajcarem, bardziej się czuje Serbem, który po prostu tam się urodził, wychował i w dużym stopniu przesiąknął tą mentalnością. Jestem emocjonalny, otwarty – to typowo bałkańskie cechy.

WARSZAWA 25.10.2015 MECZ 13. KOLEJKA EKSTRAKLASA SEZON 2015/16 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - LECH POZNAN 0:1 DARKO JEVTIC ONDREJ DUDA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Wiesz już, co byś zrobił, gdybyś musiał wybierać pomiędzy reprezentacjami? Ostatnio przyznałeś, że wybrałbyś Serbię, w szwajcarskich mediach utrzymywałeś z kolei, że Szwajcarię. Grałeś też zresztą dla szwajcarskich młodzieżówek.

Moje serce jest serbskie, ale nie zapominam, co dała mi Szwajcaria. Strasznie ciężki wybór.

Miałeś sygnały z którejś z reprezentacji?

Ostatnio nie. Jakoś około rok temu rozmawiałem z serbskim selekcjonerem, ale potem kontakt się urwał. Życzę sobie tego bym grał w reprezentacji, ale dla której – nie wiem. To wybór pomiędzy sercem a wszystkim, co otrzymałem od Szwajcarii. To tam nauczyłem się grać w piłkę.

Reklama

Do FC Basel trafiłeś w bardzo młodym wieku.

Zaczynałem w małym trzecioligowym klubie w Bazylei. Miałem wtedy 4 czy 5 lat, więc w piłkę gram w zasadzie od zawsze. Jako ośmiolatek chodziłem do szkoły z chłopakiem, który grał w FC Basel i – co więcej – jego tata był wówczas trenerem młodszych roczników. Powiedział mi, że jeśli chce, to mogę tam przyjść i sie pokazać. Tak już zostałem. Na początku w ogóle o tym nie rozmyślałem i nie wiedziałem, w jakim miejscu się znajduję. Po prostu grałem. Siłą tej akademii było to, że posiadała ona wielu przeróżnych trenerów. Mały chłopak pracował z trenerem, który zajmował się głównie przygotowaniem fizycznym, na drugi dzień szedł do tego, który preferował taktykę, a na kolejnych zajęciach uczył się pod okiem specjalisty od techniki. Uczyłeś się tam w zasadzie wszystkiego. Oprócz nas i Grasshopper Zurych w rozgrywkach nie liczył się praktycznie nikt. Ściągaliśmy najlepszych piłkarzy, praktycznie każdy nasz rocznik był najlepszy w kraju. Przesiąkaliśmy mentalnością zwycięzców.

W jaki sposób w was ją zaszczepiano?

Trenerzy byli ekstremalnie zaangażowali. Zdarzało się nam w U-16, że ze słabszymi drużynami traciliśmy głupie bramki przez brak koncentracji. Trener zarządził, że szliśmy biegać bezpośrednio po każdym meczu, w którym straciliśmy bramkę. Po czasie kodujesz sobie w głowie, że za wszelką cenę nie chcesz stracić tej bramki. Nikt nie pozwalał się cieszyć z wygranego meczu, w którym zagraliśmy źle.

Czytałem, że FC Basel zrezygnowało kiedyś z piłkarza tylko dlatego, że ten po bramce cieszył się sam, a nie z drużyną. Cały klub zbudowany jest z takich drobnostek.

Być może, ja akurat cieszyłem się zawsze z drużyną (śmiech). Gdy byliśmy już starsi, trenerzy często nas prowokowali. Testowali jak zareagujemy. Jeden z piłkarzy grających teraz w topowym europejskim klubie usłyszał w U-18, że jeśli wciąż chce grać w FC Basel, musi zejść niżej do U-17. Zrobili to by sprawdzić, jak się zachowa. Obrazi się? Zmobilizuje? Zrobi krok do przodu czy nie? Test zdał i jego kariera nabrała później rozpędu, bo szybko awansował do pierwszej drużyny. Takie sytuacje były na porządku dziennym. Mieliśmy dyscyplinę, ale też nie różniła się ona szczególnie od innych klubów. Panowały zwyczajne reguły. Bardzo dużą wagę przykładali do szkoły. Skoro przychodziło tam tylu piłkarzy w młodym wieku, było jasne, że nie każdy z nich zostanie w przyszłości zawodowym zawodnikiem.

Młodzi piłkarze w Basel dostają do ręki połowę zarobków, reszta uzależniona jest od wyników. To też pokazuje, jak ważne dla tego klubu jest kształtowanie mentalności zwycięzców.

Pewnie to dobre, piłkarze mają większą motywację do wygrywania. W moim w przypadku – w przypadku osoby, która od ósmego roku życia była w Basel i przesiąkała tą filozofią – było to bez znaczenia. I tak, i tak byłem zaprogramowany na ciągłe wygrywanie. Młody człowiek nie patrzy na to, ile ma na koncie, tym bardziej, że za pieniądze był wtedy odpowiedzialny mój tata. Z czasem się to oczywiście zmieniło.

Który zawodnik z tamtych czasów robił na tobie największe wrażenie?

Chyba Shaqiri. Od jedenastego roku życia graliśmy razem. Byłem dwa lata młodszy, ale często wysyłano mnie do wyższych roczników. Xherdan bardzo szybko wskoczył na najlepszy poziom.

Może ty wiesz – łatwiej go przeskoczyć czy obiec? Zastanawialiśmy się nad tym przed meczem ze Szwajcarią na Euro i nie doszliśmy do żadnych wniosków.

A potem załadował wam taką bramkę (śmiech). Bardzo szybko zaczął chodzić na siłownię. Podejrzewałem, że już się taki urodził, bo jak go pierwszy raz zobaczyłem w wieku 11 lat to już wtedy miał wielkie łydki. Teraz ma chyba ze dwa razy większe. Jego tata wygląda podobnie jak on – też jest niski i napakowany. Chyba to u nich rodzinne.

Paradoksalnie nie zaszkodziło mu to?

Nie wiem, ciężko się przeciwko niemu grało. Mały, zwinny, do tego silny i dobry technicznie. Idealne połączenie. Szybko sprowadzał cię do parteru, chyba mu to pomogło a nie zaszkodziło.

Wiesz co mają wspólnego Wolski i Starzyński?

No na pewno nie są tacy jak Shaqiri. Techniczni, grają raczej oczami a nie ciałem.

Dokładnie tak jak ty.

Od kiedy jestem w Lechu mocno się rozwinąłem fizycznie. Czuje się i wyglądam dużo lepiej. Nie chciałbym nigdy specjalnie zmieniać swojej budowy ciała, skoro czuje się dobrze tak jak teraz. Jeśli przesadziłbym z masą, mógłbym zatracić to, co teraz mam – przede wszystkim ruchliwość – i być zmuszonym do zmiany stylu gry. Czasem piłkarze na naszej pozycji też są napakowani, zależy od stylu. Każdy piłkarz jest inny i wie, co dla niego optymalne. Jeden potrzebuje pracować więcej na siłowni, inny mniej.

Do czego zmierzam – twoje odejście z Lecha jest kwestią czasu. Nie boisz się, że stanie się z tobą to, co z Wolskim i Starzyńskim, którzy też byli tu topowymi piłkarzami, mieli podobne style, podobne zalety, ale i podobne mankamenty?

Jasne, że musisz nad sobą pracować, ale to czy się przebijesz zależy od wielu innych czynników – czasem musisz się znaleźć w dobrym miejscu i czasie, mieć zaufanie trenera. Wolski i Starzyński mieli moim zdaniem wystarczająco dużo jakości. Ciężko powiedzieć, czemu im nie wyszło, nie byłem w ich sytuacji. Nie sadzę, by się dużo zmieniło gdyby mieli pięć kilo więcej w klatce. Może nie byliby tak kreatywni? Może w ogóle nie graliby na tej pozycji? Nie sądzę, by fizyczność była moją wadą. Jestem ruchliwy, próbuję wchodzić dzięki temu w pojedynki. Niekoniecznie bark w bark, są też inne sposoby.

WARSZAWA 22.10.2016 MECZ 13. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2016/17 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - LECH POZNAN SZYMON MARCINIAK DARKO JEVTIC FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Spytam wprost – co się stało, że twoja forma tak eksplodowała w ostatnim czasie?

Nigdy nie przestałem w siebie wierzyć. Myślę, że to najważniejsze dla piłkarza, by wierzył w swoje umiejętności. Zawsze miałem świadomość, do czego zaprowadzi mnie praca i co potrafię. Miałem ciężki czas. Bardzo pomógł mi trener Bjelica. Gdy przyszedł, od razu poczułem od niego duże zaufanie i chciałem mu to oddać na boisku, to było kluczowe. To dlatego w tym sezonie rozegrałem wiele dobrych meczów.

W jaki sposób poczułeś to wsparcie?

Bardzo dużo ze mną rozmawiał. Po drugie – dawał mi większą wolność na boisku. To bardzo ważne dla piłkarza, by nie zabijać w nim kreatywności. Bjelica pozwala mi na boisku być sobą. Jako piłkarz po prostu czujesz, kiedy szkoleniowiec ci ufa, a kiedy jest wobec ciebie sceptyczny. Ja to poczułem w zasadzie od pierwszego momentu i chcę to oddać.

Jakie słowo słyszałeś w Polsce najczęściej przed przyjściem Bjelicy?

Hm… (chwila zastanowienia) Nie wiem, coś o defensywie?

Wiesz, co to są „przebłyski”?

Nie.

Raz czy dwa razy w meczu dawałeś sygnały, jak duży drzemie w tobie potencjał. Problem w tym, że ograniczałeś się do pojedynczych przebłysków, kompletnie brakowało ci stabilizacji. Wszyscy widzieli, że coś cię blokowało.

Wiem, co masz na myśli. Grałem wcześniej raz dobrze raz źle i założyłem sobie by grać mecze na tym samym poziomie. Pod tym względem jest u mnie dużo lepiej niż rok czy dwa temu. Ale ja naprawdę nie wiem, dlaczego wtedy miałem ciężkie momenty. Może jestem jeszcze silniejszy mentalnie niż dwa czy trzy lata temu, ale nigdy nie narzekałem na swoje podejście, nigdy nie brakowało mi motywacji.

Błędy młodości?

Żyję teraz praktycznie tak samo jak przed dwoma laty. Zanim wpadłem w dołek miałem super rok i niewiele od tamtego czasu się zmieniło w moim podejściu. Schody zaczęły się od mojej kontuzji. Próbowałem analizować, co się dzieje. Nigdy nie miałem problemów z kilogramami. Kiedy masz poczucie, że grasz więcej, wychodzisz od pierwszej minuty, siłą rzeczy dochodzisz do lepszej formy i też fizycznie czujesz się lepiej. O wiele łatwiej się przygotować do meczu, gdy grasz cztery spotkania i musisz wyjść na piąte. Gdy cztery siedzisz na ławce i nagle musisz się pokazać – jest ciężko. Może potrzebowałem po prostu zaufania?

Jesteś w ogóle zadowolony jak toczy się twoja kariera? OK, teraz wystrzeliłeś i jesteś jednym z najlepszych piłkarzy ligi, ale patrząc na twój potencjał, na to ile straciłeś i skąd w ogóle zaczynałeś – mogłeś liczyć na dużo więcej.

Nie, w ogóle nie jestem rozczarowany. Uważam, że Lech to bardzo, bardzo, bardzo dobry klub dla mnie. Jestem wdzięczny, że tu przyszedłem. Jasne, grałem w Basel i nie było mi dane tam się przebić. Jeślibym się przebił, pewnie dziś nie byłoby mnie w Lechu, grałbym w Basel albo większym klubie. Po 1,5 roku w drużynie U-21 doszedłem do wniosku, że dostaję za mało szans na pokazanie się w pierwszej drużynie. W tym wieku chciałem już grać i się rozwijać. Zdecydowałem się na wypożyczenie do Wacker Innsbruck i tam przeżyłem fatalny okres. Spadliśmy z ligi, sam też nie byłem zadowolony z siebie. Z perspektywy czasu uważam jednak, że to było dla mnie dobre – zobaczyłem jak to jest grać w klubie, który nie wygrywa wszystkiego jak FC Basel, gdzie przyzwyczaiłem się już do pierwszego miejsca. Brutalnie przeszedłem ze strony zwycięzców na stronę przegranych, od mistrzostwa do spadku.

Trener Bjelica pamięta cię z tego czasu?

Kiedy przyszedł do Lecha to od razu o tym porozmawialiśmy. Niestety pamięta, bo przegraliśmy z nimi w Innsbrucku 5:0.

Początkowo miałeś w głowie, że jesteś w Lechu na rok i wracasz walczyć o skład w Bazylei czy od razu wiedziałeś, że musisz się pokazać, bo zmiana otoczenia będzie konieczna?

Po Innsbrucku dostałem jeszcze jedną szansę w Basel, gdy przyszedł nowy trener Paulo Sousa. Po wypożyczeniu wiedziałem, że szanse powrotu będą małe, ale w sumie nie myślałem o tym będąc w Lechu czy chcę wrócić, czy zostać, czy iść jeszcze gdzieś indziej. Gdy byłem tu pierwszy raz, zobaczyłem stadion, a do tego usłyszałem, że będą większe szanse na regularną grę w lidze i pucharach – od razu byłem przekonany, by tu przyjść. Szybko się zaadaptowałem, choć początkowo źle znosiłem to, że jestem tak daleko od rodziny. Bardzo pomogli mi Jasmin Burić i Vojo Ubiparip – mimo że nie znałem języka, dzięki nim w szatni czułem się swobodnie. Po 2-3 miesiącach zacząłem rozmawiać ze wszystkimi po polsku. Na początku wszyscy się śmiali, gdy powiedziałem coś głupiego, ale w ten sposób nauczyłem się języka. Na normalnych lekcjach byłem tylko dwa razy. Po roku w Lechu porozmawialiśmy z FC Basel o mojej przyszłości i szybko podjąłem decyzję by podpisać długi kontrakt z Lechem. Do teraz jestem przekonany, że dobrze zrobiłem. Chcę tu zostać i tu zrobić krok do przodu. Nie patrzę za siebie, co można było zrobić lepiej a co gorzej.

A propos języków – jak szatnia reaguje na to zaangażowanie Bjelicy? To twój pierwszy zagraniczny trener w Polsce, ale generalnie nie jest to regułą, że obcokrajowiec uczy się w ogóle języka. A już na pewno nie tak szybko.

To pokazuje, jak  bardzo ambitnym jest facetem i że – takie odniosłem wrażenie – zawsze chce być perfekcyjny. Nie jest tu tylko by dobrze pracować, chce też poznać język tak szybko jak możliwe i dobrze się czuć. Niesamowite, jak szybko dał sobie z tym radę i może już nawet udzielać wywiadów. Od pieszego dnia wiedzieliśmy o naszych celach, regułach i zaczęliśmy do nich dążyć. Ofensywny futbol, wysoka gra, efektowna piłka. Wielu piłkarzy było pozytywnie zaskoczonych. Cała drużyna czuje zaufanie i nie jest przypadkiem, że gra się błyskawicznie odmieniła.

Jakie zarzuty ma trener do ciebie? Defensywa?

Właśnie nie. Bardzo rzadko słyszę, że muszę lepiej pracować w defensywie. Przeciwnie – raczej chwali, że dużo biegam i  angażuję się w tyłach. Czasem oczekuje, bym grał szybciej. Holuję piłkę zamiast ją od razu podać. To największy zarzut.

Latem byłeś już zdecydowany opuścić Lecha?

Nie ukrywam, że chciałem spróbować gdzieś indziej. Nie byłem zadowolony ze swojej sytuacji. W mojej opinii grałem zbyt mało, zasługiwałem na więcej.

Mówiło się o Partizanie i PAOK-u. Jak rozumiem przejście do Partizana byłoby krokiem w tył.

Nie chciałem tam odchodzić. Z PAOK-iem prowadziłem rozmowy, ale nie dogadaliśmy się i tak chcę to pozostawić. Gdy wiedziałem, że nic z tego nie wyjdzie, szybko zostawiłem myśli o zmianie klubu gdzieś z boku, odciąłem się, skupiłem się na tu i teraz. Wyszło z korzyścią dla mnie.

Tak szczerze – miałeś kiedyś możliwość pójścia do Legii?

Nie. Nie wiem czy w ogóle kiedyś będzie taka opcja, ale to w ogóle nie wchodzi w grę. Wybrałem w Polsce Lecha i już tylko dla tej drużyny chcę grać. Jeśli zechcę zrobić krok do przodu, nie będzie to już polska drużyna, po prostu nigdzie mi tu nie będzie lepiej. Kiedyś chciałbym pójść do lepszej ligi, ale nie wyznaczam sobie terminu. Nawet jeśli moja forma drastycznie spadnie i będę musiał znaleźć sobie inny klub w Polsce, byłoby to pewnie coś mniejszego.

Jak reagowałeś, gdy widziałeś Legię grającą w Lidze Mistrzów? Zazdrość? Złość i przekonanie, że z Lechem jesteście w stanie zrobić to samo?

Nie, dość spokojnie oglądałem te mecze, nie robiłem z tego jakiegoś wielkiego wydarzenia. Zazdrości nie było. Jasne, byłem przekonany, że my też jesteśmy w stanie coś takiego osiągnąć. Mamy tyle samo jakości. Nie powinienem grać w Lechu, jeśli nie uważałbym, że w tym sezonie szanse na tytuł są bardzo duże. Musimy w to wierzyć. Wystarczy, że będziemy dalej tak grali jak w pierwszych wiosennych meczach i nie stracimy koncentracji.

Tytułu to już wam podobno można gratulować.

Tak?

Michał Probierz ostatnio pogratulował wam mistrzostwa i pucharu.

No bo mamy mistrzostwo, zdobyliśmy je przed dwoma laty. Może to spóźnione gratulacje?

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

23 komentarzy

Loading...