Reklama

Nie takie piekło straszne jak je malują? Dziś gramy o duży krok w stronę mundialu

redakcja

Autor:redakcja

26 marca 2017, 14:01 • 4 min czytania 1 komentarz

Za nami najdłuższa przerwa reprezentacyjna w eliminacjach mistrzostw świata. Tęskniliśmy i wyczekiwaliśmy przez 135 dni kolejnego meczu, ale ze świadomością, że chwila oddechu się przydała. I nam, bo druga połowa 2016 roku była wyboista, i drużynie Adama Nawałki, która dźwiga coraz większy ciężar presji. Po udanym Euro i kilku imponujących transferach kadrowiczów, oczekiwania sięgają znacznie dalej niż tylko awans na mundial. Dziś Polacy mają szansę wykonać duży krok w stronę biletów na turniej w Rosji.

Nie takie piekło straszne jak je malują? Dziś gramy o duży krok w stronę mundialu

Ostatnie miesiące potwierdziły, że dojście do rzutów karnych w ćwierćfinale mistrzostw Europy niczego z marszu nie da. Każdy mecz, każdy punkt znów trzeba wybiegać i wywalczyć. Z Kazachstanem, mimo dwubramkowej przewagi, zremisowaliśmy i nie mogliśmy przesadnie narzekać. Z Danią, mimo prowadzenia 3:0, drżeliśmy o wynik do samego końca. Z Armenią objęliśmy prowadzenie po samobójczym trafieniu, a decydującego gola wbiliśmy w doliczonym czasie. Z Rumunią, mimo że załadowaliśmy trzy bramki, do 81. minuty utrzymywaliśmy 1:0.

Ale tamten mecz w Bukareszcie – warto to po ponad czterech miesiącach przypomnieć – ocierał się o perfekcję. Żadnych głupich błędów w defensywie, tylko świetna gra obronna i pierwszy raz od Euro na zero z tyłu. Wysoka intensywność, zgranie, kontrola i nie oddawanie inicjatywy. Wreszcie zabójcze kontry, świetny Grosicki, dwie bramki Lewandowskiego, który ma ich już siedem i w klasyfikacji strzelców ogląda plecy tylko Cristiano Ronaldo.

Dziesięć goli Polaków, siedem Lewandowskiego, po jednym – Grosicki, Kapustka i do własnej siatki Ormianin. Takich dysproporcji w tych eliminacjach nie ma żaden inny zespół. Wiemy, że ciężar zdobywania bramek spoczywa na napastniku Bayernu, wiemy, że świetnie wywiązuje się ze swojej roli. Znów przyjeżdża na zgrupowanie kadry w niezłym gazie: w tym sezonie w klubie strzelił 33 gole, tylko od lutego – jedenaście.

– Moim głównym wyzwaniam jest go zatrzymać. Ale to trudne zadanie. Wielu trenerów ma taki plan, a niewielu potrafi tego dokonać – powiedział w Przeglądzie Sportowym Ljubisa Tumbaković. Selekcjoner Czarnogórców spróbuje wykorzystać do tego Stefana Savicia, środkowego obrońcę Atletico, który na Bayern Lewandowskiego wychodził trzykrotnie. Wygrał dwa razy po 1:0, raz przegrał 0:1, a jedynego gola Lewy strzelił bezpośrednio z rzutu wolnego.

Reklama

Rozmowa o Lewandowskim jest o tyle istotna, że niespecjalnie możemy liczyć na Arkadiusza Milika. Wrócił już po kontuzji, ale jest bez formy. W Napoli tylko raz wyszedł w pierwszym składzie, blisko miesiąc temu zaliczył 60 minut w Pucharze Włoch. Do siatki trafił po raz ostatni we wrześniu. Ofensywa kadry zdążyła już pokazać, że może poradzić sobie z jego nieobecnością, ale brak Grzegorza Krychowiaka to jeszcze nieznanego kalibru ubytek. Dotychczasowe eliminacje – zawsze po 90 minut, Euro – w pełnym wymiarze czasowym, eliminacje ME 2016 – również, eliminacje MŚ 2014 – prawie też.

Krychowiak w ostatnich 27 spotkaniach o punkty wychodził w pierwszym składzie, od 17 października 2012 roku. Tylko raz został zmieniony. Nawet jeśli wypadł z rytmu meczowego w PSG i jego forma była niewiadomą, przed prawdopodobnym duetem środka pola Mączyński-Linetty stoi bardzo trudne zadanie. Sam skład na Czarnogórę to jednak kilka znaków zapytania. Ze strony rywali podobnie, bo od jakiegoś czasu wiedzieliśmy, że Stefan Jovetić nie będzie zdolny do gry, a teraz to już nie wiemy nic.

Wygrajmy w piekle! – zaapelował ostatnio Fakt. Może i na stadionie w Podgoricy mieści się tylko kilkanaście tysięcy widzów, atmosfera jest gorąca. Trybuny blisko murawy, nieustanny hałas, ciągłe prowokacje kibiców, rzucanie petardami w kierunku bramkarza. – To nie chodzi o strach. Nie będę stał w polu karnym, kiedy rzucają we mnie – mówił Przemysław Tytoń po zremisowanym 2:2 meczu w 2012 r.

Od tamtej pory Czarnogórcy w meczach o stawkę pokonali San Marino (3:0), Mołdawię (2:0) i Liechtenstein (2:0), zremisowali z Anglią (1:1) i Szwecją (1:1), a przegrali z Ukrainą (0:4), Mołdawią (2:5) i Austrią (2:3), z Rosją oddali – a właściwie kibice – mecz walkowerem. Czyli nie takie to straszne piekło, jak je malują. W trwających eliminacjach podopieczni Tumbakovicia u siebie grali tylko raz i rozjechali Kazachów 5:0, a na wyjazdach szło im w kratkę – porażka w Armenii 2:3, remis w Rumunii 1:1 i zwycięstwo w Danii 1:0. Czyli nie wiadomo, czego się spodziewać.

Czarnogórcy są na drugim miejscu, tracą do Polaków trzy punkty. Jeżeli dziś wygramy, a jeszcze w starciu Rumunii z Danią padnie remis – nad wiceliderem utrzymamy sześć oczek przewagi. Na półmetku eliminacji to byłoby coś.

Reklama

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...