Reklama

Musimy podyskutować o dyscyplinie. Nie możemy robić jak w Poznaniu

redakcja

Autor:redakcja

07 marca 2017, 09:17 • 7 min czytania 5 komentarzy

– Musimy podyskutować na temat dyscypliny, bo jedna sprawa to jest to, co robi przeciwnik, a druga, nie mniej ważna, co my robimy. Tak jak w Poznaniu, robić nie możemy – deklaruje Adam Mandziara w dzisiejszym „Fakcie” i „Przeglądzie Sportowym”. 

Musimy podyskutować o dyscyplinie. Nie możemy robić jak w Poznaniu

FAKT

Sławomir Stempniewski zapowiada: do rewolucji w polskim sędziowaniu dojdzie szybciej, niż nam się wydaje.

– W ostatnich dniach mieliśmy kilka podręcznikowych sytuacji, które byłyby bez problemu rozwiązane przez sędziego wideo. Miniona kolejka dostarczyła nam ważnych argumentów za zastosowaniem systemu na naszych boiskach – uważa były sędzia międzynarodowy, obecnie ekspert nc+ Sławomir Stempniewski (56 l.). (…) – Do zmian w Polsce dojdzie szybciej, niż nam się wydaje – uważa Stempniewski. W następnym sezonie VAR będzie testowany w Bundeslidze. Jeśli się sprawdzi, możliwe, że za chwilę na używanie takiego rozwiązania zdecydują się też w innych krajach.

81

Reklama

Adam Mandziara zapowiada, że wyciągnie konsekwencje z głupoty piłkarzy Lechii.

– Sędzia Marciniak nie miał innego wyboru, musiał pokazać czerwone kartki. Nie ma sensu na ten temat dyskutować. Tylko czy dla Lecha też nie powinno być jednej czy drugiej żółtej kartki więcej już wcześniej za faule taktyczne, bo takie rzeczy też miały wpływ na mecz i emocje naszej drużyny. Nie zmienia to jednak faktu, że nasi zawodnicy nie mogą tak reagować na boisku – przyznaje szef Lechii. (…) – Musimy podyskutować na temat dyscypliny, bo jedna sprawa to jest to, co robi przeciwnik, a druga, nie mniej ważna, co my robimy. Tak jak w Poznaniu, robić nie możemy – twardo deklaruje Mandziara.

GAZETA WYBORCZA

82

W GW czytamy zapowiedź dzisiejszego starcia Napoli z Realem.

Tak, to są igrzyska, bo miasto zaczęło żyć szlagierem już w grudniu, gdy rozlosowano pary 1/8 finału. A kiedy wystartowała sprzedaż biletów, rozeszły się w kilka chwil. Napoli zyska w ten sposób 4,4 mln euro – to najwyższy przychód w historii klubu i drugi najwyższy w historii włoskiej piłki (ustępuje tylko blisko 4,7 mln wziętym przez Milan, który pięć lat temu podejmował Barcelonę, też broniącą wtedy tytułu). Neapolitańczycy, którzy futbol uwielbiają, ale potęgą czuli się tylko raz – u schyłku lat 90., z nieba zstąpił wówczas Diego Maradona – marzą o powrocie do czołówki nie tylko krajowej. I niesie ich niekiedy wiara niestyczna ze zdrowym rozsądkiem. Niesie zwłaszcza prezesa Aurelio De Laurentiisa, który przed trzema tygodniami wpadł w furię po porażce 1:3 w Madrycie. Zaraz po ostatnim gwizdku obwieścił, że trener Maurizio Sarri nie wykorzystuje zafundowanych mu przez przełożonego bogactw kadrowych, że w rezerwie ślęczą piłkarze będący obiektem zazdrości rywali, że nie podziela pewnych wyborów taktycznych, ze drużynie brakowało zaciekłości i sprytu. Rozgrzeszył jedynie Lorenzo Insignie, który strzelił jedynego gola. Z 40 metrów, dzięki błyskotliwości i przytomności umysłu.

Reklama

SUPER EXPRESS

83

Bogusław Zieliński, ojciec Piotra, opowiada o swoim synu.

W tym sezonie Piotr robi furorę. Latem podpisał 5-letni kontrakt z Napoli z klauzulą 70 mln euro odstępnego.- Myślałem, że po transferze syn będzie potrzebował czasu, a on szybko wskoczył do pierwszego składu Napoli – cieszy się tata kadrowicza. – Ważne, żeby był zdrowy. Bogusław Zieliński podkreśla, że sukces był możliwy, bo syn zawsze był pracowity, nigdy nie opuszczał treningów. – Od pierwszej klasy rozpisywał sobie plan dnia. A geny ma dobre, bo ja grałem w piłkę, żona także uprawiała sport i była wymagająca w stosunku do synów. Były pochwały, ale jak trzeba, to i reprymenda. Pamiętam, że gdy w szkole Piotr dostał słabszą ocenę, to tak się przejął, że do domu bał się wejść. Martwiłem się o niego, bo dawno już powinien wrócić, zaraz trening, a on tymczasem stał… przed drzwiami – wspomina pan Bogusław.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka:

84

PS analizuje zajścia, do których doszło w niedzielnym hicie.

– Wiedzieliśmy, że ten mecz ma niezwykłą wagę. Duża liczba kibiców dodatkowo pogrzała atmosferę. A po żółtych kartkach atmosfera zrobiła się jeszcze bardziej napięta – przyznaje napastnik Lecha Marcin Robak. I tłumaczy: – Na żółte kartki różnie się reaguje. Niektórych takie napomnienie studziło, ale innych… Niech teraz popatrzą w lustro i przyznają, że w decydujących momentach niepotrzebnie dali się sprowokować. Bo jeśli zawodnik bezpośrednio atakuje rywala, sędzia musi zareagować i pokazać czerwoną kartkę. Robak zaznacza, że Lech mimo tej całej bitewnej otoczki pokazał więcej piłkarskiej jakości i wygrał zasłużenie. Sam się do tego mocno przyczynił, bo choć gola nie strzelił, to miał kluczową asystę. – To był jeden z moich lepszych występów. Nie było założeń, że mam się cofać i rozgrywać, lecz mecz tak się układał, że często byłem w środkowej strefie i chciałem uruchamiać szybkich skrzydłowych, bo tam były nasze duże atuty – opowiada napastnik.

85

Obok wypowiada się prezes Mandziara.

Przed najbliższym meczem będziecie przez to nierozsądne zachowanie piłkarzy osłabieni.

No tak. Sławek Peszko może nie zagrać w dwóch, a może nawet w trzech czy czterech meczach, zależy od Komisji Ligi. Inna sprawa to Vanja Milinković-Savić, który bije rekordy kartek na ławce rezerwowych. Tak nie powinno być.

A może to wynika z jego frustracji, że teraz musi siedzieć na ławce, choć jesienią grał a latem przenosi się do ligi włoskiej?

Na pewno nie o to chodzi. Zazwyczaj zachowuje się spokojnie, nikt nie ma do niego żadnych zastrzeżeń. Czasami jednak coś w niego wstępuje. Proszę zauważyć, że wyrywa się zwłaszcza wtedy, gdy jest atakowany jego kolega Miloš Krasić. Wtedy próbuje startować do boju jak w hokeju na lodzie. Tylko że to jest piłka nożna i ja nie mam zamiaru dzwonić do pana prezesa Bońka z propozycją zmiany przepisów.

Kurz bitewny już opada czy może jednak emocje w Lechii wciąż buzują?

Było gorąco, przegraliśmy, ale to tylko jeden z wielu meczów. Wszystko wraca do normy. Jak znam trenera Nowaka, to wyciągnie wnioski z tych zdarzeń. On też wie, że trochę w tym wszystkim przesadziliśmy.

86

Miro Covilo opowiada o starciu z Jarosławem Fojutem i dochodzeniu do sprawności.

Widział pan powtórkę zderzenia z Jarosławem Fojutem?

Tak. Koledzy z drużyny pokazali mi na telefonie, gdy odwiedzili mnie w szpitalu. Nie wyglądało to fajnie.

To oczywiście żart, ale wyszło na to, że jednak nie jest pan największym twardzielem w lidze.

Cały problem polega na tym, że zanim zderzyłem się z rywalem, zdążyłem trafić w piłkę. Po zagraniu rozluźniłem szyję i wtedy zderzyłem się z przeciwnikiem, a potem nie kontrolowałem już ciała i bezwładnie uderzyłem o murawę. Inaczej by było, gdybyśmy się zderzyli zanim trafiłem w piłkę, wtedy obrażenia byłby zapewne mniejsze.

Pamięta pan wszystko?

Tak. Liczyłem, że wrócę do gry, dlatego nie dałem się namówić, by znieśli mnie na noszach. Wiedziałem, że jeśli na nie usiądę, to na boisko już nie wrócę. Wstałem, ale szybko okazało się, że mam silne zawroty głowy i problemy z koordynacją ruchową. Nie panowałem nad ciałem.

87

Vadis Odjidja-Ofoe znów zachwyca formą.

– W Belgii nie wyróżniał się na tle całej ligi, ale w Club Brugge był zawsze pożytecznym zawodnikiem. Regularną grą i solidnym poziomem zasłużył do transfer do Anglii, gdzie sobie jednak nie poradził. Jego przejście do Legii było dla mnie pewną niespodzianką, lecz teraz widać, że swoją szansę wykorzystał. W drużynie zawsze są jednostki decydujące o ofensywnej grze i teraz Vadis w Legii należy do takich piłkarzy. Dobrze się czuje, złapał niezłą formę, ma mądre, podania, które umożliwiają zdobywanie bramek. Musimy jednak brać poprawkę na poziom polskiej ligi. Czy jest w stanie poradzić sobie w mocniejszej? Nie wiem. Jestem bardzo ciekawy, czy kiedyś otrzyma taką ofertę z silniejszego klubu. Na razie wiele robi, by na taką propozycję zasłużyć – uważa były wybitny piłkarz Włodzimierz Lubański. Odjidja-Ofoe jest przekonany, że najgorsze chwile są już za nim i drużyną. – W poprzednich meczach nie radziliśmy sobie zbyt dobrze, straciliśmy pięć punktów, ale wiadomo, że w całym sezonie nie da się wygrać wszystkich spotkań. Teraz gram dobrze. Muszę jednak być jeszcze bardziej zdecydowany na boisku – uważa Vadis, który ma ważny kontrakt w Legii do końca sezonu 2017/18.

88

Po siedmiu latach Przemysław Trytko znów strzela dla Arki Gdynia. I przy okazji opowiada o Kazachstanie.

– Poziom ligi jest zbliżony do ekstraklasy. Rządzą tam dwa zespoły: FK Astana i Kajrat Ałmaty. Reszta stawki prezentuje klasę podobną do naszych drużyn. Tam też dobrze grają w piłkę, a życie toczy się tak samo naturalnie jak w naszym kraju. Na pewno infrastruktura w Polsce jest lepsza. Z drugiej strony Astana i Kajrat mają taką bazę treningową, której nie powstydziłaby się nawet Legia – opowiada Trytko, którego Kazachstan pozytywnie zaskoczył, zwłaszcza stolica kraju. – Astana jest po prostu piękna. To taki mały Dubaj. Nie spodziewałem się, że to tak nowoczesne miasto – mówi napastnik. – Najbardziej rzucił mi się jednak w oczy ogrom tego kraju. Jeżdżąc na mecz pokonywaliśmy naprawdę duże odległości. Tylko raz wybraliśmy się w podróż autokarem, a tak podróżowaliśmy samolotem. Często mieliśmy po dwie przesiadki, więc druga była długa i męcząca – dodaje.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...