Reklama

Prezes GKS-u Tychy: Jesteśmy trochę jak panna na wydaniu, która szuka lubego

redakcja

Autor:redakcja

03 marca 2017, 12:03 • 12 min czytania 12 komentarzy

– Pozycja w tabeli, na której się obecnie znajdujemy, to jest wypadek przy pracy. Zdarza się. Wiemy, jaki mamy potencjał w szatni, wzmocniliśmy się w trudnym, zimowym okienku dość sensownie. Ten potencjał gwarantuje nam, że w lidze ze spokojem serca się utrzymamy. Mamy pewien zaczyn, do którego trzeba dołożyć trochę drożdży, by zespół urósł do aspirowania do gry w ekstraklasie. Nie chcemy, by ten cel zniknął nam z horyzontu przez jedną złą rundę. Taka była też nasza rozmowa z trenerem Szatałowem, że przez pół roku bronimy I ligi, a w kolejnym sezonie czynimy wszelkie starania, by bić się o awans – mówi przed inauguracją rundy wiosennej I ligi w rozmowie z Weszło prezes GKS Tychy Grzegorz Bednarski.

Prezes GKS-u Tychy: Jesteśmy trochę jak panna na wydaniu, która szuka lubego

W sezonie 14/15 na półmetku byliście na 17. miejscu, przed wiosną też jesteście na 17. Co zrobić, by teraz ta historia miała inne zakończenie?

Przede wszystkim tych dwóch okresów nie da się porównać, bo spółka nie miała takiego dobrodziejstwa, jakim jest stadion, który dziś w walce o utrzymanie jest dużym atutem. To raz. Dwa – podeszliśmy do zimy w sposób bardzo pragmatyczny, nie pozwoliliśmy sobie na wymianę połowy drużyny, tylko systematycznie realizujemy projekt wzmacniania zespołu. Nie tylko pod względem jakościowym, piłkarskim, ale też wiekowym. Staramy się o transfery perspektywiczne. Solidnie przepracowaliśmy okres przygotowawczy tutaj, w Polsce. Myślę też, że zaangażowanie obecnego sztabu trenerskiego, jego wiedza i doświadczenie, jest zgoła odmienne od okresu, który w chwili obecnej porównujemy. To są te przewagi, które można wymienić w pierwszej kolejności.

Trener Hajto, bo o nim pan mówi, wspominając o zgoła innym sztabie trenerskim, w Tychach nie jest za dobrze wspominany. W wywiadach zarzucał wam brak profesjonalnego podejścia.

Umówiliśmy się z trenerem na nie udzielanie komentarzy dotyczących jego pracy w GKS-ie, z jego strony ta umowa została złamana. W związku z tym spółka podejmie określone kroki prawne, w celu wyciągnięcia konsekwencji.

Reklama

Jesień była dla was nieszczególnie udana, ale gdyby miał pan wybrać jakieś przesłanki do optymizmu na wiosnę, to co by to było?

To, że można powiedzieć, że nasza przyśpiewka intonowana niejednokrotnie na meczach, „królowie Śląska”, znalazła swoje potwierdzenie w rzeczywistości. Te klasyczne derby – Górnik Zabrze, Zagłębie Sosnowiec, GKS Katowice – to wszystko były mecze zwycięskie.

Co miała dać zmiana trenera na trzy kolejki przed końcem? Ktoś mógłby powiedzieć, że można było poczekać, zrobić zmianę po rundzie i nie skazywać trenera Szatałowa na branie odpowiedzialności za wyniki meczów, do których w zasadzie nie on w stu procentach przygotowywał drużynę.

Z perspektywy dnia dzisiejszego można budować wiele koncepcji i dużo gdybać, co by było. Wydaje się, że decyzja podjęta była w optymalnym momencie, że musiała być podjęta nawet na te trzy kolejki przed końcem i zaskutkowała choćby zwycięstwem z Zagłębiem Sosnowiec. To był ten słynny „efekt nowej miotły”, każdy klub zmieniający trenera oczekuje tego efektu rozumianego jako nowa mobilizacja, większa motywacja zawodników do walki o swoją pozycję. U nowego szkoleniowca każdy zaczyna od carte blanche, musi sobie tę kartkę dopiero zapisać. Tego oczekiwaliśmy i uważam, że podjęliśmy decyzję o zmianie w dobrym momencie.

Trener Kiereś nie dawał już nadziei na podniesienie zespołu?

Ostatecznym sygnałem, że tak właśnie jest, była seria porażek z rzędu, która optymizmem napawać nie mogła. Do tego styl gry drużyny z meczu na mecz był coraz gorszy i obiektywnie analizując, nie spodziewaliśmy się już żadnego zwrotu akcji w dobrym kierunku.

Reklama

W takich warunkach, gdy nie ma wyników, dużo trudniej śrubować frekwencję, która w II lidze była waszą chlubą.

Oczywiście, frekwencja wprost podążą za wynikami. Zdajemy sobie sprawę z tego, że musimy wykonać jeszcze cięższą pracę, by większą liczbę kibiców zachęcić do przyjścia na stadion. Jednego jesteśmy pewni, w mieście nadal panuje – podążając za naszym nowym hasłem – wilczy głód piłki, wilczy głód zwycięstw. Mam przekonanie, że kibice będą tłumnie odwiedzać nasz stadion, co jest podyktowane miłością do klubu. Ludzie są świadomi, że kluczowe w relacji kibic-klub jest wsparcie w trudnych, przejściowych momentach. To znajduje odzwierciedlenie w liczbie kibiców, którzy przychodzą na stadion, którzy dopingują. Nie sądzę, byśmy akurat na kibicach mieli się zawieść.

Znani jesteście z tego, że potraficie ich dodatkowo zanęcić swoimi akcjami promocyjnymi, szykujecie na wiosnę coś ekstra?

Nie chciałbym zdradzać konkretnych planów, ale mogę powiedzieć, że przed naszym meczem domowym odpalimy taką jedną, dość spektakularną akcję, nie tylko w obrębie Śląska, ale i kraju. Będzie to coś ciekawego, na pewno. Mamy ułożony nasz plan działań marketingowych, rozpisany na poszczególne miesiące dość szczegółowo, non stop będzie się coś działo, czym będziemy chcieli nawiązać interakcję z kibicem. Żeby zaciekawić go tym, co się dzieje w drużynie, żeby przełożyło się to na chęć odwiedzania stadionu i kibicowania drużynie. Dużo przed nami, ale mam przekonanie, że w niedługim czasie się spotkamy i Weszło coś ciekawego o nas jeszcze napisze.

Czy jest szansa, by między innymi dzięki tak licznej widowni, wpływom z dnia meczowego, GKS kiedyś uniezależnił się od miasta?

Jak w każdym klubie, rola kibiców jest niebagatelna i jak wiemy, niejednokrotnie wiele klubów to właśnie oni ratowali z opresji. Natomiast to jest jeden ze strumieni finansowania spółki, nie można opierać budżetu klubu wyłącznie na wpływach z dnia meczowego, bo byłoby to mocno nierozsądne, nie dawało gwarancji sukcesu. Klub jest wspierany przez miasto, to prawda, ale jest wspierany tylko w części. W tym roku sami planujemy sprzedaż produktów za siedem milionów złotych. To są pieniądze całkiem spore, które stanowią równowagę względem dotacji miejskiej. Miasto Tychy przeznacza zresztą na sport profesjonalny ciut więcej niż 1% swoich przychodów w budżecie, więc wydaje mi się, że powinniśmy się chwalić, że jest to tylko ten jeden procent. Staramy się te pieniądze wykorzystać jak najlepiej potrafimy, co widać w hokeju, koszykówce. W piłce nożnej, mam takie przekonanie graniczące z pewnością, też to zobaczymy po kilku meczach, jak będziemy już patrzyć z ulgą, z inną perspektywą, na dół tabeli. Wtedy nasze działania będą na pewno bardziej docenione. Zdajemy sobie jednak również sprawę z tego, że by walczyć o wyższe cele w I lidze, musimy zacząć działania w kwestii dokapitalizowania klubu. W przygotowaniu są warianty tego, w jaki sposób mogłoby ono nastąpić. Myślę, że w tym roku podejmiemy kroki, działania, mające na celu znalezienie dodatkowych partnerów.

Szukanie ich jest trudniejsze, mając lokalnie tak wielu naprawdę mocnych marką rywali?

Wbrew pozorom wydaje mi się, że nie. To tak samo, jak ze znalezieniem chętnego na kupno samochodu. Konkuruje się różnymi atrybutami. Produkt musi być atrakcyjny dla inwestorów i nasz jest. Mówimy tu o nowym, pięknym stadionie, o frekwencji, która przekłada się na ekwiwalent medialny, który generuje dla przyszłych sponsorów odpowiednie wpływy ze sprzedaży produktów, rozpoznawalność ich brandu. Nie ma  znaczenia, że jest tutaj mnóstwo klubów w promieniu 50-60 kilometrów. Jeśli produkt jest atrakcyjny, to zawsze znajdzie swojego nabywcę. Na tym musimy się skupiać – żeby pokazać walory w odpowiedni sposób. Trochę jak panna na wydaniu, żeby znaleźć lubego.

W wywiadzie dla katowickiego „Sportu” mówił pan, że kluczowy dla finansowej przyszłości klubu będzie dział sprzedaży, że chciałby pan, żeby ludzie pracujący w nim byli najlepiej zarabiającymi w klubie.

I owszem. Zdajemy sobie sprawę z tego, że klub potrzebuje znajdywania środków finansowych w różnych segmentach biznesu. Mówimy o tej bardziej zamożnej części ludzi prowadzących własną działalność gospodarczą. Ale też o pojedynczych punktach, powiedzmy, fryzjerskich, restauracjach. Zdajemy sobie sprawę, że tam też znajdują się nasi kibice. Przygotowujemy i dostosowujemy ofertę, żeby dotrzeć do każdego. Żeby każdy z potencjalnych naszych sponsorów mógł znaleźć w tej ofercie przestrzeń dla siebie. Przestrzeń od stu złotych do miliona. Do tego potrzebujemy ludzi z pasją, młodych, którzy ten klub noszą w sercu i którym zależy na jego dobrze. Mobilnych, ambitnych, którzy będą penetrować rynek. Nie tylko tyski, bo zdajemy sobie sprawę, że trzeba wychodzić i poza granice miasta. Z – podkreślę to jeszcze raz – perfekcyjnie przygotowaną ofertą. W tym momencie podejmujemy ostatnie decyzje co do kształtu tego działu, co do struktury wynagrodzenia prowizyjnego. W przeciągu miesiąca, może dwóch, okrzepnie i zacznie w pełni funkcjonować.

Prezes3

Półtora roku temu w Tychach mówiło się o czymś takim, jak plan trzyletni. Awans do I ligi, sezon stabilizacji na tym poziomie i w 2018 awans do ekstraklasy. Patrząc na tabelę, ten plan brzmi trochę jak marzenie ściętej głowy.

Podkreślałem to wielokrotnie. Pozycja w tabeli, na której się obecnie znajdujemy, to jest wypadek przy pracy. Zdarza się. Wiemy, jaki mamy potencjał w szatni, wzmocniliśmy się w trudnym, zimowym okienku dość sensownie. Ten potencjał gwarantuje nam, że w lidze ze spokojem serca się utrzymamy. Mamy pewien zaczyn, do którego trzeba dołożyć trochę drożdży, by zespół urósł do aspirowania do gry w ekstraklasie. Nie chcemy, by cel zniknął nam z horyzontu przez jedną złą rundę. Taka była też nasza rozmowa z trenerem Szatałowem, że przez pół roku bronimy I ligi, a w kolejnym sezonie czynimy wszelkie starania, by bić się o awans. Czy z pozytywnym skutkiem – życie pokaże.

Jeszcze odważniejszy był cel wyznaczony przez pana poprzednika, podium na 50-lecie. I nie mówimy tu o pierwszoligowym podium.

Mówimy o moim koledze Łukaszu Jachymie, z którym znamy się od liceum. Idealnie by było, jakiś plan, jakąś wizję trzeba mieć. To byłaby przepiękna sprawa, gdyby udało się to zrealizować, na szczęście mamy jeszcze trochę czasu.

Wie pan, to pachnie trenerem Stawowym i jego planem pod tytułem „Widzew w Lidze Mistrzów”.

Faktycznie, dziś może się to wydawać jakimś kompletnym science fiction, a przynajmniej celem trudnym do realizacji. Natomiast jeżeli by nam się udało, czulibyśmy się wybitnie wewnętrznie spełnieni we wszystkim, co robimy. Ale tego nie ujmujemy w sferze planów, a wyłącznie w sferze marzeń. Każdy chce je realizować, w związku z czym może kiedyś złapiemy z tymi marzeniami kontakt, zbliżymy się do tej szybującej wysoko chmurki.

W takich realiach finansowych, w jakich na dziś funkcjonuje GKS, awans do ekstraklasy w krótkiej perspektywie wiązałby się ze spokojnym funkcjonowaniem na najwyższym poziomie? 

Porównując budżety do innych klubów, również wspieranych przez miasto i mając na uwadze zastrzyk pieniędzy z praw telewizyjnych, z PZPN, jak i zwiększone możliwości sprzedażowo-marketingowe, myślę że poradzilibyśmy sobie z odnalezieniem się w rzeczywistości organizacyjno-biznesowej. Robiliśmy analizy, które pozwalają nam, bez megalomanii, oglądając każdą złotówkę z każdej strony, widzieć przyszłość w jasnych barwach. Nie jesteśmy kolosem na glinianych nogach, naszym priorytetem jest dążenie do tego, by gospodarka finansowa była jeszcze bardziej idealna, jeszcze bardziej płynna. Sportowa rzeczywistość to oczywiście inna bajka, ale mówiąc o organizacji – tak, odnaleźlibyśmy się.

Patrząc na tę wywołaną stronę sportową – jest pan w stu procentach zadowolony z zimowego zaciągu?

Z każdym wzmocnieniem wiążemy duże nadzieje, bo po to angażowaliśmy nasze siły organizacyjne, nasze możliwości finansowe, żeby ich zakontraktować. Jak wszystkie kluby Europy poszukiwaliśmy zawodnika na pozycji numer dziewięć, to było niezbędne z punktu widzenia wprowadzenia w drużynie rywalizacji o miejsce na boisku. Liczymy więc na gole Erika Tornrosa, na odbiory Eugena, odpowiednią asekurację Daniela i rajdy lewą stroną Remka Szywacza. Liczymy zresztą na wszystkich zawodników, którzy będą łapać się do osiemnastki. Czuję, że w zespole panuje odpowiedni poziom mobilizacji, chłopaki wiedzą, że honor, walka i ambicja muszą być widoczne już od startu na poziomie maksymalnym. Tylko tak będziemy w stanie I ligę obronić.

Piłkarzy ściąganych z Polski znaliście wcześniej, jak natomiast zainteresowaliście się Tornrosem, zawodnikiem ze średniaka ligi fińskiej i Zasavitchim z ligi litewskiej?

Standardowo jak w każdym innym klubie, korzystamy z dobrodziejstw narzędzia analitycznego, które jest nam w stanie dać wiedzę na temat walorów piłkarza. Możemy zobaczyć go w akcji, obejrzeć wycinki jego umiejętności, cały mecz, popatrzyć na statystyki. Dodatkowo mieliśmy tę dobrą sytuację, że Ryszard Jankowski przez wiele lat grał w Szwecji, biegle posługuje się tym językiem, więc jego opinia na temat potencjału ligi, zawodników, była kluczowa. To, że patrzyliśmy w kierunku Skandynawii, to nie był przypadek, bo kierowaliśmy się opiniami osoby, która przez pięć lat grała tam w piłkę. Dodatkowo dochodziły doświadczenia z ligowych boisk – mówimy tutaj o Forsellu z Miedzi – więc uznaliśmy, że to dobry kierunek rozwoju GKS-u w tamtych obszarach. Może jeśli Erik powtórzy swoje liczby z ligi fińskiej, to w Szwecji powstanie jakaś mała kolebka kibiców GKS-u. Kto wie? To jest oczywiście drugorzędny, pozasportowy aspekt, ale… dlaczego nie?

Wspominał pan na wstępie o polityce ściągania młodych zawodników – jedynym przełamującym ten trend okazał się 30-letni Radosław Pruchnik.

Potrzeba w każdym zespole odrobiny doświadczenia, dlatego zdecydowaliśmy się na jego wypożyczenie. Bardzo dobrą rekomendację dał mu sztab trenerski, trener Szatałow. Chcieliśmy dodać ogranie w tyłach, gdzie jak popatrzymy na Zagłębie Sosnowiec, wiekowi stoperzy radzą sobie świetnie. To jest 30-latek, jak sam pan mówi, a badania wykazują, że między 27 a 32 rokiem życia piłkarz cechuje się największym potencjałem motorycznym, dlatego wierzymy że będzie on wzmocnieniem.

Ruchem w przerwie, choć nie transferowym, miała być też zmiana struktury kontraktów, mniej ustalona z góry, bardziej oparta na osiąganych wynikach.

Każdemu zawodnikowi zaproponowaliśmy odpowiedni system wynagradzania za sukces. To żmudna praca, bo polega ona na negocjowaniu pewnych rzeczy ze sztabem trenerskim, który jest elementem tej układanki, i zawodnikami. Muszę też przy tym patrzyć na możliwości finansowe klubu. My krok po kroku realizujemy nakreśloną wizję, krok po kroku coraz więcej tych środków finansowych, które wypłacamy piłkarzom, uzależniamy od zdobytych punktów. Prochu nie wymyśliliśmy. Mamy jeszcze kilka pomysłów, żeby dołożyć do tego systemu dodatkowego wynagradzania motywacyjnego zawodników coś ekstra, ale na to dobrym okresem będzie start przed nowym sezonem. Coś ciekawego na pewno zaproponujemy. Na dzień dzisiejszy mamy taki system, ale i jest on cały czas poprawiamy. Cel jest jeden – piłkarze muszą rozumieć, że wygrywając są w stanie zarabiać duże pieniądze, a przegrywając – niestety nie.

Hirskij i Varadi nie zgodzili się na ten system, czy odeszli zimą z powodu prezentowanego poziomu sportowego?

Decyzję o tym podjął sztab trenerski, który w rozmowie zadeklarował, że można tych zawodników wystawić na listę transferową, bo nie widzi ich w zespole. I w konsekwencji pozwoliliśmy im na wcześniejsze opuszczenie klubu. Normalna sprawa.

We wspominanym wywiadzie dla „Sportu” mówił pan, że premii za utrzymanie nie będzie, jaki jest więc cel do zrealizowania, po którym piłkarze mogą oczekiwać czegoś ekstra?

Podtrzymuję, że premii za samo utrzymanie absolutnie nie będzie. Dopuszczam możliwość bonusów za mecze wygrane w dobrym stylu, w puli wypłacanej po sezonie, gdy już kurz i pył opadnie. Czyli gdy będziemy swobodnie myśleli o kolejnym sezonie w I lidze. Wtedy pozwolimy piłkarzom „zbankować” pieniądze, które będą w trakcie rundy zbierać. Przewiduję gratyfikacje, zawodnicy wiedzą dobrze, że ciężka praca zawsze będzie doceniona i pozwolę sobie ich raz, może dwa, może trzy, zaskoczyć czymś dodatkowym.

Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA

fot. GKSTychy.info

Najnowsze

Ekstraklasa

Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Szymon Piórek
0
Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał
Anglia

Jakub Moder najszybszym pomocnikiem w obecnym sezonie Premier League

Damian Popilowski
0
Jakub Moder najszybszym pomocnikiem w obecnym sezonie Premier League

Komentarze

12 komentarzy

Loading...