Reklama

Z czego zapamiętamy rządy Latala w Piaście

redakcja

Autor:redakcja

03 marca 2017, 13:57 • 8 min czytania 3 komentarze

Ten romans będzie w Gliwicach wspominany przez lata, jeśli nie dekady. Radoslav Latal doprowadził Piasta do wicemistrzostwa, sam zgarnął statuetkę dla trenera sezonu. Zmienił postrzeganie gliwickiego klubu i przez moment zdawało się, że może zbudować tu coś trwałego, coś mocnego, według własnej filozofii. Ten miraż upadł ostatecznie wczoraj, gdy Latal został zwolniony.

Z czego zapamiętamy rządy Latala w Piaście

Z czego zapamiętamy rządy Czecha w Gliwicach?

LETNIE CUDA

GLIWICE 20.07.2015 MECZ 1. KOLEJKA EKSTRAKLASA SEZON 2015/16 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: PIAST GLIWICE - TERMALICA BRUK-BET NIECIECZA 1:0 KAMIL VACEK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl
Reklama
Fot. FotoPyK

Latal był jednym z tych trenerów, którym szczerze współczuliśmy przed startem sezonu 15/16. I czy można się nam dziwić? Stracił generała środka pola, Konstantina Vassiljeva, stracił też króla strzelców, Kamila Wilczka. Jurado nigdy Joaquinem polskiej ligi nie został, ale też odszedł, a pożegnał się słowami: Latal to chyba najgorszy szkoleniowiec, z jakim trenowałem w całej mojej karierze. Życzę mu szczęścia w nowym sezonie, ponieważ będzie mu ono potrzebne.

Przy ograniczonym budżecie transferowym zastąpienie Kostii i Wilczka wydawało się mission impossible. A potem Latal wyciągnął telefon. Sprawdził listę kontaktów i wyciągnął z kapelusza Nespora i Vacka. Stał się cud. Cud piętrowy, bo takich, którzy tamtego lata trafili do Gliwic, a wkrótce stanowili o sile drużyny, było więcej: Mraz zaliczył rundę życia, Pietrowski i Korun stali się solidnymi wzmocnieniami, Barisić był pożyteczny i na przestrzeni sezonu strzelił 11 bramek, Mateusz Mak przypomniał o swoim talencie. Dzięki temu wszystkiemu narodziła się…

PIASTELONA

piast1

Źródło: 90minut.pl

Reklama

Zbita Legia, zbity Lech, zbita Lechia, Wisła, Cracovia, Zagłębie, Śląsk, Jagiellonia. Piast był mistrzem efektywności. Jeździł po Polsce i golił wszystkich aż miło. Gromadził punkty tak, jak gromadzi się zapasy na zimę. Przypomnijmy co pisaliśmy wówczas:

40 punktów po siedemnastu kolejkach to wynik, który w całym XXI wieku był pobity ledwie trzy razy, za każdym razem przez naszpikowaną gwiazdami Wisłę Kraków. Tylko drużyna Henryka Kasperczaka oraz pierwszy zespół Macieja Skorży potrafili wykręcić lepsze wyniki punktowe w tej samej fazie rozgrywek, a pozostałe kluby – jak i sama Wisła pod wodzą innych szkoleniowców – nie potrafiły zbliżyć się do tak spektakularnego wyniku.

Dzisiejsza jedenastka Piasta ma pełne prawo stawać tuż obok jedenastki, z którą swoją pracę w Wiśle zaczynał Maciej Skorża. Grali w niej: Pawełek – Baszczyński, Cleber, Głowacki, Dudka – Kosowski, Sobolewski, Cantoro, Zieńczuk – Brożek, Niedzielan. Albo obok zawodników, od których w 2004 roku wyczytywanie podstawowego składu zaczynał Henryk Kasperczak: Majdan – Baszczyński, Głowacki, Kłos, Mijailović – Gorawski, Cantoro, Szymkowiak, Zieńczuk – Żurawski, Frankowski. To są porównania, na które zasługują dziś piłkarze Piasta.

Ta maszyna zaskakiwała nawet wtedy, gdy wydawało się, że już dobrze znamy jej słabe i mocne punkty. A więc odkurzeni Vacek i Nespor, który złapali w Polsce drugi oddech, są głównymi sprawcami zamieszania? Błąd. Gdy 20 grudnia do Poznania przyjechał Lech, a Piast nie mógł wystawić ani Vacka ani Nespora, i tak pewnie wygrał 2:0. To ci dopiero demonstracja siły. Kto wie więc, czy największą gwiazdą tamtego Piasta nie było…

3-5-2

Nawet fan skoków widział, że Piast pod względem taktycznym to wysoka półka. Ligowcy nie byli przyzwyczajeni do gry na zespół ustawiony tak elastycznie. Jaka ironia, że po chaotycznym Perezie, u którego piłkarze sami ustalali taktykę, pojawił się Latal proponujący płynną wariację 3-5-2, która zależnie od wymagań zmieniała się w 5-4-1, 2-1-4-3, a nawet wracała do 4-4-2. Istnieje teoria, według której zaskoczeni ekstraklasowicze musieli Piasta przetworzyć, zrozumieć, dlatego taki Mraz jesienią był królem asyst, a wiosną już miano na niego sposób.

Wiosną nie żarło, bo przestano Piasta lekceważyć, powstały też plany strategiczne mające neutralizować pomysły Latala. Ale czasem wciąż się sprawdzały i dlatego Legia musiała do ostatniego meczu walczyć na całego.

Piast wicemistrzem. Tylko? E tam, bez przesady. Tu fragment artykułu „Porażka? Najpiękniejsze wicemistrzostwo od lat stało się faktem!”:

Piast Gliwice nie został mistrzem Polski. Jedna z najbardziej niesamowitych historii w Ekstraklasie ostatnich lat nie doczekała się pięknej puenty. Z tego miejsca chcielibyśmy krótko zaapelować do wszystkich, którzy dołożyli rękę do tego wicemistrzostwa: świętujcie, jakbyście mieli na szyjach złoto! To wasz wielki sukces. Utarliście kilka nosów, bez z was ten sezon byłby nudny. 

TRENER SEZONU

WARSZAWA 06.02.2016 GALA TYGODNIKA PILKA NOZNA --- GALA PN IN WARSAW BARTOSZ KAPUSTKA ZBIGNIEW BONIEK RADOSLAV LATAL FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.plFot. FotoPyK

Oczywiście, że Czerczesow skończył sezon z krajowymi trofeami, ale trzeba brać pod uwagę kontekst. Dla Legii te trofea były obowiązkiem, szczególnie na stulecie. Banda Latala? Na drugim biegunie – przed startem rozgrywek wymieniani w gronie faworytów do spadku. A potem napisali historię taką, że ta drużyna pewnie kiedyś dostąpi największego zaszczytu: Tomasz Hajto gdzieś na wizji przypomni skład Piasta 15/16.

Przypomnijmy co wówczas napisał Krzysztof Stanowski:

„Trenerem roku został Radoslav Latal, z czym ja się zgadzam w stu procentach, a już na przykład Zbigniew Boniek nie – twierdzi, że Czerczesow, bo wszystko wygrał i że zawsze taki laur powinien przypaść zwycięzcy, a nie pokonanemu. Chciałem prezesa przyskrzynić pytaniem, kto zostałby najlepszym trenerem Euro 2016, gdyby w finale Niemcy pokonali Polskę 3:2 – Loew czy Nawałka? Ale Boniek zapędzony do narożnika szybko się wywinął i odparł, że na Euro nie wybiera się najlepszego trenera, więc pytanie jest bez sensu. Taktyczna ucieczka, doceniam.

W każdym razie o Latalu mówią, że ciężki z niego typ i że nie ma kontaktu ani z działaczami, ani z piłkarzami. Że gdyby nie ten mega wynik, to chętnie by mu podziękowano za współpracę, a tak trzeba zacisnąć zęby i znosić wszelkie fochy czy roszczenia. Ciekawe, jak się ta współpraca dalej potoczy, mnie nos podpowiada, że Latal po prostu profesjonalizuje otoczenie, co zawsze spotyka się z oporem. Ale Piast – tak generalnie – ma ochotę się rozwijać, a nie zwijać, liczą tam na coraz więcej. Nikt o tym nie mówi, a piłkarze naprawdę zarabiają tam bardzo godne pieniądze, niektórzy w tym sezonie rozbili bank – mieli zagwarantowane wyjściówki (w razie zwycięstwa) na poziomie 10 000 złotych. A że Piast wygrał aż dwadzieścia meczów, to łatwo policzyć, ile im wpadło w samych bonusach.”

Wkrótce o trudnym charakterze Latala usłyszała cała Polska.

ULTIMATUM I WOJNA Z PREZESEM

image-590x410

To był klasyczny pat. Piłkarze, którzy zrobili wicemistrzostwo w sezonie 16/17, nagle stali się znacznie drożsi, szczególnie, że wielu miało intratne oferty. Aby chociaż utrzymać ten sam zespół, trzeba było wyłożyć znacznie więcej. Prezes Sarkowicz nie chciał zadłużać budżetu, nie chciał kominów płacowych. Piast w konsekwencji osłabił się przed pucharami.

Latala stanowisko też trzeba zrozumieć. Zbudował drużynę, miał apetyt na więcej, tymczasem pod plac budowy podłożono bombę. Z jego perspektywy działacze, zamiast podejść ambitnie i pójść za ciosem, dali po hamulcach. Zamiast postawić kolejny krok, przestrzelili kolana. Frustracja sięgnęła zenitu, gdy Piast skompromitował się z Goeteborgiem.

Latal rzucił drużynę na dzień przed startem ligi. Piast zaczął zbierać w łeb tak boleśnie, że aż były trener wygrał tę karkołomną partię szachów. Dopiął swego. Sarkowicz musiał odejść, Czech wrócił. Wkrótce mówił „Mamy dobrego nowego prezesa. To wystarczyło”:

Dopiero co ustąpił ze stanowiska prezes Adam Sarkowicz (wiedział, że zostanie odwołany przez Radę Nadzorczą), a pracę stracił niedawny asystent czeskiego szkoleniowca Jiri Necek. Teraz można się domyślać, że odejście Latala w dużej mierze musiało być związane z nieporozumieniami z Sarkowiczem, skoro zgodził się podjąć negocjacje w sprawie powrotu, gdy dotychczasowego prezesa już nie ma. 

Z drużyną, której de facto nie konstruował, bo latem dokonano głównie dekonstrukcji, szukał złotego środka. Rotował momentami niesłychanie:

Zgodnie z tym, co prezentuje nam na grafikach Match Center oficjalna strona Ekstraklasy, po powrocie Latala do Gliwic meczowe ustawienia wyglądały następująco:

8. kolejka: 3-4-3: Rusov – Hebert, Pietrowski, Korun – Mraz, Bukata, Murawski, Mokwa – Maslowski, Jankowski, Szeliga

9. kolejka: 4-2-3-1: Szmatuła – Mraz, Hebert, Korun, Sedlar – Pietrowski, Bukata – Szeliga, Murawski, Masłowski – Jankowski

10. kolejka: 3-4-3: Szmatuła – Hebert, Sedlar, Girdvainis – Mraz, Murawski, Bukata, Pietrowski – Badia, Jankowski, Masłowski

11. kolejka: 4-2-3-1: Szmatuła – Mraz, Hebert, Girdvainis, Sedlar – Murawski, Korun – Moskwik, Badia, Pietrowski – Jankowski

12. kolejka: 3-4-1-2: Szmatuła – Sedlar, Pietrowski, Korun – Mraz, Masłowski, Murawski, Mokwa – Badia – Jankowski, Barisić

13 kolejka: 3-4-3: Szmatuła – Korun, Sedlar, Hebert – Mraz, Masłowski, Bukata, Girdvainis – Żivec, Gotal, Szeliga

Piast jesień kończył jako średniak. Jeden z wielu. Ale zimą Latal miał dostać wsparcie i znowu zbudować zespół według własnych wymagań.

CZY DOSTAŁ NA TO SZANSĘ?

Latal, człowiek wymagający, trudny, wszędzie powtarzał, że jest zadowolony z zimowych transferów. To dużo, bo wiemy, że w razie czego nie owijałby w bawełnę. Dostał jednak tylko trzy mecze, by pokazać, czy faktycznie wie, co z tą grupą zrobić.

Jeśli uznać, że z Pogonią grali nieźle, a przegrali pechowo, natomiast z rozpędzonym Lechem nie mieli szans choćby ze względu na ogromne braki kadrowe, to jedyną bolesną porażką jest ta z Górnikiem Łęczna. Mało. Mało jak na zwolnienie trenera sezonu, autora największego sukcesu w historii klubu. Aż chce się powiedzieć – skoro polskie Leicester, to na całego.

Niemniej przy trudnym charakterze Latala, obronić go mogły tylko bardzo dobre wyniki. Skoro w Piaście urósł do takiej rangi, że był w stanie zwalniać prezesa, to trochę to wszystko zaszło za daleko, traciło pewną patologią. Naszym zdaniem, gdyby chodziło tylko o boisko, dostałby jeszcze kilka kolejek. Ale pozaboiskowy bagaż tej postaci ciążył tak, że dopuszczalny margines błędu był bardzo niewielki, ze zrozumiałych względów. Dodatkowo zostawienia drużyny na starcie sezonu nie mogli wybaczyć mu niektórzy piłkarze, a takie poparcie w szatni to też ważna sprawa.

Nie zdziwi nas na pewno, jeśli dostanie pracę w Polsce gdzie indziej. Nie zdziwi nas, jeśli odniesie tam sukces. Nie zdziwi też jednak, jeśli pokłóci się ze wszystkimi i odstawi nieco lżejszą wersję „Damned United” Briana Clougha. To fachowiec, ale taki Bjelica potrafi być fachowcem, a zarazem zjednać sobie ludzi. Tego elementu Latalowi brakuje i kto wie na ile będzie to ciążyć jego karierze.

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...