Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

23 lutego 2017, 16:08 • 12 min czytania 22 komentarzy

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych koszulkę Patricka Kluiverta widać było na każdym podwórkowym boisku. Cudowne dziecko Ajaxu. Symbol Barcelony. Jedna z najlepszych „dziewiątek” swoich czasów. Członek złotego pokolenia holenderskiej piłki, najmłodszy strzelec gola w finale Ligi Mistrzów. A jednak Patrick Kluivert nagle zniknął z pola widzenia. Przestał się liczyć, choć wkraczał w wiek, kiedy piłkarz powinien osiągnąć szczyt swoich możliwości. 

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

***

Futbol miał we krwi. Jego ojciec, Kenneth, był skrzydłowym, reprezentantem Surinamu (wtedy Gujana Holenderska), legendą… SV Robinhood. Strzelił dla tego klubu 345 bramek w 366 meczach. Brzmi średnio poważnie, bo jakaś tam liga surinamska, jedynym poważnym rywalem SV Transvaal w derbach Paramaribo? Ale kto wie ile taki Kenneth Kluivert mógłby osiągnąć, gdyby trafił do poważnej szkółki, choćby takiej, do jakiej poszedł jego syn? Z warunków, jakie były mu dane, wycisnąć maksimum. Matka, Lidwina, pochodziła  z Curacao (wtedy Antyle Holenderskie). Gdy Kenneth w 1970 dostał pracę w Holandii, nie zastanawiali się ani chwili. W latach siedemdziesiątych, gdy Surinam uzyskiwał niepodległość, jedna trzecia mieszkańców wyjechała do Europy. Mieli rację – wkrótce byłą kolonią wstrząsnęła wojna domowa i kryzys gospodarczy. Tymczasem Kenneth, zamiast walczyć o życie, mógł wieść spokojne życie amsterdamskiego listonosza.

kluiverty

Sześć lat po ucieczce do Europy urodził się Patrick, najmłodszy z rodzeństwa. Uczył się piłkarskiego rzemiosła początkowo na ulicy, praktykując klasyczne podwórkowe granie, zresztą wspólnie z Edgarem Davidsem, który pochodził z jego osiedla.  Nie trwało to długo. Jego talent był niezaprzeczalny. Rodzice zapisali go do osiedlowego klubiku, ale stamtąd wkrótce wyciągnął go wielki Ajax.

Reklama

Skaperowanie przez Ajax to wcale nie autostrada na piłkarski szczyt. W książce „The Coaching Philosophies of Louis Van Gaal and the Ajax Coaches” można wyczytać, że blisko jedna piąta absolwentów rokrocznie była odpalana. Ale nie Patrick. Jego talent bił po oczach. Choć nie od razu grał na dziewiątce, bo filozofia ówczesnego szkolenia w Ajaksie zakładała, by zawodnika próbować na różnych pozycjach. Bywały więc czasy, że późniejszy lis pola karnego zabezpieczał tyły, rozbijał akcje, kreował grę jako dziesiątka. To wszystko oczywiście później zaprocentowało, bo Kluivert na pewno nie był typem napastnika, który stoi na sępa.

BrpzQLuCEAAW4XV

Trafił w idealny czas. Trenerem pierwszej drużyny był Van Gaal, były szef akademii Ajaxu. Ta zawsze miała znakomitą reputację, ale Van Gaal wiedział, że kto się nie rozwija, ten się zwija. Nawet trenując pierwszy zespół, cały czas pracował nad szkoleniem, wspólnie z Co Adriaanse, którego zatrudnił, tworząc mu stanowisko dyrektora ds. rozwoju młodych piłkarzy. Van Gaal sprawił, że ówczesne szkolenie Ajaxu przewyższało całą konkurencję o klasę. Jego genialna drużyna dzieciaków nie była przypadkiem. Można mieć o Van Gaalu różne opinie, nie wszędzie się sprawdził, ale tamten wybitny Ajax od A do Z jego autorski projekt. To on dopracował działanie akademii tak, by dała owoce, a potem je zebrał.

W 1994 cała Holandia żyła transferem Ronaldo… do Amsterdamu. Był dogadany, pasował do klubowej filozofii. Ale w ostatniej chwili, dzięki lobbingowi Romario, Brazylijczyka przechwyciło PSV. Prasa uznała to za wielką porażkę Ajaxu. Van Gaal stwierdził natomiast: „To nic. Oni mają Ronaldo, my mamy Kluiverta”. Zareagowano na to śmiechem. Kluivert był nikim. Anonimowym juniorem przed debiutem w pierwszej drużynie. Van Gaala uznano za szaleńca.

A potem Kluivert wyszedł w pierwszym składzie na Superpuchar z Feyenoordem. Strzelił bramkę, dał asystę. W pierwszych czterech meczach Eredivisie zaliczył pięć bramek. Nie minęły trzy miesiące od debiutu, a już trafił do kadry. Van Gaal nie kłamał.

Patrick grał fenomenalnie, tak jak cały Ajax. Dzieciaki wspierane mentorami szatni, Frankiem Rijkaardem i Dannym Blindem, ogrywały wszystkich.  Podobno gdy sprali Milan na start Ligi Mistrzów, część drużyny poszła do szatni Rossonerich poprosić o koszulki. Nic dziwnego – Milan był triumfatorem poprzedniej edycji, rozbił w finale Barcę Cruyffa 4:0.

Reklama

W sezonie 94/95 Ajax zbił jednak wielki Milan trzy razy. Lekcja futbolu jak się patrzy, spokojnie po finale mogli czekać, aż Maldini i spółka przyjdą po ich autografy.

ajax

Na finał Van Gaal zakwaterował ich w Wiedniu w zwykłym hotelu. Wierzył, że luksusowe warunki mogłyby rozpuścić jego młodych zawodników. Kluivert wiedział, że nie wyjdzie w pierwszym składzie – był po drobnej kontuzji. Podczas porannego spaceru mówił jednak kierownikowi drużyny, Davidowi Endtowi, że i tak strzeli gola. Van Gaal, wpuszczając Patricka na boisko, miał powiedzieć tylko: „baw się dobrze”. Patrick posłuchał, strzelając zwycięską bramkę. „Rijkaard myślał, że oddam mu piłkę” – powie wspominając gola, który zapewnił mu nieśmiertelność. Po powrocie z Wiednia cały Amsterdam imprezował przy kawałku „Who The Fuck is Milan?!” na nutę „Living Next Door to Alice.

Nie miał jeszcze dziewiętnastu lat, a sprawił, że Ajax wygrał finał Ligi Mistrzów. Grał w drużynie, która przez cały rok w Eredivisie i Champions League nie przegrała choćby raz. W marcu 1995 strzelił pierwszą bramkę dla Oranje. Kluivert był nastolatkiem na szczycie świata, choć mentalnie jeszcze dzieciakiem, który po powrocie z Wiednia rozpłakał się matce w ramię.

Wkrótce dzieciństwo brutalnie się skończyło.

***

O jego ówczesnej marce niech powie fakt, że grał w reklamach Nike z największymi gwiazdami futbolu. Tu „Good vs Evil” z 1996

***

„Gdybym mógł, zamieniłbym gola z finału Ligi Mistrzów na życie tego człowieka. Nie wahałbym się ani chwili. Ale tak się nie da”

***

„Tego dnia Coś we mnie pękło. Nie potrafię być szczęśliwy. Umarło we mnie dziecko”.

***

Patrick przez lata był posłusznym, grzecznym chłopakiem. Nikomu nie wadził, nie tłukł się, po prostu chłopiec do rany przyłóż. Marzenie każdego rodzica.

Wkrótce państwo Kluivert zastanawiali się jednak, czy nie wrócić do Surinamu. Gdy Lidwina szła ulicą, potrafili wyzwać ją „matka mordercy”, „matka gwałciciela”. W prasie rozpisywano się, że gdyby nie piłka, jej syn skończyłby w rynsztoku. Na wszystkich meczach wyjazdowych Ajaksu skandowano „morderca”.

g2_ongeluk-kluivert

Feralnego dnia Kluivert jechał za szybko. Wpadł na wyjeżdżającego spod domu Martena Putmana, 56 letniego ojca dwójki dzieci, wielkiego kibica Ajaksu. Czerwone BMW Kluiverta zabiło go na miejscu.

Hanny Putman, żona ofiary: – Kluivert jechał tak szybko, że wszystko zdarzyło się w ułamku sekundy. Dobrze chociaż, że mój mąż nie cierpiał. Kluivert wysłał potem list z przeprosinami, ale to było napisane tak, jakby ktoś mu go podyktował.

Prawdą było, że zawinił i zasłużył na karę, nieprawdą natomiast, że się nie przejął. Wpadł wtedy w depresję. Futbol był odskocznią, tym co go ratowało. Niektórzy w takiej sytuacji nie potrafiliby się skupić na grze, dla niego była ucieczką, sensem. W tym czasie trwał jego proces. Na kilka tygodni przed finałem Ligi Mistrzów z Juve, a także przed Euro 1996, sędzia uznał, że Kluivert skazany zostanie na 240 godzin robót społecznych. Powiedzmy szczerze: to, jakie mecze go czekały i kim był, miało wydatny wpływ na tak łagodny wymiar kary. Rodzina ofiary nie mogła się z tym pogodzić.

Na Euro 96 strzelił bramkę Anglikom. Honorowa na 1:4 okazała się kluczowa, dzięki niej Holandia miała lepszy bilans bramek od Szkocji i weszła do ćwierćfinału. Tu Oranje odpadli po karnych z Francją

Wkrótce jego życiem osobistym tąpnęła kolejna afera. Dwudziestoletnia Marielle Boon posądziła Kluiverta o gwałt. Miał ją wraz z kumplami spić, wsadzić do taxi, zawieźć do mieszkania. Zdarzenie miało mieć miejsce na dziesięć dni przed narodzinami pierwszego syna Patricka, Qincy’ego. Zarzuty wobec zawodnika oddalono, ale łatka złego chłopca holenderskiej piłki się przylepiła.

Screen Shot 02-23-17 at 03.12 PM

Potrzebował zmian. Musiał opuścić kraj, zmienić otoczenie, oderwać się od zgiełku. Padło na Milan.

***

Il_flop_della_settimana_Kluivert

Milan wydawał się idealnym wyborem. Kluivert nie chciał nawet słyszeć o innych opcjach. Odrzucił lukratywny kontrakt z Middlesbrough, rok przed transferem opowiadał już, że jest zdecydowany na San Siro. Kibicom i działaczom Rossoneri wrył się w pamięć, byli przekonani, że ściągają gwiazdę na lata. Holendrzy mieli długą i owocną  tradycję w Milanie, w drużynie był stary kumpel Davids, a także rodak Bogarde. Kluivert miał wejść w buty Van Bastena i przywrócić Milanowi blask. W sezonie 96/97 zajęli 10 miejsce w Serie A. Upokorzenie, które miało się nie powtórzyć.

Ale się powtórzyło, bo z Kluivertem w składzie Milan zajął jedenaste miejsce. W trakcie sezonu uciekli Davids i Bogarde, Kluiverta gnębili włoscy ultrasi, którzy wyzywali go z trybun. Rasistowskie okrzyki wobec zawodzącego Holendra pojawiały się również ze strony bywalców San Siro. Nie strzelał tyle, ile się spodziewano, ale też trzeba przyznać: uczyniono z niego kozła ofiarnego. Cała drużyna grała źle, a on i tak został drugim najlepszym strzelcem sezonu. Szkodziły mu nieustanne porównania do Van Bastena, w którego buty nie mógł wejść. Wymowne: dwa gole strzelił w półfinale Coppa Italia, dały one awans. W finałowym dwumeczu zagrał dziewiętnaście minut.  Mediolan, który miał być ziemią obiecaną, opuszczał latem 1998 bez żalu.

Ale na Mistrzostwach Świata znowu pokazał, że może w Milanie nie potrafili wykorzystać jego atutów. Owszem, na otwarcie turnieju dał się sprowokować i strzelił z łokcia Staelensa, który wyzwał jego rodzinę, ale po odbyciu kary grał wspaniale. Wydawało się niemożliwe, że po głupiej czerwonej kartce uratuje się w oczach kibiców, ale był wtedy aż tak dobry. Trafił z Argentyną, trafił z Brazylią, a Oranje porywali grą. Mogli wtedy wygrać wszystko, ale odpadli po karnych z Brazylią.

***

maxresdefault

Może i Kluivert wygrał Ligę Mistrzów z Ajaxem, może i strzelił czterdzieści bramek dla Oranje, ale nie zmienia to faktu, że jeśli grałeś na podwórku w koszulce Kluiverta, to prawie na pewno była to koszulka Barcy. To z tym klubem kojarzy się najbardziej.

W Milanie chcieli dać mu kolejny rok szansy, choć dobijały się do niego Man Utd i Arsenal – Rossoneri odrzucili ferty. Ale w Barcelonie był Van Gaal, który uczynił sprowadzenie Kluiverta swoim priorytetem. Nie było łatwo, ale Barcy udało się go wyrwać w ostatnich godzinach okienka transferowego.

Van Gaal kolejny raz nie pomylił się co do Kluiverta. Zyskał swojego żołnierza, który był gotów rzucić się za szkoleniowcem w ogień, który doskonale rozumiał też taktykę bossa. Zyskał wszechstronnego napastnika, jednoosobową maszynę do miażdżenia defensywy rywala. Kto pamięta Kluiverta jako dobijaka, lisa pola karnego, ten pamięta źle: już w pierwszym sezonie Kluivert zrobił piętnaście asyst. Z Rivaldo rozumieli się bez słów i doprowadzili Barcę do mistrzostwa Hiszpanii.

Potwierdził swoją reputację na Euro 2000. Król strzelców (do spółki z Savo Miloseviciem), autor hattricka z Jugosławią, zarazem jeden z antybohaterów szalonego półfinału z Włochami. Holandia nacierała, ale bramka Toldo była zaczarowana. Kluivert nie strzelił karnego w trakcie meczu, a choć poprawił skuteczność w serii jedenastek, tak Oranje odpadli.

Niemniej on sam ugruntował swoją pozycję supergwiazdy futbolu. W Barcelonie był jednym z symboli drużyny, zarazem najlepiej zarabiającym piłkarzem – mówiło się, że ma pensję ośmiu milionów euro rocznie, czyli jak na tamte czasy astronomiczną.

Gdy Barca wpadła w kłopoty finansowe, tą pensję mogła obronić tylko fenomenalna gra. Kluivert cały czas regularnie strzelał, nawet w sezonie, gdy Blaugrana przez pewien czas kręciła się koło strefy spadkowej. Oczekiwano jednak, że sam będzie potrafił wygrywać mecze, że stanie się nie tylko skutecznym strzelcem, ale motorem napędowym całej drużyny. Tego nie potrafił. Sam fakt, że Barcelona nie bije się o mistrzostwo, działał na jego niekorzyść, bez względu na to jak prezentował się on sam.

W międzyczasie został złapany za jazdę po pijanemu, a także uwikłał się w dwa skandale obyczajowe. Noc przed meczem z Rayo wraz z czterema innymi graczami Barcy miał wykuwać formę na czterech prostytutkach.  Noc przed meczem z Danią wraz z Davidsem i Frankiem de Boerem relaksował się w klubie ze striptizem, oglądając show Kiry Eggers.

2j8rw0wo990109w

Tymczasem Barcelona powoli staczała się w przepaść. Nietrafione transfery za krocie (choćby Mendieta, Riquelme), fatalne zarządzanie ery Gasparta, koszmarne wyniki, rozpędzona karuzela z trenerami. W 2003 przyszedł Rijkaard. Człowiek Kluiverta. Jego idol, a potem kumpel z szatni. Barca z Ronaldinho za boiskowymi sterami zaczęła odzyskiwać blask, ale choć w sezonie wicemistrzowskim 03/04 Kluivert strzelił dziesięć bramek, tak jego rola malała. Już na Euro 2004 pojechał w roli holenderskiego Adama Matyska, czyli nie zagrał ani minuty jako jedyny gracz z pola. Po sezonie odpalono go bez żalu, odszedł za darmo, liczyło się tylko to, by pozbyć się go z listy płac. A przecież miał dopiero 28 lat.

Kibice zarzucali mu, że zbyt często się leczył, a zbyt rzadko wspinał się na wyżyny umiejętności w najważniejszych meczach. Wielu nie mogło zapomnieć kuriozalnej ręki w półfinale z Liverpoolem, przez co Barca pogrzebała marzenia o zdobyciu Pucharu UEFA. Niemniej odchodził jako najskuteczniejszy strzelec Barcelony od lat pięćdziesiątych. Jest siódmym najlepszym snajperem w historii klubu: przed nim są tylko Mariano Martin, Ladislav Kubala, Cesar Rodriguez, Rivaldo, Eto’o i Messi. Nie da się deprecjonować jego pozycji na Camp Nou,

***

Kiedy piłkarz przyjeżdża na lotnisko przed zgrupowaniem reprezentacji, a potem zamawia piwo w barze przed oczami selekcjonera i dziennikarzy, to trudno nie dojść do wniosku, że jest trochę idiotą.

***

Kluivert zawsze marzył o Premier League. Bobby Robson z Newcastle był w nim zakochany. Wierzył, że ściąga zawodnika, który może dać nawet mistrzostwo Anglii. „Sroki” Robsona ostatnie trzy lata spędziły w czołówce, ale zawsze czegoś brakowało, żeby zgarnąć pełną pulę. Tym brakującym elementem miał zostać Kluivert.

Ale Robsona wkrótce zwolniono. Co po dziś dzień uważa się za jeden z większych absurdów w historii Premier League, bo facet doskonale wykonywał swoją robotę. Padł ofiarą oczekiwań, które sam rozbudził.

Za Robsona przyszedł Souness, który wolał boiskowych pracoholików, walczaków, a nie technicznego Kluiverta. Gdy Kluivert grał, robił to nieźle, ale znowu – chciano, by grał fenomenalnie, a nie tylko ponadprzeciętnie. Taka gra nie uzasadniała wysokiej gaży. Samo Newcastle pozbawione Robsona staczało się w absurd. Kluivert z ławki oglądał, jak podczas jednego z meczów pobili się ze sobą Bowyer i Dyer, kumple z drużyny. On sam w tym czasie rozwodził się z żoną, Angelą, której musiał wypłacić osiem milionów.

Kluivert powie po latach: „Newcastle to jedna z najgorszych decyzji w moim życiu. Jak może być normalnie w klubie, w którym dwóch gości bije się ze sobą na boisku?”.

Po roku wrócił do Hiszpanii, trafiając do Valencii. Zaczął wspaniale w rozgrywkach Intertoto. Z Gentem miał dać taki popis, że aż polecano go Van Bastenowi do kadry. Niestety wkrótce zaczęły dręczyć go kontuzje i stracił w zasadzie cały sezon.

Pojechał do Holandii, tym razem do PSV, czym tylko zraził do siebie fanów Ajaxu, choć nie celebrował strzelenia bramki byłemu klubowi. Zresztą, powodów do radości nie było: PSV przegrało wtedy u siebie 1:5. A jednak, ten gol przesądził o mistrzostwie, bo dzięki niemu PSV miało lepszy bilans goli.

Screen Shot 02-23-17 at 03.09 PM

Źródło: Wikipedia

Ostatnim przystankiem było Lille, gdzie poszedł między innymi dlatego, by mieć blisko do dzieciaków – Angela mieszkała z nimi w Holandii. We Francji wiele sobie po nim obiecywano, a on pracował ciężko, schudł 11 kilogramów. Niestety przez kontuzje pełnił tylko rolę pożytecznego dżokera. Na tym jego kariera piłkarska się skończyła, choć miał raptem 32 lata, czyli tyle, ile dziś ma Cristiano Ronaldo.

***

Kluivert jako piłkarz był napastnikiem kompletnym. Silny, wysoki, znakomicie grający głową, a zarazem inteligentny, szybki, z dobrą techniką i dryblingiem. Potrafił wszystko. Problem polegał często na tym, że od gracza, który tyle umie, oczekiwano wielkości na miarę największych legend futbolu. Dlatego choć jest jednym z najlepszych strzelców w historii Barcelony, choć był członkiem genialnego Ajaxu lat dziewięćdziesiątych, a za Oranje jego czasów Holendrzy mogą tylko płakać, tak jego kariera piłkarska pozostawia niedosyt.

Niektórzy mówią, że najbardziej jego talent widać po tym, że intensywne imprezowanie potrafił łączyć latami z tak dobrą grą. Z drugiej strony, nie był  leniem, cynikiem, modelowym przykładem „złego chłopca”. Często gubiła go tylko i aż lekkomyślność. Zawsze był w nim obecny dobrze wychowany, naiwny chłopak, który toczył walkę z samym sobą, ale nie zawsze wygrywał.

 Leszek Milewski

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

22 komentarzy

Loading...