Reklama

Prężne przedsiębiorstwo na gruzach bankruta od brudnej forsy. Napoli jest cudem

redakcja

Autor:redakcja

15 lutego 2017, 13:32 • 16 min czytania 10 komentarzy

1990 rok, Napoli na szczycie świata, świętuje drugie scudetto, ucierając nosa gigantom z północy. 2004 rok, Napoli staje się pośmiewiskiem, bankrutem zdegradowanym do Serie C. 2017, Napoli znowu europejskim potentatem, naciskającym Juve w lidze, rzucającym Realowi wyzwanie w Lidze Mistrzów. Takiego rollercoastera w ostatnich latach nie przeżył nikt. Jak Napoli roztrwoniło swoją potęgę w latach dziewięćdziesiątych i dlaczego złota era była fundowana z brudnej forsy? Jak udało im się podnieść z kolan w tak imponującym tempie? Zapraszamy.

Prężne przedsiębiorstwo na gruzach bankruta od brudnej forsy. Napoli jest cudem

***

Czy Maradona trafiłby do Napoli, gdyby nie katastrofa naturalna sprzed trzydziestu siedmiu lat?

23 listopada 1980 roku, potężne trzęsienie ziemi nawiedza region Irpinia. Siedemdziesiąt sekund wstrząsów wystarczy, by miasta Conza, Lioni, Teora przestały istnieć. W Sant’Angelo dei Lombardi osiemdziesiąt procent zabudowań zmienia się w rumowiska. W Balvano jak domek z kart rozsypuje się średniowieczny kościół, grzebiąc pod sobą wszystkich uczestników mszy. Neapol nie znajduje się w epicentrum, ale też obrywa boleśnie – potrafią się tu rozpaść dziesięciopiętrowe budynki. Trzęsienie zabija 2483 osoby, ćwierć miliona wyrzuca na bruk, ale niektórych bezwzględnych cwaniaków czyni milionerami.

Jak to możliwe?

Reklama

17c055f51b54fdeb

terremoto-Irpinia8

Po tragedii świat rzucił się do pomocy. Na południe Włoch zaczęła płynąć rzeka pieniędzy z wielomilionowych zapomóg zagranicznych, a także rządowych środków. Problem ofiar polegał na tym, że koronną cechą ówczesnych włoskich biznesmenów i polityków było cwaniactwo. Lata później dochodzenie udowodniło, że ledwie połowa przeznaczonych pieniędzy trafiła tam, gdzie miała. Całą resztę przytuliły lepkie ręce ludzi władzy, zarówno pod postacią kanciarzy biznesu, skorumpowanych polityków, jak i camorry. Na grobach dwóch tysięcy krajan zrodziła się w Neapolu  nowa klasa milionerów.

Niezweryfikowaną legendą od lat pozostaje to, czy camorra dorzuciła się do sprowadzenia Maradony. Przyznajmy, pobicie transferowego rekordu świata przez dwunastą drużynę Serie A, czyli taki Watford kupujący Messiego za dwieście baniek, trochę jednak zalatuje. Szczególnie znając tamtejsze realia i późniejsze kontakty Maradony z camorrą. Na pewno natomiast Diego nie trafiłby do Napoli, gdyby nie szereg pożyczek we włoskich bankach, które załatwiał Vincenzo Scotti, pochodzący z Neapolu polityk rządzącej Italią przez dekady Chrześcijańskiej Demokracji. Scotti to człowiek ze szczytu władz, działał w administracji rządowej od 1976 do 1992, gdzie obejmował choćby tekę ministra pracy. W 1984 pełnił funkcję burmistrza Neapolu i transfer Maradony był mu cholernie na rękę. Kupował sobie tym poparcie? Mało. Mydlił ludziom oczy. W opętanej na punkcie futbolu metropolii, dzięki Maradonie ludzie zapominali o tym, że w sumie miasto jest skandalicznie zarządzane i biedne. Maradona dawał Neapolowi równowagę. Jego polot i sukcesy, do których prowadził Napoli, pozwalały nie przejmować się tym, że wciąż wiele rodzin nie ma dostępu do bieżącej wody, żyje na skraju ubóstwa, a na ulicach twardą ręką rządzi mafia.

Vincenzo Scotti był jednym z wielu beneficjentów tragedii z 1980. Dorobił się na łapówach, przyklepał wiele szemranych interesów, jego pozycja w Italii wzrosła. Kasy do rozdzielenia między kumpli było mrowie, bo nie chodzi wyłącznie o dary, ale przecież o grube kontrakty na odbudowę. Nieprzypadkowo camorra porwała Ciro Cirillo, który odpowiadał za rekonstrukcję sieci wodociągowej – tu tkwiła niewyobrażalna kasa. To Scotti miał się spotkać z Raffaele Cutolo, szefem Camorry, żeby uzgodnić warunki uwolnienia Cirillo. Na swój sposób – spotkali się ważni ludzie z dwóch konkurujących gangów.

To stało się jeszcze wyraźniejsze w 1992, kiedy wybuchła afera „Tangentopoli”, w luźnym tłumaczeniu – „Łapówkogród”. Śledczy z Mediolanu otworzyli puszkę Pandory. Ujawnili rządzącą Italią od dekad sieć układów biznesowo-politycznych, napędzaną korupcją i chciwością. Politycy byli pozbawieni jakiejkolwiek etyki: człowiek się nie liczył, ważny był tylko zysk. Zezwalali na budowanie w miejscach, które się do tego nie nadawały, co mogło doprowadzić do katastrof. Wszystkie przetargi były ustawiane, byleby wygrał kumpel, który sypnie kasą. Do kupienia był każdy sędzia, każdy kontroler, a polityk bez sekretnego konta w szwajcarskim banku był tak trudny do znalezienia, jak igła w stogu siana. Nagle jednak  całą pozbawioną klasy klasą polityczną wstrząsnęła panika. Zaczęły się dziać rzeczy osobliwe. Gabriele Cagliari, były prezes Eni, potentata paliwowego, popełnił samobójstwo w więzieniu. Pewien przestraszony polityk wyśpiewał wszystko dwóm zwykłym policjantom, którzy przynieśli mu mandat za złe parkowanie, bo myślał, że to tajniacy. Afera dotyczyła absolutnego szczytu, aż po byłych premierów, Arnaldo Forlaniego i Bettino Craxiego, do więzień hurtowo trafiali umoczeni politycy. Chadecja i partia socjalistyczna, które od lat tworzyły krajobraz polityczny kraju, zeszły w niebyt. Czasy były tak „intensywne”, że w marcu 2015 włoska telewizja zaczęła nadawać serial „1992” opowiadający o tamtych wydarzeniach.

Reklama

Czy będziecie zaskoczeni, gdy powiem, że Scotti siedział w Tangentopoli po uszy i z miejsca zabiło to jego karierę polityczną?

Czy będziecie zdziwieni, gdy powiem, że ta sama afera utopiła Corrado Ferlaino, wieloletniego prezesa Napoli?

Giuseppe Farina, były prezydent Milanu i Vicenzy, mówił o Ferlaino: „Kiedy spotykam się z Ferlaino, to zawsze mam plecy blisko ściany, z takimi jak on nigdy nie wiadomo”. Ferlaino nawet władzę w Napoli zdobył wbijając komuś nóż w plecy: dostał część udziałów Napoli od Roberto Fiore. Fiore pokłócił się z Achille Lauro, a Ferlaino stanął po stronie Lauro.

mferl

Maradona i Ferlaino

Ferlaino, magnat budowlany, doskonale potrafił poruszać się po meandrach układu i wiedział co trzeba zrobić, by wygrać lukratywny przetarg. Oskarżony został między innymi o wyjątkową aktywność podczas przygotowań Italii do mundialu w 1990, gdzie oczywiście rozdawał łapówki na lewo i prawo, zaniżał koszty, fuszerkę wyceniał dziesięć razy drożej. Przecież kontrola nic nie wykryje, bo kontrola siedzi w kieszeni, a kasa się zgadza, więc w czym problem?

Po Tangentopoli nagle Napoli obudziło się w nowej rzeczywistości. Zostało osierocone przez kończącego się Maradonę, o którym Ferlaino lata później przyzna, że Diego ćpał kokainę od niedzieli aż do środy. Luciano Moggi – „gwiazda” calciopoli, jeden z twórców potęgi Juve – miał osobiście wpaść na pomysł obchodzenia kontroli dopingowych. Przygotowano dla Diego sztuczny członek ze zbiornikiem, który zawierał cudzy mocz. Ferlaino lata później przyznał też, że załatwił Milan w wyścigu o scudetto w 1990. Przedostatnia kolejka, Napoli i Rossoneri idą łeb w łeb. Milan jedzie grać z Veroną, spadkowiczem. Przegrywa 1:2, show kradnie sędzia Lo Bello, czerwone kartki otrzymują Rijkaard, Van Basten, Costacurta. Scudetto drugi raz wędruje na południe. Taka to była liga, dziki zachód. Żeby wygrać, musisz być dobry, ale musisz być też cwany.

Swoją drogą, krąży też legenda, według której w 1988 to Napoli miało „sprzedać” scudetto Milanowi. Maradona miał się tym zająć na zlecenie mafii. Neapolitańska mafia prowadziła zakłady bukmacherskie, Napoli było w pewnym momencie pewnym faworytem do mistrzostwa i gdyby wygrało, to mafia straciłaby ogromne pieniądze, bo dużo osób postawiło na Napoli. Ferlaino: „Chciałbym wiedzieć dlaczego przegraliśmy tamten tytuł, nadal szukam powodu. Podejrzewałem, że mafia dogadała się z kilkoma piłkarzami, ponieważ Napoli było wtedy wielkim faworytem. Tego się obawiałem. Jednak dwa lata później, w 1990, to Milan zawalił końcówkę sezonu i to my zdobyliśmy Scudetto. Powtarzałem sobie, że takie rzeczy się po prostu zdarzają”.

Po 1992 Napoli przestało mieć światową gwiazdę, ale przede wszystkim przestało mieć stabilne rządy, mocne finanse i wpływy w układzie. Finał Ligi Mistrzow pomiędzy Milanem, a Marsylią, Ferlaino oglądał zza krat. Nagle dług, wcześniej wirtualny, bo ręka rękę myje, stał się realnym i bardzo poważnym problemem. Napoli szybko zaczęło – cóż, nie ma co owijać w bawełnę – dziadzieć.

Dobrze pokazuje to wgląd w politykę transferową, którą można podzielić na dwie epoki:

1) EXODUS GWIAZD, REKOMPENSOWANY MŁODYMI TALENTAMI

Pojawia się błyskotliwy Fonseca. Do drużyny dobija się Fabio Cannavaro. Wybija się młody Pecchia, znakomity sezon rozgrywa wypożyczony Di Canio. To, w połączeniu z wciąż kilkoma mocnymi weteranami, pozwala grać na solidnym poziomie.

Zarazem Napoli nie ma już sił, by zatrzymać talenty. Odchodzi Zola, Fonseca, ukradziony zostaje Cannavaro. To zbiega się z exodusem gwiazd, czasem bolesnych odejść symboli drużyny, jak choćby Ciro Ferrary, człowieka z Neapolu, dwukrotnego mistrza w barwach Partenopei, a który potem sześciokrotnie sięgnie po scudetto w barwach Juve. To też odnosiło się do trenerów: w pierwszej połowie sezonu 96-97, wbrew wszystkiemu, Gigi Simoni po czternastu meczach zajmował z Napoli drugie miejsce. Wkrótce Ferlaino odkrył, że Simoni już dogadał się z Interem, który miał objąć po końcu sezonu. Ferlaino się wściekł, zwolnił Simoniego i zatrudnił trenera juniorów, Montefusco. Skończyli na 13 miejscu, bijąc się o utrzymanie.

Maradona-napoli-UEFA-Cup-final-second-leg-1989

Ferrara świętujący z Maradoną wygranie Pucharu UEFA

2) DOSTARCZYCIEL ŚREDNIAKÓW, KLĘSKI TRANSFEROWE

Wcześniej Napoli mogło poszczycić się tym, że jak sprzedaje, to do ligowej potęgi, a w dodatku kogoś, kto tam będzie nadawał ton. Wkrótce to się skończyło. Zawodników tej rangi było coraz mniej, a jak się trafiali, uciekali w pierwszej możliwej sytuacji. W sezonie 95/96 najlepszym strzelcem drużyny był Arturo di Napoli, który strzelił całe pięć bramek.

Potężną wtopę Partenopei zaliczyło w 1996. Caio miał być złotym dzieckiem brazylijskiej piłki. Megagwiazdą, która, kto wie, może osiągnie status samego Maradony? Mówimy przecież o najlepszym piłkarzu młodzieżowych mistrzostw świata, który zgarnął tam złotą piłkę. O chłopaku, który mając 21 lat reprezentuje Brazylię na Gold Cup i strzela trzy gole w czterech meczach. Napoli, od dawna pogrążone w długach, postanawia wyłożyć pięć milionów dolarów, czyli wtedy naprawdę duże pieniądze. Brazylijczyk okazuje się jednak wydmuszką, strzela jedną bramkę w dwudziestu jeden meczach. W Napoli spędzi tylko rok, wyjedzie do Brazylii, nigdy nie wróci do Europy.

crd

Wreszcie przychodzi katastrofalny sezon 97/98. Odchodzą Andre Cruz, Alain Boghossian, Collonnese, Pecchia. Napoli, zamiast młodych zdolnych, sprowadza weteranów Prottiego i Asanovicia, którzy nie dają sobie rady. Z całym szacunkiem dla kariery trenerskiej Maxa Allegriego, ale jego transfer z Padovy naprawdę nie był hitem. Tak samo ściągnięcie 32-letniego Gianniniego ze Sturmu Graz czy Damira Stojaka z Vojdoviny. Napoli kompromituje się w Serie A, w sezon zmienia czterech trenerów i przez cały rok wygrywa tylko dwa razy. Dość powiedzieć, że najlepszym piłkarzem był stoper Roberto Ayala, choć przecież Partenopei tracili mnóstwo bramek. Epilogiem zakup Szalimowa, który miał poprowadzić do błyskawicznego awansu z Serie B, natomiast został złapany na dopingu i skończył karierę.

Co zrobiono z Walterem Novellinim, który dokonał małego cudu i chwiejącego się giganta przywrócił elicie? Zaproponowano mu pięcioletni kontrakt? Dano podwyżkę? Wolność w stylu Alexa Fergusono?

Nie, zwolniono latem po awansie.

Ferlaino całe lata pociągał sznurki chowając się w cieniu. A to powierzając władzę kumplowi, Ellenio Gallo, a to wystawiając figurantów jak  Schiano di Colella, Gian Marco Innocenti czy Federico Scalingi. W 2000, roku powrotu do elity, roku, który miał być punktem zwrotnym, Ferlaino nie mógł już dłużej sam ciągnąć wózka. Wszedł do spółki z Giorgio Corbellim, królem telewizyjnych aukcji, właścicielem kanału telewizyjnego.

Corbelli zaczął rządy właśnie od zwolnienia Novellino. W jego miejsce umieścił Zdenka Zemana. Pozbycie się Novellino nie miało sensu, ale trzeba też pamiętać, że Zeman był wtedy w Italii potężnym nazwiskiem. Pamiętano jego efektowną Romę, a do wyjazdu z Półwyspu Apenińskiego skusiła go wielka kasa Fenerbahce. Miał dać polot, miał dać styl, miał zaatakować europejskie puchary.

O marce Zemana najlepiej mówi fakt, że gdy zwolniono go po sześciu beznadziejnych meczach, kibice zaatakowali Ferlaino na ulicy. Drużyna była osobliwością: z sukcesem zbudowana przez człowieka, którego pogoniono. Montowana na nowo i wzmacniana przez Zemana, który miał zupełnie inną filozofię – jego ludzie, Husain za 10 milionów, Sesa za 7.5 i Saber za 2.5, nie sprawdzili się. Misję utrzymania otrzymał Emiliano Mondonico, fachowiec od gry defensywnej, lubujący się w prostym, konkretnym futbolu. Zimą wynik miał pomóc zrobić arcykosztowny transfer Edmundo, ale tak naprawdę jedyną konsekwencją tak chaotycznego zarządzania musiał być spadek.

edmundo1

W 2002 Corbelli został aresztowany. Król telewizji okazał się nagi. Na swoich aukcjach handlował podróbami, poza tym zasadzał się na prawa telewizyjne Napoli. Wtedy jeszcze każdy mógł sprzedawać je sam, Corbelli, u szczytu popularności Serie A, widział tu wielki biznes. Niestety, głównie dla własnej kieszeni, nie dla Napoli.

Lata 2002 to kosztowne nieudane kampanie w Serie B,  w sezonie 01/02 Partenopei mieli 70 milionów kosztów, co przełożyło się raptem na piąte miejsce. Za kulisami trwała gabinetowa wojna Corbellego z Salvatore Naldim, udziałowcem, który przejął akcje Ferlaino. Być może dał sobie spokój ze względu na ciągłe  manko, być może przekonali go ultrasi, którzy po spadku grozili, że go zabiją.

Koszmarne transfery, gdzie wciąż najchętniej inwestowano w zawodników zbyt starych, by dało się na nich zarobić, ale mających dać wynik na zaraz – dość powiedzieć, że w sezonie 03/04 sprowadzono 39-letniego Massimo Carrerę. Rok w rok grano według scenariusza: teraz albo nigdy. Awans albo idziemy na dno.

Wszystko działo się w czasach, gdy włoski futbol wszedł na szczyty kreatywnej księgowości. Te wszystkie ogromne kwoty transferowe, Crespo idący za kolosalną kwotę do Lazio, byle przeciętniak w stylu Claudio Belucciego z Bologny zarabiający 3.5 miliona dolarów – wydmuszka. Dziś wiemy, że budżety bilansowały się tylko wirtualnie, a nie w praktyce. Serie A nigdy nie płaciła lepiej, nigdy nie miała tak wielu mocnych drużyn, ale to wszystko nie wynikało z doskonałego stanu gospodarki włoskiej, tylko z mistrzowskiego sztabu księgowych.

Napoli, rzecz jasna, również w tym dziale posiadało artystów. To musiało pieprznąć i w końcu pieprznęło. W 2004 nie dostali licencji na start w Serie B, uznano ich za bankruta. Miłościwa federacja nakazała relegację  do Serie C1.

***

– Jak poderwałeś swoją żonę?

– Na niebieskie oczy. Niebieski kolor w moim życiu jest jak przeznaczenie.

Sonda kibicowska z Aurelio de Laurentiisem, dzisiejszym właścicielem Napoli.

***

640px-Rubens_Fadini_di_Giulianova

Z San Siro na stadion Giulanova. To czekało Napoli w Serie C

Zaczęła się szamotanina niemal jak w lokalu socjalnym. Nad San Paolo zaczęli krążyć potencjalni dobrodzieje. Każdy obiecywał dotyk Midasa, każdy budził wątpliwości. Ostatecznie powstały: Napoli Sportiva dowodzone przez Luciano Gaucciego, właściciela Perugii, który chciał mieć na własność dwa kluby. Prezydent Sieny, Paolo de Luca, założył Napoli FC, obiecując sukces dzięki wypożyczeniom z Juve i Palermo. Azzurra Napoli otworzył Luis Vinicio, za kiełbasę wyborczą obiecując sprzedaż części akcji kibicom.

Z batalii zwycięsko wyszedł jednak Aurelio De Laurentiis, proponujący zdecydowanie najohydniejszą nazwą ze wszystkich: Napoli Soccer.

pieniadz-kreci-pilka

Czemu Soccer? Może dlatego, że jego rodzina od dekad robi interesy w Hollywood. Dino De Laurentis był producentem pięciuset filmów, z których 38 zostało nominowanych do Oscara. Widzieliście mnóstwo obrazów, nad którymi trzymał pieczę: to i „Milczenie Owiec”, „Diuna” Davida Lyncha, „trzy dni Kondora”, „Bue Velvet”, „La Strada”, „Życzenie śmierci” i wiele, wiele innych. Pierwsza liga Hollywood. Dino jest wujem Aurelio, działającego w tej samej branży, choć z ciut mniejszym rozmachem.

DeLa to nie szejk. Oczywiście, jest człowiekiem bogatym, ale nie był w stanie zamontować na San Paolo złotych klamek. Co go wyróżniało, to długofalowy plan. Napoli wcześniej pogrążała krótkowzroczność, zarządzano, jakby nie było jutra. De Laurentiis wyłożył plan, według którego Partenopei w pięć lat miało wrócić do Serie A. Rozsądny, bez „ura bura ciocia Agata” w stylu Corbellego, który po wstawieniu Zemana na stołek obiecał triumfy w europejskich pucharach. Zarazem dla kibiców uwłaczający, no bo jak to? My, tak wielki klub, który miał u siebie Maradonę, który zdobywał scudetto, tyle lat będziemy się tułać po niższych ligach? To niedorzeczne, co za pacan rządzi naszym skarbem?

De Laurentiis zastał ogołocony do kości klub. Bez bazy treningowej, bez piłkarzy, bez sprzętu, bez prawa do historycznej nazwy. Przestarzały stadion straszył wyglądem i generowanymi kosztami.

Ale San Paolo znowu zapełniało się po brzegi. Napoli, choć grało w Serie C, miało trzecią najlepszą frekwencję w kraju. Ta miłość ma jednak swoją cenę, o czym przekonał się Renato Olive, któremu ultrasi grozili nożem. Powód? Słabe wyniki, bo przecież pierwszy sezon Napoli zawaliło, przegrywając baraż z Avellino. Oczywiście w oczach trybun klęską był brak demolki tydzień w tydzień na ekipach gatunków Vis Pesaro, Benevento, Sora czy Chieti.

Screen Shot 02-15-17 at 01.18 PM

Rok później Edy Reja – przed Napoli dwadzieścia klubów w ćwierć dekady – spełnił oczekiwania i pewnie wygrał ligę. W Serie B męczyli się tylko rok, co tym godniejsze uwagi, że był to sezon najmocniejsze Serie B w dziejach, gdzie Partenopei biło się z samym Juventusem.

De Laurentiis powiedział kiedyś o Reji, że trzeba z nim podpisać dożywotni kontrakt. Ale po 2:2 z Lazio padło już „Nie pobiję cię bo jesteś starym człowiekiem, ale za to mogę cię zwolnić”. Szef Napoli nie jest wolny od szaleństw. Na prezentacji Inlera ubrał go w maskę lwa. O agencie Lavezziego, kiedy pojawiły się plotki, że może odejść, powiedział: „Jeśli Mazzoni (agent L.) zacznie coś kombinować, to odetnę mu jaja”. 

o samym Lavezzim, kiedy ten chciał odejść w 2009 z Napoli: „Kiedy jesteś sportowcem, to nie chodzisz na prostytutki i nie pijesz do rana. Nic nie mogę zrobić kiedy ktoś pije o czwartej rano, a potem idzie na dziwki”.

Zapytany o ewentualne transfery Hamsika i Lavezziego do Anglii: „Jeśli będą chcieli tam iść, to tam pójdą, ale muszę zrozumieć jedno: Anglicy źle żyją, źle jedzą, a ich kobiety nie myją swoich genitaliów. Dla nich bidet jest niepojętą tajemnicą”.

O Lidze Europy powiedział: „Gówno mnie obchodzą te rozgrywki, dzięki Blatterowi i Platiniemu nie mają one żadnej wartości”, zarazem wściekając się niesamowicie po odpadnięciu z Dnipro.

Po losowaniu terminarza 2011/12 Serie A ostro się wkurzył – Napoli miało trudnych rywali ligowych podczas fazy grupowej LM. Wyszedł z losowania, wykrzyczał „Wszystko zostało ustawione przeciwko nam. Mam tego dość, wracam do kinematografii. Wstyd mi, że jestem Włochem! Chcę zmienić obywatelstwo” po czym wsiadł na skuter którym przejeżdżał przypadkowy facet i odjechali.

Trzeba mu jednak oddać, że Napoli jest zarządzane najrozsądniej w dziejach. Gdy w sezonie 10/11 zdobyło ligowy brąz ladując tylko za Milanem i Interem, ich dwuletni bilans finansowy ukazywał dziesięciomilionowy dochód, podczas gdy giganci z Mediolanu w tej samej tabelce musieliby wpisać łącznie blisko trzysta milionów strat. Podobno cała pierwsza jedenastka Napoli z tamtego sezonu zarabiała tyle samo, co jeden tylko Zlatan. Podczas gdy wiele drużyn Serie A ma problem ze znalezieniem sponsora na koszulki, Napoli posiada dwóch. Wielokrotnie trafiali w dziesiątkę z transferami, bo przecież Hamsik przyszedł za drobne, a został klubową legendą. Transfery Cavaniego czy Lavezziego przyniosły horrendalne zyski, a przecież mówimy tylko o najbardziej wyrazistych przykładach.

Napoli nie jest obciążone kredytami, długami, od lat nazywane jest „królową kont bankowych”, bo najzwyczajniej w świecie jako piłkarskie przedsiębiorstwo przynosi zyski. Bez sponsora z Chin, Emiratów czy USA, tylko swoją działalnością.

Screen Shot 02-15-17 at 01.22 PM

W opublikowanym w 2013 znaleźli się na 15 miejscu w Deloitte Football Money League, rankingu najbogatszych klubów świata. Udało się to dzięki umiejętnemu korzystaniu z wypłat za prawa TV, nagród z Ligi Mistrzów, kontraktowych reklamowych i pieniądzach z transferów. Niespełna dziesięć lat po bankructwie i zesłaniu do Serie C, finansowy top, przy zachowaniu konkurencyjności na boisku. Gigantyczny sukces.

355436_0_0

Przed tym sezonem kibice Napoli pytali De Laurentiisa – gdzie porządne transfery? Kiedy wreszcie będzie scudetto?! Odparł wtedy: „Scudetto?! Napoli już je wygrało. Jeszcze 12 lat temu było w gównie, Napoli pływało w gównie”. Ja z jego słowami się zgadzam. Postawmy sprawę brutalnie szczerze: Napoli czasów Maradony to była bajeczna drużyna, która na zawsze ma miejsce w historii futbolu. Osobiście szanuję, że utarli nosa bogaczom z północy. Zarazem był to sukces napędzany pieniędzmi Tangentopoli. Bez układu, który dławił całe Włochy, Ferlaino nie miałby takich pieniędzy, Scotti nie dałby rady sprowadzić Maradony. Jakby tego było mało, po latach wychodzi na jaw prawda o kupionych meczach – prawda raczej o całej ówczesnej Serie A, niż o Napoli, ale jednak.

De Laurentiis nie ma pieniędzy z lipnych budów, nie ma kumpli we władzach camorry (po prawdzie, toczy z nimi wojnę podjazdową), nie ma w kieszeni ważnych ludzi. Owszem, wsparł na początku swoim majątkiem, ale od lat głównie daje klubowi swój rozum. Trzydzieści Milika to nie fanaberia bogacza. To przemyślana, biznesowa inwestycja rozsądnie działającego piłkarskiego przedsiębiorstwa, które powstało na gruzach skompromitowanego bankruta, wydającego bez pojęcia, korzystającego z brudnej forsy.

Przedsiębiorstwa, które powstało w miejscu, które miało być odporne na rozsądek i zdrowe zarządzanie.

Wiem jaką magię miało scudetto dla Neapolu, wiem, że impreza trwała trzy dni, nikt nie szedł do pracy, a na murach cmentarza napisano „Guagliu! E Ch eve sit pers!”, czyli „Nie wiecie co tracicie!”. Ale tak się podnieść, że dziesięć lat bo bankructwie Napoli czeka mecz z potężnym Realem Madryt, w którym wcale nie jest skazane na pożarcie – to ci dopiero sukces.

Leszek Milewski

Dziękuję za pomoc w researchu Michałowi Borkowskiemu. Możecie go śledzić na Twitterze tutaj

Napisz do autora

Najnowsze

Liga Mistrzów

Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Bartosz Lodko
0
Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Weszło

Komentarze

10 komentarzy

Loading...