Reklama

Siłą jest akademia, szkolimy najlepiej. Limit uwypukla najmocniejszą stronę Lecha

redakcja

Autor:redakcja

08 lutego 2017, 09:38 • 9 min czytania 29 komentarzy

– Siłą Lecha jest akademia, w której szkolimy najlepiej w Polsce. Nasza konkurencja takiej akademii nie ma. Wprowadzanie własnych, młodych piłkarzy jest podstawą naszej filozofii budowy drużyny, w następnych latach będziemy na to stawiali jeszcze mocniej. Dlatego limit jest dla nas korzystny. Ogranicza nam możliwość sprowadzania zawodników z Ukrainy, Białorusi czy też Ameryki Południowej, ale nie szkodzi. Wolimy to, skoro przepis uwypukla naszą najmocniejszą stronę – mówi w Gazecie Wyborczej Karol Klimczak, prezes Lecha Poznań.

Siłą jest akademia, szkolimy najlepiej. Limit uwypukla najmocniejszą stronę Lecha

FAKT

f1

PS sensownie dalej rozgrywa wykrytą przez siebie aferę. Tym razem rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem: Mały Fryzjer dla nas nie istnieje.

– Nie znam pana Andrzeja B., ale wiem, że jego w PZPN już dawno nie ma, więc on dla nas nie istnieje. Nie mam problemu z pozbywaniem się ludzi, którzy szkodzą polskiej piłce. Po to są organy dyscyplinarne, by takie decyzje podejmować. Jego zachowaniu powinien się też przyjrzeć sąd, bo zdaje się, że ciążą na nim wyroki zakazujące działalności w piłce – przypomina szef polskiego futbolu.

Reklama

Z rynku transferowego dobiega wiadomość, że Michaił Aleksandrow jest do odstrzału.

Jest szansa, że jeszcze przed zakończeniem okna transferowego w Polsce z Legii odejdzie Michaił Aleksandrow. Bułgar to największy przegrany zimowego okresu przygotowawczego. (…) W trakcie zimowych obozów okazję do pokazania swoich umiejętności dostał też Waleri Kazaiszwili, który jest wypożyczony do Legii z holenderskiego Vitesse Arnhem. Gruzin był próbowany zarówno w ataku, jak i na boku pomocy, ale podobnie jak jesienią niczym szczególnym się nie wyróżnił. Dużo większe szanse na regularne występy mają obecnie: Guilherme, Miroslav Radović czy Sebastian Szymański.

f2

Gino van Kessel odpiera zarzuty i przekonuje, że nie jest leniem.

Nie angażował się na 100 procent. Zupełnie odpuścił walkę o miejsce w zespole – mówią Czesi, którzy obserwowali Gino van Kessela, nowego zawodnika Lechii, w Slavii Praga. Właśnie dlatego praski klub z radością przystał na ofertę gdańszczan wypożyczenia piłkarza na pół roku za darmo i po sezonie ewentualnego wykupienia za ponad milion euro. – Nie wiem, skąd takie opinie na mój temat. Nigdy nie odpuszczałem. Cały czas jestem tym samym chłopakiem, którym byłem kilka lat temu. Odkąd gram w piłkę, staram się rozwijać, być lepszym w ataku i obronie. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to jego sprawa – mówi van Kessel.

GAZETA WYBORCZA

Reklama

gw

Lech wierzy w młodzież i mity.

Lech Poznań w tej sytuacji zdawałby się klubem, który powinien skrytykować przepisy. Tymczasem jest inaczej. – Jesteśmy zwolennikami wprowadzenia tego limitu – mówi prezes Lecha Poznań Karol Klimczak. I uzasadnia: – Owszem, mamy w zespole więcej zawodników spoza Unii, niż możemy wystawić w meczu, ale nie szkodzi. Jesteśmy za limitem, ponieważ podkreśla naszą przewagę. Prezes dodaje: – Siłą Lecha jest akademia, w której szkolimy najlepiej w Polsce. Nasza konkurencja takiej akademii nie ma. Wprowadzanie własnych, młodych piłkarzy jest podstawą naszej filozofii budowy drużyny, w następnych latach będziemy na to stawiali jeszcze mocniej. Dlatego limit jest dla nas korzystny. Ogranicza nam możliwość sprowadzania zawodników z Ukrainy, Białorusi czy też Ameryki Południowej, ale nie szkodzi. Wolimy to, skoro przepis uwypukla naszą najmocniejszą stronę. – Nie jesteśmy w stanie konkurować np. z Legią Warszawa, jeśli chodzi o sumy wydawane na transfery – mówi prezes Lecha. – Możemy jednak konkurować, jeśli chodzi o szkolenie. Tu jesteśmy lepsi i dlatego na to stawiamy.

SUPER EXPRESS

se

Na początek fotki z wieczornego spotkania współwłaścicieli Legii: Dariusza Mioduskiego, Bogusława Leśnodorskiego i Macieja Wandzla.

To Bóg wyznaczył mi drogę na Sosnowiec – mówi Terence Makengo, zawodnik Zagłębia.

W wieku 16 lat podpisałeś umowę z Monaco jako najmłodszy w historii klubu. Jak do tego doszło?
– Do szkółki Monaco trafiłem jako dzieciak. W juniorskich drużynach szło mi super. Pewnego dnia, w meczu zespołów do lat 16, strzeliłem 7 goli w meczu z Ajaccio. W tamtym czasie zrobiło się o mnie głośno w środowisku skautów wielkich klubów. Było zainteresowanie ze strony Interu i Chelsea, więc, żeby mnie nie stracić, Monaco zaproponowało profesjonalny kontrakt. Zostałem najmłodszym piłkarzem w historii klubu, który podpisał taką umowę. Przez te kilka lat w zespołach różnych kategorii wiekowych Monaco spotkałem kilku bardzo dobrych piłkarzy. Grałem na przykład z Dennisem Appiahem, Layvinem Kurzawą. Ze wspólnej gry znam też Germaina.

Potem coś poszło jednak nie tak, skoro teraz jesteś w Sosnowcu…
– Zdążyłem zagrać trochę spotkań w pierwszym zespole Monaco, ale spadliśmy do drugiej ligi, a wtedy pojawił się rosyjski miliarder, który przejął klub. Dla wielu młodych zabrakło miejsca, zaczął sprowadzać gwiazdy typu Falcao czy James Rodriguez. Poszedłem grać do Auxerre i Chateauroux, a przez ostatnie pół roku nie miałem klubu, bo z kilkoma nie mogłem się dogadać. Teraz mam nadzieję na odbudowę w Sosnowcu. Czemu tak mi nie poszło? W klubach ciągle zmieniali się trenerzy, ale po mojej stronie winy też nie brakowało. Dziś pewne rzeczy robiłbym inaczej, jednak czasu nie cofnę.

se2

Szymon Marciniak mówi zaś: Kawał ze mnie drania.

Za tydzień znów będzie pan sędziował mecz Ligi Mistrzów. Wie już pan jaki?
– Pomidor. Nie mogę ułatwiać dziennikarzom tej zabawy. Ja już wiem, wy się dowiecie w niedzielę. Mogę jedynie zdradzić, że będzie to mecz rozgrywany w pierwszym terminie (14-15 lutego – przyp. red.).

Podobno piłkarze pana lubią. Żaden nie zaszedł panu za skórę?
– Chyba rzeczywiście jestem lubianym sędzią. Można ze mną pogadać, pośmiać się. Ale czasami bywa ze mnie… kawał drania (śmiech). Arbiter na najwyższym poziomie musi być elastyczny, musi czuwać nad bezpieczeństwem zawodników i utemperować ich, ale nie może być policjantem. Nie lubię rozdawać kartek na prawo i lewo.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Na okładce wyścig o mistrza i kontynuacja sprawy Andrzeja B.

ps

Andrzej B. dla PZPN nie istnieje.

– Na razie wiemy, że jest pani posiadająca status pośrednika transakcyjnego, która w jakiejś sytuacji najwyraźniej posiłkuje się Andrzejem B. Słyszę, że ta pani jest zarejestrowana w PZPN jako pośrednik, więc jeśli potwierdzą się te informacje, zapewne będzie z tej listy skreślona. Bo jeśli chodzi o szefa klubu, to widać, że trochę jest zaskoczony. Twierdzi, że nie znał pana B., nie wiedział, o jego statusie i dopiero od dziennikarza usłyszał, z kim Wisła miała do czynienia. Takie kontakty są niedopuszczalne, a ci, którzy w tego typu relacjach mają styczność z takimi ludźmi, ryzykują karę wynikającą z regulaminu dyscyplinarnego. I niech to będzie przestroga dla wszystkich – ocenia prezes PZPN. (…) Przypadek Andrzeja B. – nazywanym niegdyś „Małym Fryzjerem” – od początku był inny, dla PZPN wręcz komfortowy. Szefowie związku mogli spokojnie czekać na efekty pracy organów ścigania i później tylko wyciągnąć wnioski z zebranego materiału dowodowego. Na tej podstawie Andrzej B. został nieodwołalnie wykluczony z piłkarskich struktur. Teraz trzeba pilnować, aby decyzja potwierdzona w 2015 roku przez Najwyższą Komisję Odwoławczą była przestrzegana pod każdym względem. – I będzie. Jestem bardzo wrażliwy na tym punkcie i nie wątpię, że wkrótce sprawa pana Andrzeja B. przestanie być problemem – mówi prezes Boniek.

ps2

Marek Koźmiński, wiceprezes PZPN do spraw szkoleniowych, w ostrych słowach: Niektórzy powinni puknąć się w czoło.

Wisła Płock się tłumaczy że nie wiedziała, kim jest Andrzej B.
– Zastanawiam się, czy pan prezes Wisły w piłce jest od wczoraj czy od dziesięciu lat? Jeżeli od wczoraj, to można takie tłumaczenia od biedy przyjąć, ale jeżeli od dziesięciu lat, to raczej nie. Lecz jeśli nawet prezes nie wiedział, kto to jest Andrzej B., to nie przypuszczam, aby w klubie nie było nikogo, kto by mu nie mógł powiedzieć, jaką kartę w piłce ma ten pan i co ona oznacza. O piłkarzu, który miał wskazać na takiego pośrednika, nawet nie wspomnę. Z resztą w ogóle wolę przemilczeć piłkarzy, którzy być może mieli związki z Andrzejem B, bo słyszę że wśród nich mógł być nawet reprezentant Polski. Mam nadzieję że tak nie było, no ale ów reprezentant przecież znajduje się w grupie zawodników tej samej agencji menedżerskiej. Oczywiście jest duży niesmak, bo inaczej nie da się tego określić. Człowiek jest wykluczony z PZPN, nie może w nim działać, a teraz słyszymy, że jednak działa… Dużo tu kontrowersji, nie ukrywajmy – to jest twardy orzech do zgryzienia.

Dominik Nagy tłumaczy, dlaczego wybrał Legię. Oto krok do wymarzonych lig.

O transferze do Legii: Wysłannicy Legii kilka razy mnie oglądali, zanim podpisaliśmy kontrakt. Były plany, żebym przyjechał do Legii już jesienią, ale ostatecznie uzgodniliśmy co innego. Transfer konsultowałem oczywiście z Nemanją Nikoliciem. Mówił, że to dobry pomysł. Także Michał Nalepa, z którym grałem w Ferencvarosie, chwalił polską ligę, choć akurat nie był stanie powiedzieć mi zbyt wiele o Legii, bo występował w Wiśle. Również Gergo Lovrencsics zasugerował, że Legia może być dobrym miejscem dla mnie. Miałem inne oferty, m.in. z Włoch i USA, ale uznałem, że w tym momencie gra w Legii będzie dla mnie najlepszym miejscem, w którym się rozwinę.

O meczu z Ajaksem: Z Ajaksem mamy szansę wygrać i wierzę, że tak będzie. Przed meczem ze Sportingiem mało ludzi wierzyło, że Legia może zwyciężyć, a tak się stało. Ja jednak przewidywałem triumf Legii. Oglądałem jesienią jej mecze w ekstraklasie i w Lidze Mistrzów. Pamiętam, że spotkanie Borussia – Legia śledziliśmy razem z całą moją drużyną. Wynik był tak szalony, że koledzy żartowali, czy przypadkiem nie przechodzę do zespołu piłki wodnej. Teraz jednak nie spodziewam się tak szalonego meczu, walka będzie wyrównana, bo Legia i Ajax to drużyny na podobnym poziomie.

ps3

Z tematów ligowych Maciej Wilusz wraca do łask.

Maciej Wilusz jesienią ugrzązł na dobre na ławce rezerwowych Lecha, teraz pojawiła się jednak szansa, by ponownie udowodnił przydatność dla drużyny. Wszystko z powodu niespodziewanych problemów zdrowotnych podstawowego stopera Kolejorza Jana Bednarka. Młody defensor zachorował na ospę i jego występ w piątkowym meczu z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza jest wykluczony. Do czasu wyzdrowienia Bednarek musi zostać odizolowany od zespołu, aby uniknąć rozprzestrzenienia się choroby w poznańskiej szatni. To otwiera furtkę przed Wiluszem, dla którego na wiosnę znów szykowana była rola rezerwowego. (…) Wilusz najprawdopodobniej otrzyma kolejną szansę pokazania, że może być wartościowym piłkarzem dla Lecha. – Do Nielsena na środku obrony dołączy ktoś z dwójki Wilusz – Dudka. Maciej jest bliżej miejsca w składzie, bo grał więcej w poprzedniej rundzie, a także w zimowych sparingach. Jest gotowy do występu od pierwszej minuty, ciężko pracuje na treningach i nie mam żadnych obaw przed tym, by na niego postawić – zapewnia trener Bjelica.

Jest również nowa rola Łukasza Madeja.

– Łukasz, ty już niedługo nie będziesz grał w piłkę. A wiesz, kiedy to się stanie? – zagadnął go niedawno trener Urban.
– Nie? – odpowiedział piłkarz, jakby oczekując podania jakiejś daty.
– Przestaniesz, kiedy nie będziesz już fizycznie dawał rady. A to już niedługo, dlatego zrób wszystko, by wykorzystać ten czas, który ci pozostał – odpowiedział mu szkoleniowiec.
Czy go zmotywował, zobaczymy. Na razie wymyślił mu nową pozycję. Madej i Ryota Morioka grali w ostatnich sparingach na tej samej wysokości drugiej linii, ale po stracie ten pierwszy schodził nieco głębiej. – Łukasz ma w sobie sporo boiskowego wariactwa. Potrafi zagrać ciekawą piłkę i te walory warto wykorzystać w środku. W sparingach wyglądało to dość obiecująco, choć dodajmy, że tych nowych zadań nie zdeterminowała biologia, a przede wszystkim cechy piłkarskie Madeja. Łukasz naprawdę nie jest jeszcze wyeksploatowany fizycznie – ocenia Dariusz Sztylka, dziś asystent w sztabie Urbana.

ps4

Najnowsze

Komentarze

29 komentarzy

Loading...