Reklama

Wojna polsko-ruska wygrana. ZAKSA pozamiatała!

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

31 stycznia 2017, 20:58 • 3 min czytania 1 komentarz

Dwa tygodnie temu siatkarze ZAKSY w kapitalnym stylu zrobili jesień średniowiecza z zawodników moskiewskiego Dynama. Dzisiaj powtórzyli swoje osiągnięcie, demolując rywali 3:1 i tym samym awansując do fazy play off Ligi Mistrzów. Zwycięstwa nad Sowietskoje Igristoje Rosjanami zawsze będą smakowały nam wyjątkowo. Nic z tym, cholera, już nie zrobimy.

Wojna polsko-ruska wygrana. ZAKSA pozamiatała!

Takie mecze to my lubimy najbardziej. Przylatuje do Polski wielka i dumna ekipa ze stolicy Rosji, by dostać trzy ciosy po plerach i ze spuszczonymi na kwintę nosami wrócić do swojego mroźnego kraju. Jeśli Dynamo miało wybuchnąć, to ktoś zapomniał podpalić im lont. Trochę szkoda tylko trzeciego seta – długo wydawało się, że i w nim przeciwnicy będą musieli ulec liderowi Plusligi, ale w walce na wyniszczenie przewagi ten jeden raz ulegliśmy. Na moment byliśmy zaniepokojeni także w czwartej partii. Na moment. Końcowe zwycięstwo i awans do kolejnej rundy jest jednak nasz.

Ekipa Ferdinando De Giorgiego w ostatnim czasie siłą rozpędu rozbija wszelką konkurencję. Zarówno w tabeli Plusligi, jak i Ligi Mistrzów pewnie okupuje pierwszą lokatę, zaś 15 stycznia wygrała Puchar Polski. Dość powiedzieć, że w ostatnim meczu ligowym w wyścigowym tempie zmiażdżyła Lotos Trefl Gdańsk, zaś w Lidze Mistrzów w trzech pierwszych meczach straciła… jednego seta. Właśnie przeciwko drużynie wicemistrza Rosji. 

Eksperci spodziewali się, że te dwie drużyny będą bić się o wygranie grupy. Mało kto jednak przypuszczał, że w Rosji drużyna z Opolszczyzny zaprezentuje się aż tak fenomenalnie. Przed wtorkową potyczką wszyscy liczyli na powtórkę, ale kibice bali się o to, czy polski zespół wytrzyma fizycznie starcie z rosyjskim czołgiem. Miał być to już ich czternasty mecz w ostatnich dwóch miesiącach. Na szczęście ZAKSA udowodniła, że wynik z Moskwy nie był przypadkiem. To był koncert, ale w żadnym wypadku muzyki klasycznej. Bardziej przypominało nam to raczej coś w stylu: ruszyła maszyna już nikt nie zatrzyma. Kto wejdzie pod koła ten uciec nie zdoła. W ofensywie szalał Dawid Konarski, który wyrasta na głównego faworyta zmagań o miejsce w pierwszym składzie polskiej reprezentacji na pozycji atakującego. Dobre przyjęcie skutkowało pomysłową grą Benjamina Toniuttiego, który mógł swobodnie rozrzucać blok rywali, z czego skwapliwie korzystali Mateusz Bieniek i Sam Deroo. Dobrze też funkcjonowała zagrywka, błyszczał Łukasz Wiśniewski, zaś w bloku  daliśmy radę kilka razy rozdzielić parę efektownych czap.

– Zagraliśmy w ostatnim czasie wiele spotkań i mecz na tak wysokim poziomie był dużym wyzwaniem. Zawsze można coś poprawić, szczególnie było to widać po naszym przyjęciu. Po czterech meczach mamy dwanaście punktów i liczymy, że w Lidze Mistrzów jeszcze będziemy w stanie wiele osiągnąć. Stać nas na to z tym zespołem – powiedział po meczu Polsatowi Sport Sam Deroo.

Reklama

– Jesteśmy zespołem, który walczy i w każdej chwili może odwrócić losy meczu. Nie przyjąłbym jednak innego wyniku niż nasze zwycięstwo – dodawał Mateusz Bieniek.

PAWEŁ DRĄG

Fot. 400mm.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

1 komentarz

Loading...