Reklama

Siedmiu pomocników, którzy wiosną powinni popracować nad liczbami

redakcja

Autor:redakcja

21 stycznia 2017, 16:40 • 7 min czytania 3 komentarze

Obozy, treningi, po których – cytując Franza – podlewa się tuje, sparingi, transfery. Przygotowania do rundy wiosennej w Ekstraklasie trwają w najlepsze, bo już za trzy tygodnie o tej porze pierwsze wiosenne kopnięcia będą za nami, no i będziemy w trakcie hitowego spotkania pomiędzy Górnikiem Łęczna a Zagłębiem Lubin. Uznaliśmy, że najwyższa pora wywołać do tablicy tych, od których wiosną będziemy wymagać znacznie więcej niż to, co pokazali jesienią. Kilku zawodników na treningach i w czasie sparingów musi szczególnie skupić się nad skutecznością strzałów i ostatnich podań. 

Siedmiu pomocników, którzy wiosną powinni popracować nad liczbami

Jasne, nawet jeśli jesteś stricte ofensywnym piłkarzem, to możesz grać nieźle, a nie liczyć się przy tym w klasyfikacji strzelców i asystentów. Jednak jeśli mimo całkiem regularnej gry, w obu tych rubrykach widnieje jajo, lub liczba bardzo zbliżona, no to masz problem. No bo prędzej czy później ktoś się musi jorgnąć i zapytać: „ej, czy my nie płacimy mu wypracowywanie bramek”. Na przykład taki bezproduktywny Rashid Yussuff już został pogoniony z Arki i płakać po nim nikt nie będzie.

Wybraliśmy siedmiu nie do końca wspaniałych pomocników. Panowie, może warto zostać po zajęciach?

KAMIL MAZEK (Ruch Chorzów) – 1204 minuty jesienią, 0 goli, 0 asyst, 2 kluczowe podania

Reprezentant młodzieżówki, przed którą superważny turniej, czyli – jakkolwiek patrzeć – jedna z nadziei naszej piłki. Jednak runda jesienna dość dobitnie pokazała, że nie miał racji Bogusław Leśndorski, który stwierdził, że to lepszy piłkarz niż Adam Gyurcso z Pogoni. Węgier to ścisła czołówka, jeśli chodzi o skrzydłowych w Ekstraklasie (4 gole i 5 asyst jesienią), do dziś jeden z obrońców Wisły Kraków budzi się w środku nocy zlany potem, bo ma koszmary z Gyurcso w roli głównej, a za Mazkiem runda, w której był tak bezproduktywny, że nawet zaczął się kojarzyć się z innym skrzydłowym Ruchu. Tym, który uchodzi bardziej za lekkoatletę niż piłkarza. Miłosz Przybecki też skończył rundę bez gola i asysty, ale spędził na boisku ponad trzy razy mniej minut.

Reklama

Mazek nie będzie miał problemów ze znalezieniem nowego pracodawcy, chętnie przygarną go kluby z wyższej krajowej półki. Przydałoby się jednak, by przypomniał wszystkim, że prócz szybkiego przebierania nogami, ma też stricte piłkarskie atuty. I nie przyjmujemy tego, że w Ruchu łatwo nie jest – potrafił Ćwielong, Lipski czy na mniejszą skalę Moneta, więc można. Tym bardziej, że Mazek jesienią oddał 14 strzałów, z których 4 były celne – któryś spokojnie mógłby zostać zamieniony na gola. Uwagę zwraca też mizerna celność podań w pole karne – udaje się średnio tylko co trzecie, pod tym względem jest jednym z najgorszych skrzydłowych w lidze.

ŁUKASZ MADEJ (Śląsk Wrocław) – 1037 minut, 0 goli, 0 asyst, 2 kluczowe podania

No i gość z zupełnie innego pokolenia niż Mazek, w lidze debiutował jeszcze w latach 90., więc niejedno widział, niejedno sam przeżył. Jeśli mamy być szczerzy, to zastanawialiśmy się, czy w momencie spadku Górnika i jego czas w Ekstraklasie nie powinien dobiec końca. Kolejni pracodawcy mogli z reguły liczyć na jego doświadczenie, ale ostatnio w Zabrzu zawodził coraz częściej. Jednak ekstraklasowe kluby takich wątpliwości nie miały – latem był blisko Jagiellonii (już po dogadaniu się z piłkarzem, pojawiła się opcja ściągnięcia innego), chcieli go też trenerzy innych zespołów, lecz ostatecznie powrócił do Śląska.

No i okazało się, że drużynie nie był w stanie dać więcej, niż ekipa z Erasmusa. Śląsk ma bodajże najsłabsze skrzydła w lidze, a jednym z winowajców jest Madej. Przypominamy sobie w zasadzie tylko jeden udany mecz w jego wykonaniu – z Wisłą w Krakowie, który zakończył się pogromem, ale wtedy cała drużyna dała koncert. Ciągle ma dość wysoką skuteczność, jeśli chodzi o zwody (65%), ale już po ograniu przeciwnika robi się problem.

ROMAN GERGEL (Bruk-Bet Termalica Nieciecza) – 985 minut, 0 goli, 0 asyst, 1 kluczowe podanie

W przeciwieństwie do Madeja naprawdę dawał radę w barwach beznadziejnego Górnika. A jak miał swój dzień, to potrafił wręcz zniszczyć ówczesnego lidera z Gliwic.

Reklama

Jeszcze przed przeprowadzką do Niecieczy sześć razy zagrał dla Górnika w I lidze. I był w naprawdę dobrej formie, znów jako jeden z nielicznych piłkarzy. Można nawet powiedzieć, że wszystkie cztery punkty zdobyte przez drużynę Brosza w tym okresie, to przede wszystkim jego zasługa. W zremisowanym 1-1 ze Stalą Mielec spotkaniu zaliczył asystę przy golu Kopacza, w wygranym meczu z Pogonią Siedlce strzelił oba gola (do tego dorzucił gola i asystę w przegranych starciach z GKS-em Tychy i Zagłębiem Sosnowiec).

Sęk w tym, że kompletnie nie potrafił przenieść tej formy na ekstraklasowe boiska (bierzemy pod uwagę tylko okres po zmianie barw). Zaciął się na amen, choć przez całą rundę mógł liczyć na zaufanie Michniewicza. Szkoleniowiec Bruk-Betu dawał mu nawet szanse na środku ataku, ale również to nie pomogło. Mamy wrażenie, że w tym przypadku jeden kamień mógłby wywołać całą lawinę, bo braku aktywności Słowakowi zarzucić nie można. Z drugiej strony celność podań w pole karne ma jeszcze gorszą niż Mazek, ledwie 30%. Zdecydowanie do poprawki.

PRZEMYSŁAW PITRY (Górnik Łęczna) – 877 minut, 0 goli, 0 asyst, 1 kluczowe podanie 

Nie do końca rozumieliśmy powrót tego piłkarza na poziom Ekstraklasy, ale wyszło nie najgorzej. W samej końcówce poprzedniego sezonu, w ostatnich czterech meczach Pitry strzelił trzy bramki, czyli walnie przyczynił się do pozostanie ekipy z Lubelszczyzny w Ekstraklasie. No i wywalczył jeszcze trochę czasu dla siebie – po zakończeniu sezonu przedłużył kontrakt o kolejny rok.

Jeśli 35-latek nie chce, by była to jego ostatnia umowa na tym poziomie, radzilibyśmy ostro wziąć się do roboty już teraz, a nie – wzorem poprzedniego sezonu – czekać na końcówkę. Wiadomo jak to jest u Smudy – korzysta z mocno ograniczonej grupy piłkarzy. Albo wskoczysz do pociągu, albo sprawdzasz, jak zapobiegać odciskom. Jesienią grał słabiutko, ale z drugiej strony oddał 9 celnych strzałów (19 w ogóle), do tego ma nie najgorsze statystyki obronne. To nie musi się skończyć klęską.

MARCIN CEBULA (Korona Kielce) – 718 minut, 0 goli, 0 asyst, 0 kluczowych podań 

Aż chciałoby się zapytać: z czym do AS Romy za milion euro?! No ale nie ma sensu. Trudny przypadek. Z jednej strony widać, że „jest z piłką na ty”, lubią się. Ludzie, którzy widzą go w treningu zgodnie przyznają, że potencjał ma naprawdę bardzo duży. Wtedy wychodzi mu bardzo wiele.

PLOCK 26.08.2016 MECZ 7. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2016/17 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: WISLA PLOCK - KORONA KIELCE DOMINIK FURMAN MARCIN CEBULA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

No ale niestety – przez długie lata naprawdę wielu takich treningowych kozaków przewinęło się przez naszą ligę. Kilka autorytetów ze świata futbolu twierdzi, że głowa to podstawa sukcesu i trzeba nad nią pracować przynajmniej równie wiele jak na np. kondycją czy stałymi fragmentami. Może Cebula powinien wsłuchać się w te głosy, bo ciągle nie potrafi potwierdzić klasy. Jeśli chodzi o liczby, to nie strzelił nawet debiutanckiego gola w Ekstraklasie, a z asystami zaciął się w pierwszej kolejce. Poprzedniego sezonu (a i ta jedna jedyna była przypadkowa). Gdy definitywnie straci możliwość jechania na opinii „młodego, zdolnego”, zaczną się schody.

MICHAŁ CHRAPEK (Lechia Gdańsk) – 1060 minut, 0 goli, 0 asyst, 2 kluczowe podania

To oczywiście środkowy pomocnik pełniący różne role w środku pola, więc w teorii – nie do końca powinniśmy od niego bezwzględnie wymagać goli i asyst. Dajmy na to taki Bukata z Piasta nie może pochwalić się nawet tymi dwoma podaniami kluczowymi. Sęk jednak w tym, że Chrapek sam sobie powiesił poprzeczkę trochę wyżej. Zawsze można było liczyć na to, że coś w ofensywie dorzuci. Nawet w trakcie tej nieudanej przygody z Catanią strzelił gola i zaliczył trzy asysty.

Tymczasem teraz jest słabo. Jeszcze w zeszłym sezonie miał moment, w którym ogłoszony został jego definitywny powrót do świata żywych. Niewykluczone, że przedwcześnie. Czasami brakuje dla niego miejsca w pierwszym składzie, mówiło się nawet o wypożyczeniu. Bywał przez Nowaka ustawiamy wyżej, próbował uderzeń (ogółem 12, 2 celne) i dograń w pole karne (2,9 na mecz, 43% skuteczności), ale zabrakło konkretów.

ADRIAN RAKOWSKI (Zagłębie Lubin) – 746 minut, 0 goli, 0 asyst, 0 kluczowych podań 

Wychowanek Zagłębia, w dodatku po przejściach zdrowotnych, więc – co oczywiste – traktuje się go trochę inaczej. Jednak coraz częściej mamy wrażenie, że w kadrze liczącego się klubu utrzymuje się tylko z tego powodu. W wieku 26 lat ciągle nie rozegrał naprawdę dobrego sezonu, rundy. Notuje rzecz jasna zwyżki formy (np. w poprzednim sezonie), ale te okresy nie trwają szczególnie długo. Napisalibyśmy nawet, że zdecydowanie częściej bywa tzw. pierwszym hamulcowym.

Nie dostrzegamy u niego zbyt wielu atutów w ofensywie, trochę ratują go nie najgorsze liczby defensywne, ale to ciągle za mało argumentów. Gdyby jutro zniknął z ligi, chyba tylko znajomi zapytaliby, gdzie się podział.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Niemcy

Bayern sonduje dwóch szkoleniowców. Kto zastąpi Thomasa Tuchela?

Piotr Rzepecki
0
Bayern sonduje dwóch szkoleniowców. Kto zastąpi Thomasa Tuchela?

Ekstraklasa

Komentarze

3 komentarze

Loading...