Reklama

Szkoła przetrwania Smudy. Arboleda padał w zaspy śniegu i nie mógł się podnieść

redakcja

Autor:redakcja

17 stycznia 2017, 10:13 • 7 min czytania 10 komentarzy

We wtorkowej prasie najciekawszy materiał to ten z Przeglądu Sportowego o szkole przetrwania Franciszka Smudy: I przypomina sobie najcięższy obóz, jaki w życiu przeprowadził. – To było w Lechu. Pojechaliśmy zimą na zgrupowanie do Szklarskiej Poręby i wtedy naprawdę był czas na bieganie. Gdy zawodnicy usłyszeli końcowy gwizdek, wielu, jak choćby Manuel Arboleda, padało w zaspy śniegu i nie byli w stanie się podnieść – wspomina.

Szkoła przetrwania Smudy. Arboleda padał w zaspy śniegu i nie mógł się podnieść

FAKT

f1

Wielki pech Rzeźniczaka.

To by było na tyle – napisał w niedzielny wieczór załamany kapitan Legii Jakub Rzeźniczak. W trakcie treningu zawodnik zderzył się z Walerim Kazaiszwilim i nieszczęśliwie upadł na rękę. Został szybko opatrzony przez fizjoterapeutów, a później przeszedł dokładne badania, które wykazały złamanie dwóch kości śródręcza. Sztab medyczny mistrza Polski podjął decyzję o odesłaniu piłkarza do stolicy, by mógł przejść rehabilitację na miejscu.

Reklama

f2

Szkoła przetrwania u Smudy.

Dom Pracy Twórczej – nazwa ośrodka, w którym piłkarze Górnika Łęczna rozpoczęli przygotowania do wiosny – bardzo dobrze oddaje klimat, jaki panował na zgrupowaniu. (…) – Wiedziałem, czego się spodziewać i się nie zawiodłem. Dla każdego, kto pierwszy raz trenuje z trenerem Smudą, to szkoła życia – mówi Pitry, który pracował z tym trenerem w Lechu. Wtedy było jeszcze ciężej, bo liga zaczynała się zdecydowanie później. – Kiedyś był trzy miesiące przerwy, od 8 do 12 tygodni przygotowań. Teraz są krótkie obozy, trzeba odpowiednio rozłożyć obciążenia, by nikomu nie zaszkodzić – twierdzi szkoleniowiec.

GAZETA WYBORCZA

gw

Michał Szadkowski pisze o trudnej szkole Guardioli.

Reklama

Na mistrzostwo nie mamy już szans – ogłosił trener Manchesteru City po porażce z Evertonem 0:4. Hiszpan przeżywa w Anglii najtrudniejszy czas w karierze. Kibice przywykli już, że czołowe angielskie kluby zatrudniają wyłącznie trenerów wybitnych. Najlepsi piłkarze wolą grać w Barcelonie i Madrycie, nie zanosi się, by Leo Messi albo Neymar przeprowadzili się na Wyspy. Ze szkoleniowcami jest inaczej, wyłączając Diega Simeone, bo wszyscy najwięksi trenerzy ostatnich lat pracowali bądź pracują w Premier League. Po Carlo Ancelottim, Jürgenie Kloppie i wracającym z Realu José Mourinho Anglicy nie obiecywali sobie jednak tak dużo jak po Guardioli. (…) Guardiola już na pierwszym spotkaniu z dziennikarzami mówił, że wymaga się od niego niemożliwego. – Nie jestem na tyle dobry, by wpłynąć na cały angielski futbol. Przybywanie z takim zamiarem do kraju, który wymyślił tę dyscyplinę, byłoby co najmniej aroganckie – mówił Hiszpan. Kilka dni temu poszedł krok dalej, powiedział, że nie tylko nie odmieni angielskiej piłki, ale chce, by praca na Wyspach czegoś go nauczyła. – Po to tu przyjechałem. Mam nadzieję, że stanę się innym trenerem. Byłoby nudno, gdybym przez całą karierę – 15-20 lat – pracował tak samo.

SUPER EXPRESS

Superak odkurza Ondreja Dudę. Wycięli mi kość, żebym mógł grać – mówi piłkarz.

Przede wszystkim jak zdrowie? Kiedy wrócisz do gry?
– Pierwszego grudnia przeszedłem operację – wycięto mi kość uciskającą więzadło w kolanie i wreszcie nie czuję bólu. W tym tygodniu zacząłem trenować. W siłowni i na boisku, już z piłką. Wcześniej przez rok grałem z bólem. Urazu doznałem w styczniu, jeszcze na początku zimowych przygotowań z Legią. Zaciskałem zęby i wychodziłem na boisko. W trakcie Euro, może z powodu adrenaliny, ból był mniejszy, ale po powrocie do Berlina dolegliwości się nasiliły i wysłano mnie na badania do Monachium. Wreszcie zapadła decyzja, że będę operowany.

W Legii byłeś jednym z liderów, a w Hercie się nie wyróżniasz…
– Ani teraz w Hercie, ani w Legii nigdy nie pchałem się do pierwszego szeregu. W Warszawie nie czułem się żadnym liderem. Kiedy drużyna jest mocna, to częściej docenia się poszczególnych zawodników. Ale wierzę, że i w Bundeslidze nadejdzie mój czas. Mam jeszcze 4,5 roku kontraktu z Herthą, to wystarczająco dużo czasu, żeby się pokazać.

se

O Rzeźniczaku czytaliśmy już w Fakcie i jeszcze przeczytamy w Przeglądzie Sportowym. Spoglądamy więc w felieton Michała Listkiewicza: Eldorado nad Wisłą.

Marzeniem wielu sportowców z całkiem rozwiniętych państw europejskich jest kontrakt w polskim klubie. Siatkarze, koszykarze, piłkarze i szczypiorniści proszą swoich agentów o transfer nad Wisłę. „U was żyje się spokojnie i dostatnio, dzieciom i żonom dobrze” – tak jeszcze niedawno nasi mówili o Zachodzie. Dziś takie opinie o Polsce słyszymy od Węgrów, Słowaków i Serbów. Nie jest to zasługą mitycznego planu Balcerowicza, a zdolności i pracowitości milionów Polaków. Nie sprawdziły się kasandryczne przepowiednie mediów opozycyjnych, ranking polskiej gospodarki jest stabilny, a na licznik polskiego zadłużenia bijący w centrum stolicy spogląda już chyba tylko jego wynalazca profesor Balcerowicz. Minister sportu Witold Bańka przypomina dobrego sędziego piłkarskiego. Im mniej się o nim mówi, tym jest lepszy. Różne oryginały zasiadały w tym fotelu: miłośnik białego proszku zapijanego nazajutrz w pracy napojem energetycznym, przyjaciel gangsterów zastrzelony na ulicy, łapownik aresztowany na dziedzińcu ministerstwa, piękna pani nierozróżniająca piłki nożnej od ręcznej, gminna sekretarka zwana gosposią, narcyz zamawiający do gabinetu ikebanę i egzotyczne owoce. Bańka mało mówi i dużo robi, super!

PRZEGLĄD SPORTOWY

Na okładce piłka w drugim szeregu.

ps

Słynna szkoła przetrwania Franza.

– Kiedyś były trzy miesiące przerwy, od 8 do 12 tygodni przygotowań. Teraz są krótkie obozy, trzeba odpowiednio rozłożyć obciążenia, by nikomu nie zaszkodzić – twierdzi szkoleniowiec. I przypomina sobie najcięższy obóz, jaki w życiu przeprowadził. – To było w Lechu. Pojechaliśmy zimą na zgrupowanie do Szklarskiej Poręby i wtedy naprawdę był czas na bieganie. Gdy zawodnicy usłyszeli końcowy gwizdek, wielu, jak choćby Manuel Arboleda, padało w zaspy śniegu i nie byli w stanie się podnieść – wspomina. Takich obrazków w Uniejowie nie było, choć trzeciego dnia większość ledwo chodziła. A sam szkoleniowiec odpadł w piątek – złapała go grypa i przeleżał półtora dnia w łóżku. (…) Powrót Smudy do ligi oznacza powrót do metod, które popularne były w latach 90, które zawodnicy urodzeni już w „wolnej” Polsce, jak najmłodszy w kadrze Adam Dźwigała, znali jedynie z opowieści weteranów. Teraz poznają je na własnej skórze, ale jednym głosem powtarzają, że skoro ciężka praca ma przynieść efekty, to nikt nie narzeka. Zaraz po przyjeździe do Uniejowa piłkarze usłyszeli, że pora zacząć biegać. I jeszcze tego samego dnia biegali przez 40 minut. Potem dowiedzieli się, że będzie coraz ciężej, Smuda nakazał, by każdego dnia dorzucać pięć minut. W niedzielę nastąpiła kulminacja – biegali przez godzinę.

ps2

Co nowego w świecie transferowym? Lechia nie zamierza się osłabiać dla Śląska, może tylko oddać piłkarzy, których Piotr Nowak obecnie nie będzie potrzebował. Poza tym, Piotr Stokowiec chce dwóch skrzydłowych – Kamila Mazka, o czym od jakiegoś czasu wiemy, i Bartosza Szeligę.

Najmłodszy daje radę w Legii.

Choć obecnie o pozycję numer jeden w bramce Legii walczą doświadczeni Arkadiusz Malarz i Radosław Cierzniak, to za ich plecami czai się młodzież. Trzecim golkiperem jest urodzony w 1999 roku Radosław Majecki, któremu zdarzało się już zasiadać na ławce rezerwowych w seniorach. Do hiszpańskiego Benidormu trener bramkarzy Krzysztof Dowhań zabrał również 15-letniego Cezarego Misztę, uważanego przy Łazienkowskiej za piłkarza o wielkich możliwościach. (…) – Zdaję sobie sprawę, że między mną a pozostałymi bramkarzami jest obecnie przepaść. Poleciałem do Hiszpanii przede wszystkim po naukę. Po rozmowie z trenerem Dowhaniem, który zaprosił mnie na obóz, nie mogłem spać. To dla mnie wielkie wyróżnienie – mówi Miszta, cytowany na portalu legia.net.

ps3

Michal Papadopulos w dużym wywiadzie stwierdza: Latal już nie jest dla mnie Radkiem.

Jak pan się zwraca do trenera? W sezonie 2004/05 graliście razem w Baniku Ostrawa.
– I nawet zdobyliśmy Puchar Czech. Do niedawna mówiłem mu po imieniu, był „Radkiem”. Teraz przyzwyczajam się, że jest „panem trenerem”. Po szkoleniowcu nie spodziewam się taryfy ulgowej. Jestem napastnikiem i mam strzelać gole. Jeśli ich zabraknie, będę krytykowany.

ps5

Z kolei Patryk Tuszyński opowiada, że w Turcji owce idą pod nóż.

Gdybym wybierał się dziś do niespokojnej Turcji, musiałbym trząść się ze strachu? Krajem targają zamachy. W lipcu doszło do próby przewrotu z udziałem wojska w Stambule i Ankarze. Akurat w tym czasie pańska drużyna przebywała w Stambule.
– To była jedyna sytuacja, w której z bliska mogłem odczuć, że coś niepokojącego się dzieje. W Stambule nocowaliśmy, a rano mieliśmy lot na zgrupowanie do Austrii. Właśnie ze względu na wydarzenia z udziałem wojska, wylecieliśmy sześć godzin później. Lotnisko było zablokowane. Dwa kilometry przed nim stały czołgi. Sami musieliśmy nieść swoje rzeczy i cały sprzęt potrzebny na zgrupowaniu. Nie powiem, czułem się nieswojo.

Strach?
– Przyznam, że lekki czułem. Człowiek zastanawiał się, co się wydarzy. Obrazki w tureckiej telewizji przypominały mi zdjęcia ze stanu wojennego w Polsce. Gdy samolot wystartował, poczułem ulgę.

Najnowsze

Komentarze

10 komentarzy

Loading...