Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

10 stycznia 2017, 14:32 • 9 min czytania 117 komentarzy

Pewnie niektórzy z was się zorientowali, że publikuję dwa felietony tygodniowo – we wtorek na Weszło i w sobotę w Przeglądzie Sportowym. Daje to mniej więcej 104 teksty rocznie, co oznacza całkiem spore zapotrzebowanie na tematy (których permanentnie brakuje). Muszę sobie planować – co, gdzie i kiedy napiszę. Dzisiaj już miałem ułożony w głowie kawałek o powiększonych mistrzostwach świata i śmiesznym lamencie, ale jednak uznałem, że nada się to idealnie do PS. A na Weszło zabieg, którego wcześniej nie stosowałem: felieton z ostatniego Przeglądu, ale znacząco rozbudowany. Tam mam limit 4000 znaków, tutaj mogę pisać do woli, a temat moim zdaniem nie został wyczerpany. Generalnie wszyscy dziwnie szybko przeszli do porządku nad tym, kto został trenerem Wisły Kraków. Za duży to klub, by po prostu wzruszyć ramionami.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

* * *

Gdyby narrację ze świata polityki przenieść do futbolu, należałoby napisać: Wisła Kraków ma swojego Misiewicza. Jest to Misiewicz z innego kraju, posługujący się innym językiem, ale wciąż Misiewicz. Kiko Misiewicz. Pracownik podmiejskiej apteki, którego wciśnięto na stanowisko, na które nie zasłużył. Jak w polityce, tak i tutaj znajdą się osoby o mocnej identyfikacji klanowej, które będą bronić każdego wyboru, nawet najbardziej irracjonalnego, ale koniec końców rzeczywistości nie zakrzyczą. Misiewicz Misiewiczem jest i basta.

Można zorganizować konferencję prasową i tłumaczyć, jaki ten nowy szkoleniowiec Wisły jest wspaniały, jaki z niego strateg, jaki profesjonalista i jaką to świetną opinią cieszy się w ojczyźnie. Ba, tego rodzaju konferencja to wręcz konieczność, dokładnie taka sama jak wyjęcie gaśnicy, gdy zaczyna palić się firanka. Ale nie da się znaleźć argumentów, by zatrudnienie Kiko Ramireza faktycznie wytłumaczyć. Wisła – czy jej się to podoba, czy nie – ośmieszyła samą siebie i teraz działaczom pozostały modlitwy, by jakimś cudem eksperyment wypalił, co oczywiście jest możliwe. Głównie z tego powodu, że w piłce wszystko jest możliwe.

Różnych mieliśmy w naszej lidze ancymonów, ale takiego chyba jeszcze nie. Sprowadzenie Angela Pereza Garcii było wystawieniem ekstraklasy na sporą próbę (przed przyjazdem pracował na Malediwach), lecz tamten facet jednak coś w futbolu widział i roztaczał czar byłego gracza Realu Madryt. Natomiast Kiko Ramirez nie widział nic – ani jako piłkarz, ani jako trener. Przez całe swoje życie – nie takie znowu krótkie, bo 46-letnie – był albo prowincjonalnym zawodnikiem, albo prowincjonalnym szkoleniowcem, mniej więcej kimś takim, kto nie wyściubił nosa poza Granicę Kętrzyn albo Narew Ostrołęka i kto pochwalić może się jedynie tym, że w jakichś rozgrywkach los go skojarzył z silniejszą drużyną, więc była okazja do wspólnych fotek. Najpoważniejszym klubem, który Kiko zobaczył od środka i z którego nie musiał wyjść po dwóch godzinach, jest niestety Wisła Kraków, a potem długo, długo, długo nic. W jaki sposób zapracował na zaszczyt, jakim powinno być zatrudnienie na Reymonta? Przykro to pisać, ale w czasach Bogusława Cupiała ze swoimi referencjami Ramirez mógłby kosić trawę, a i to niekoniecznie, skoro Adam Musiał robił za dozorcę.

Reklama

W jaki sposób trenerzy budują swoją karierę i na jakiej podstawie zatrudniani są w kolejnych klubach? Jak świat długi i szeroki, tak podstawą weryfikacji trenerów są wyniki. Podczas rozmów kwalifikacyjnych dobre wrażenie może zrobić i tysiąc kandydatów, ale na sam koniec to coś, co pozwala wiedzę przekuć w boiskowy sukces ma niewielu. Najbardziej naturalną drogą dotarcia na najwyższy poziom rozgrywkowy jest po prostu zwyciężanie na poziomach niższych. Aż do skutku. Kluby obserwują, komu idzie dobrze i przechwytują tych ludzi sukcesu.

Jakie wyniki w życiu miał Kiko Ramirez i co wygrał?
Niestety, nie miał żadnych i nie wygrał niczego.

Czasami też szkoleniowcy mogą mieć wyniki takie sobie, raz lepsze, jak gorsze, ale dostrzega się w ich pracy coś doskonale rokującego na przyszłość, pasującego do nowego otoczenia, do stylu i wymagań. Można ich obserwować podczas treningów – jak to robiła Borussia Dortmund, gdy rozważała zatrudnienie Juergena Kloppa – i zastanawiać się, czy to właśnie ten brakujący kawałek układanki. Skauting trenerski, oparty nie o suche rezultaty, ale naprawdę kompleksowy prowadzony jest rzadko, nawet wśród najbogatszych klubów świata nie jest normą.

Gdzie i kiedy Wisła obserwowała Kiko Ramireza?
Niestety, nigdzie i nigdy, co zresztą zrozumiałe, bo od wielu miesięcy nie miał pracy. Można między bajki włożyć opowieści, że facet pracy nie potrzebował i postanowił odpocząć, ponieważ każdy aż tak anonimowy trener (bez kariery jako piłkarz i bez kariery jako szkoleniowiec) po prostu potrzebuje ciągłego dopływu gotówki. Czy można w jakiś sposób zestawić go – zachowując skalę – z Kloppem? Nie, Klopp przechodząc do Borussii dostał awans, ale był trenerem, który doskonale zna rynek, ligę, środowisko, oczywiście język, był dokładnie prześwietlony. Ramirez nie zna ani ligi, ani języka, ani środowiska, nawet nie zna specyfiki pracy w klubie, który ma wywierających presję kibiców. Jest na tym poziomie wymagań całkowitym żółtodziobem.

Zdarzają się też trenerzy-wychowankowie, edukujący się rok w rok, przeskakujący kolejne szczeble, czasami rosnący wraz z klubem. Na polskim podwórku trenerem-wychowankiem jest np. Jacek Magiera, ale zagranicą było ich wielu. Tak przecież świat usłyszał o Mourinho, Guardioli czy Zidanie.

Czy Kiko Ramirez jest trenerem wychowankiem Wisły?
Przepraszam za głupie pytanie.

Reklama

To że dyrektor sportowy Wisły Manuel Junco może postrzegać Polaków jako naród ludzi niespecjalnie inteligentnych – jestem w stanie nie tyle zaakceptować, co przyjąć do wiadomości. Ale że takie zdanie na temat Polaków mają jego przełożeni – też Polacy – jednak mnie trochę dziwi. A niestety tak to wygląda: sami z siebie robimy skończonych debili, chociaż nie wiem, czy to nie nazbyt łagodne określenie – wszak słownikowa definicja debilizmu to upośledzenie umysłowe w stopniu lekkim. No, powiedzcie mi sami – czy naprawdę uważamy, że każdy Hiszpan jest lepszy od Polaka? Dlaczego nikt w Krakowie nie powiedział: – Zaraz, zaraz, skoro już bierzemy trenera z czwartej ligi, to weźmy z czwartej ligi polskiej, przynajmniej nie będzie bariery językowej? Piłka nożna, mimo usilnych prób komplikowania jej i udawania, że to niemalże fizyka kwantowa, jest w istocie grą dość prostą. Z jakiego powodu uznajemy, iż jako Polacy nie jesteśmy w stanie jej ogarnąć naszymi małymi rozumkami? Dlaczego pomocy szukamy na drugim końcu kontynentu i to – przykro stwierdzić – u byle kogo?

W programie Stan Futbolu, który możecie obejrzeć poniżej…

…Janusz Basałaj wymienił trenera Mamrota z Chrobrego Głogów. Myślę, że tak Mamrot, jak i każdy inny polski trener, który rozpoczyna karierę marzy o angażu w Wiśle Kraków. Dlaczego my zamiast promować swoich ludzi, sięgamy po totalnego anonima z Hiszpanii? Dlaczego tak naturalne jest dla nas, że facet zawodu będzie się uczył w Krakowie, ale nawet przez myśl nam nie przejdzie, by zatrudnić czwartoligowca z Polski?

W Hiszpanii na pierwszym poziomie rozgrywkowym występuje 20 drużyn. Na drugim – 22. Na trzecim – 80. Na czwartym – 360! Wniosek jest oczywisty: poniżej poziomu trzeciego nie ma już nic poza meczami osiedle na osiedle. To już naprawdę lepiej wziąć Polaka z czwartej ligi niż Hiszpana z czwartej.

* * *

Ramirez zluzował Radosława Sobolewskiego. O Sobolewskim – lat 40, co nie bez znaczenia – usłyszałem, że się jeszcze musi uczyć.

Sobolewski (lat 40!) musi się uczyć, mimo że w życiu sporo widział. Siedział w szatni z różnymi trenerami, z różnymi piłkarzami, widział różnego rodzaju treningi i różnego rodzaju odprawy. Przed meczami o pietruszkę, ale i przed meczami, którymi żyła cała Polska. Grał na dudniących stadionach, gdy człowiek nie słyszał własnych myśli i siedział w szatniach, w których – w dobrym bądź złym znaczeniu – pisała się historia. Przygotowywał się do wielkich spotkań mentalnie i widział jak to robią koledzy. Ten właśnie Sobolewski (lat 40!) musi się jeszcze uczyć i czekać.

Kiko Ramirez (lat 46) nie musi się już uczyć, mimo że w życiu niczego nie widział. Kiko Ramirez jest gotowy.

W rewelacyjnie radzącym sobie Hoffenheim (aktualnie piąte miejsce) trenerem jest 29-letni Julian Nagelsmann, który w klubie przeszedł przez niemal wszystkie szczeble drabiny. Tuż przed Hoffenheim w tabeli są Eintrach Frankfurt (trzecie miejsce, trenerem 45-letni Niko Kovac) oraz Hertha Berlin (czwarte miejsce, trenerem 40-letni Pal Dardai). Ponadto Wolfsburg prowadzi 41-letni Valerien Ismael, Schalke 42-letni Markus Weinzierl, a Borussię Dortmund 43-letni Thomas Tuchel. O niebo poważniejsza liga, gdzie gra idzie o zdecydowanie większe pieniądze, nie boi się zatrudniać trenerów w wieku Sobolewskiego, a nawet młodszych. Oczywiście muszą to być Niemcy bądź osoby od lat mocno z Niemcami związane. No i zweryfikowane.

A my do jednego z najbardziej utytułowanych klubów bierzemy no-name’a, uznając, że 40-letni Sobolewski jest jeszcze niegodzien wyróżnienia. Myślę, że nigdzie na świecie byli piłkarze nie mają tak trudnego wejścia do szkoleniowej kariery, jak u nas.

* * *

Czy Ramirez może odnieść sukces? Oczywiście. Tak samo mogłoby z Wisła odnieść sukces Andrzej Greloch, obecnie prowadzący Huragan Wołomin (nie znam człowieka). Liczba trenerów, których można wsadzić na dowolny stołek i liczyć, że sobie poradzą jest olbrzymia – części z nich faktycznie się powiedzie. Niektórzy okażą się niezłymi fachowcami, inni będą urodzonymi farciarzami, za jeszcze innych robotę wykona asystent albo piłkarze okażą się na tyle inteligentni, iż sami będą wiedzieli, jak grać i trenować. Jednak będąc klubem tak renomowanym jak Wisła, wręcz nie wypada wysyłać w świat komunikatu o treści: zatrudnimy każdego, doświadczenie niewymagane. Trzeba się szanować.

Tak naprawdę nie chodzi więc o to, jak Ramirezowi pójdzie. W sprawie tzw. Misiewiczów też nie było istotne, jak docelowo będą wywiązywać się ze swojej roboty, lecz to w jaki sposób i na czyich plecach w ogóle ją dostali. Moim zdaniem Wisła jest drużyną, która ma tak doświadczonych zawodników, że i bez trenera jako tako sobie poradzi. Ot, raz wygra, raz przegra. Dwa mecze do przodu, jeden do tyłu, albo na odwrót. Można byłoby trenerem zrobić Ryszarda Petru i później na podstawie takich wyników – raz do przodu, raz do tyłu – mówić, że to był dobry ruch. Ale zupełnie nie o to chodzi. Chodzi o to, że pewne ruchy poważnym klubom nie przystoją.

Cała ta historia pokazuje, że Wisła ma problem nie tylko z obsadą stanowiska trenera, ale przede wszystkim ma ogromny problem z obsadą funkcji dyrektora sportowego. Manuel Junco – który zaczynał przygodę z Wisłą od działu marketingu – nie tylko dokonał posunięcia niemożliwego do obrony na poziomie logiki, ale przede wszystkim pokazał, że dla niego tak Wisła, jak i w ogóle polska liga, to jakiś piłkarski prymitywny trzeci świat, gdzie można tubylcom wciskać ciemnotę. Zresztą, oddajmy mu głos. Dlaczego zatrudnił Ramireza, którego podobno nie znał i którego drużyn nie obserwował w akcji? Bo mu tak koledzy z Hiszpanii podpowiedzieli. Ludzie kochani, przecież to jest całkowita kompromitacja. Dobrze, że nie ma kolegów w Tanzanii, bo właśnie Wisłę prowadziłby magazynier z klubu Maji Maji.

Cóż, polskim trenerom napluto w twarz. Nie ma sensu kończyć kursów, nie ma sensu się edukować, na koniec i tak robotę dostaje facet znikąd, ważne że rodak jaśnie dyrektora. Jeśli ktoś uważa, że przesadzam, będę bardzo wdzięczny za podanie, jaki jeszcze ekstraklasowy europejski klub w ostatnich dziesięciu latach zatrudnił szkoleniowca z trzeciej/czwartej ligi, o tak żałosnym CV?

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
6
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
12
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Felietony i blogi

1 liga

Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?

Szymon Janczyk
3
Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?
Ekstraklasa

Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Jakub Białek
17
Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Komentarze

117 komentarzy

Loading...