Reklama

Ponad 10 milionów złotych w 90 minut? Tyle jest warte ogranie Sportingu

redakcja

Autor:redakcja

06 grudnia 2016, 16:35 • 3 min czytania 0 komentarzy

Rok 2016 jest dla Legii zupełnie wyjątkowy, bo klub obchodzi stulecie istnienia. Co ważne, jest to rok pełen sukcesów sportowych oraz – co za tym idzie – sukcesów finansowych. I właściwie warszawianom spokojnie mogłaby przyświecać okolicznościowa idea: „sto milionów na stulecie”. Bo tak naprawdę – dzięki jesiennym występom w europejskich pucharach – mniej więcej taka kwota już zasiliła klubową kasę.

Ponad 10 milionów złotych w 90 minut? Tyle jest warte ogranie Sportingu

Tylko za awans do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów (2 miliony euro), awans do fazy grupowej (12,7 miliona euro) oraz z tzw. Market pool (ponad 5 milionów euro) Legia uzbierała już około 20 milionów euro, czyli – przy obecnym kursie – 90 milionów złotych. Jeżeli doliczymy do tego remis z Realem Madryt (0,5 miliona euro), wpływy z dnia meczowego (trzy mecze eliminacji oraz Borussia i Sporting), wpływy z tytułu praw telewizyjnych oraz wpływy z okolicznościowego merchandisingu – magiczna granica stu milionów złotych została już osiągnięta. I jest to w naszych warunkach ogromna kwota, która stanowi mniej więcej 77 procent całego zeszłorocznego budżetu Legii, a także – tu przykład pierwszy z brzegu – 127 procent zeszłorocznego budżetu Lecha Poznań, czyli drugiego najbogatszego klubu w Polsce.

Na tym jednak nie koniec, bo już jutro Legia stanie do walki o kolejną pokaźną sumę. Jeżeli wygra ze Sportingiem, otrzyma półtora miliona euro za zwycięstwo w meczu fazy grupowej oraz pół miliona euro z tytułu awansu do 1/16 finału Ligi Europy. Jeżeli dodamy do tego kolejną transzę z Market pool, wpływy z kolejnego dnia meczowego oraz praw telewizyjnych, wyjdzie grubo ponad dziesięć milionów złotych. Nie zapominajmy też o otworzeniu sobie szansy na kolejny zarobek. Innymi słowy, jutro piłkarze Legii mogą podnieść z boiska całą kupę pieniędzy, i to w zamian za 90 minut dobrej gry. Tylko tyle i aż tyle.

A właściwie jutrzejsza gra wcale nie musi być wybitnie dobra. Wystarczy jakiś mega fuks, fatalna pomyłka przeciwnika czy nawet błędna decyzja arbitra, by zarobić dla klubu ponad dziesięć baniek. Przez półtorej godziny legioniści mogą przytulić tyle co:

– ze sprzedaży Artura Jędrzejczyka do Krasnodaru
– ze sprzedaży Miroslava Radovicia do Chin
– ledwie dwa razy mniej, niż wyniósł najdroższy transfer z Legii w całej historii
– ponad dwa razy więcej, niż wyniósł najwyższy transfer do Legii w całej historii
– tyle co czteroletni kontrakt Vadisa Odjida-Ofoe
– trzy razy więcej, niż zapłacono za Michała Pazdana
– tyle, ile wyniósł zeszłoroczny budżet Korony Kielce
– cztery razy więcej, niż faktycznie wyniosła odprawa Besnika Hasiego

Reklama

Innymi słowy, jutro Legia ma o co grać. Być może najbliższe 90 minut zdecyduje, czy zimą jakiegoś zawodnika trzeba będzie sprzedać, czy jednak będą argumenty, żeby go utrzymać. A może właśnie jutro zostanie przesądzone, że w zbliżającym się okienku pojawi się możliwość sprowadzenia gracza na poziomie Vadisa, zamiast gracza na poziomie Aleksandrova. Jakkolwiek spojrzeć, rzadko kiedy polski klub ma szansę tak znacząco podreperować budżet za sprawą tylko jednego meczu czy kilkudziesięciu minut na boisku. I jest to szansa, której zmarnowanie może się okazać wyjątkowo bolesne.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Skoki

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...