Reklama

Klasyk z poszukiwaniem tożsamości w tle

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 października 2016, 13:44 • 3 min czytania 0 komentarzy

Polski klasyk. Mecz, który w ostatnich latach potrafił elektryzować jak żaden inny. Spotkanie, o którym można by napisać kilkadziesiąt tomów, a i tak sporo rzeczy wciąż pozostawałoby niedopowiedzianych. Nawet jeśli Legia i Lech straciły w tym sezonie wiele krwi, to jednak tylko ktoś o wyjątkowo zakrzywionym spojrzeniu na polską piłką mógłby stwierdzić, że potyczka Wojskowych z Kolejorzem przestała przez to budzić większe emocje.

Klasyk z poszukiwaniem tożsamości w tle

Można smęcić, że w obecnej sytuacji starcie Legii z Lechem nie elektryzuje aż tak bardzo. Że na dziś bardziej niż konfrontacją ekip o wysokich aspiracjach możemy określać je mianem bitwy na plastikowe miecze dwóch zespołów kontynuujących poszukiwania zagubionej gdzieś tam po drodze tożsamości. Można marudzić, że to w gruncie rzeczy spotkanie dwóch ekip spisujących się w tych rozgrywkach w ogólnym rozrachunku słabo/bardzo słabo. Trudno zresztą z tymi argumentami tak naprawdę w jakikolwiek sposób polemizować.

Tak czy inaczej Legia – Lech to jednak zawsze Legia – Lech. Będzie gorąco, bo gorąco najzwyczajniej w świecie być musi. Tym bardziej, że zarówno jedni, jak i drudzy są w tej chwili wyjątkowo podrażnieni. A czy istnieje lepsza okazja na to, by się wyładować niż spotkanie w cztery oczy z najbardziej znienawidzonym rywalem, z którym w poprzednich latach rywalizowałeś w walce o najwyższe cele?

O Legii powiedziano w tym sezonie już praktycznie wszystko. Narzekaniom nie było końca w zasadzie od samego początku. Brak stylu, sabotażysta Hasi, kolejne kompromitujące porażki w Ekstraklasie, kompletny wstyd w Lidze Mistrzów po wymęczonym awansie, konflikt właścicieli, i tak dalej, i tak dalej… I choć nie mamy zamiaru w żaden sposób zaprzeczać temu, że w Warszawie wszystko wciąż jest wywrócone do góry nogami, a wszelkiej maści problemy są o wiele dalej niż bliżej rozwiązania, to jednak gdy spojrzymy w tabelę, okazuje się, że nazwanie dzisiejszego starcia meczem zespołu znajdującego się tuż nad strefą spadkową z ekipą z grupy mistrzowskiej mimo wszystko nie oddaje w pełni faktycznego stanu rzeczy. Legię i Lecha na tę chwilę w klasyfikacji dzielą bowiem zaledwie trzy oczka.

W Poznaniu również zresztą – choć oczywiście nie tak intensywnie jak w Warszawie – od dłuższego czasu biją na alarm. Po nieudanym zeszłym sezonie i paskudnym starcie obecnego w stolicy Wielkopolski także zdecydowano się na zmianę trenera. Nawet jeśli Jana Urbana trudno było postrzegać jako gościa aż tak otwarcie działającego na szkodę klubu jak Besnik Hasi, to mimo wszystko ciężko było nie ulec wrażeniu, że przy Bułgarskiej potrzebują nowego impulsu. I trzeba przyznać, że po objęciu zespołu przez Nenada Bjelicę gra Kolejorza uległa poprawie. Wciąż jednak wyczekuje się tego jednego jedynego meczu, który dałby wiarę w to, że za chwilę rzeczywiście będzie już tylko z górki.

Reklama

Głodna i podrażniona zwierzyna to groźna zwierzyna. Dlatego też pomimo problemów trapiących oba kluby podskórnie przeczuwamy, że wieczorem nie będzie miejsca na asekuranctwo i kunktatorstwo. Jedyną niewiadomą pozostaje jednak to, czy do dwóch ton walki podlanych hektolitrem potu dojdzie jeszcze zwyczajna piłkarska jakość. Z tym bowiem w ostatnich potyczkach Legii z Lechem potrafiło być różnie.

legia - lechia ZAPO

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...