Reklama

„A mogłem teraz uczyć się matmy…”

redakcja

Autor:redakcja

27 września 2016, 13:37 • 15 min czytania 0 komentarzy

W ostatnich miesiącach Jarosław Jach znacznie podwyższył loty i wyrasta powoli na czołowego stopera ekstraklasy. Jak przypadek zdecydował, że został piłkarzem, a nie studentem na Politechnice? Z którym partnerem z obrony nie potrafił się dogadać? Jak skutecznym negocjatorem jest i ile wynosi suma odstępnego zapisana w jego kontrakcie? Który zawodnik zaskoczył go swoimi radami? Dlaczego mecz z Jagiellonią pokazał, że nie należy słuchać się trenera? Kto z Zagłębia jest najgorzej punktowany w Fifie i co może to oznaczać? Kiedy zaczął oglądać ekstraklasę? Zapraszamy na najdłuższy wywiad w dotychczasowej karierze Jarosława Jacha.

„A mogłem teraz uczyć się matmy…”

Już wszystko okej ze zdrowiem?

Tak, ale z Cracovią grałem z gorączką. W przerwie walczyłem z samym sobą – wyjść na drugą połowę, czy nie.

Wyszedłeś, bo obawiałeś się straty miejsca w składzie?

Nie myślałem o tym pod takim kątem, że Seba Madera może mnie zmienić, zagrać dobry mecz i zostać w składzie na kolejne spotkania, tylko raczej powiedziałem sobie, że zrobiłem połowę pracy i należy to dokończyć. Nie chciałem się złamać, wolę mieć w świadomości, że nigdy nie odpuszczam i nawet z bólem grać na swoim poziomie.

Reklama

Dość szybko i nieoczekiwanie wskoczyłeś do składu Zagłębia i młodzieżowej kadry. Jeszcze niedawno mogłeś odejść do Dolcanu i nie wiadomo, gdzie byłbyś dzisiaj.

Rok temu chciałem odejść, zagrałem dwa słabe sparingi, na treningach znacznie obniżyłem loty i wiedziałem, że nie będę miał szans na grę. Trener powiedział mi wprost, że w takiej dyspozycji nie widzi mnie w kadrze na obóz. Ale minęło parę dni, trener uznał, że da mi szansę i poleciałem z chłopakami na zgrupowanie. Podczas niego dostałem ofertę wypożyczenia do Dolcanu. Zagłębie miało wtedy kogoś ściągnąć, więc czekałem, aż przyjdzie nowy obrońca na moje miejsce. Byłem już nawet spakowany, czekałem tylko na zielone światło od klubu w sprawie opuszczenia obozu. O transferze do Ząbek rozmawiałem z prezesem Szczęsnym. Powiedział, że chce rozmawiać ze mną, a nie z agentem, bo nie uznaje menadżerów. Ustaliłem z moim agentem Pawłem Staniszewskim, jak mam to rozegrać i zdzwoniliśmy się z prezesem. Ja podałem swoją cenę, prezes swoją, ale rozbieżność była niewielka, więc on zaczął się śmiać i powiedział, żebyśmy krakowskim targiem spotkali się w połowie. Jednak do Zagłębia nie trafił żaden nowy stoper i zostałem. Całe szczęście.

To nie był twój pierwszy trudny okres w piłkarskim życiu. A może pierwszy, ale już w Zagłębiu. Bo wcześniej nie sądziłeś nawet o zostaniu piłkarzem.

Grałem w trzeciej lidze w Dzierżoniowie, nie wyobrażałem sobie za bardzo kariery piłkarza. Wiedziałem, że trzecia liga to słaby poziom, a ja nie czułem się mocny nawet tam. Byłem w ostatniej klasie liceum i planowałem pójść na studia na Politechnikę Wrocławską.

Jaki kierunek?

Nie wybrałem jeszcze konkretnego, ale zawsze lubiłem przedmioty ścisłe, więc poszedłbym na coś związanego z matmą, fizyką. Do tego chciałem pokopać sobie dla przyjemności w jakimś trzecioligowym klubie z Wrocławia. Natomiast w lutym dostałem telefon od trenera Kubasiewicza z Zagłębia, którego znałem ze swojej Lechii Dzierżoniów, bo wcześniej tam pracował. Powiedział, że chce mnie przetestować w zespole Zagłębia z Młodej Ekstraklasy. Byli wtedy na obozie, gdzieś w okolicach Poznania, nie pamiętam dokładnie. Akurat wypadł mu przez uraz jeden z obrońców, zwykły przypadek. Zadzwonił do mnie popołudniu i powiedział, że musiałbym przyjechać następnego dnia rano. Porozmawiałem z rodzicami, szybko decyzja: jadę. Jechałem przez noc, do Wrocławia odwiózł mnie kuzyn, później pociągiem do Poznania, a stamtąd dojechałem jakoś na obóz. Przez całą podróż obawiałem się, że sobie nie poradzę, bo rok wcześniej byłem w Lubinie na testach w juniorach i po trzech dniach wróciłem do domu, trener Turkowski powiedział mi szczerze, że jestem za słaby na ten poziom. Dlatego tym bardziej myśli miałem średnio optymistyczne. Patrząc z perspektywy czasu, trudno mi uwierzyć, że przebiłem się do poważnej piłki. Wtedy zastanawiałem się, jak mnie przyjmą, bo to wielkie Zagłębie Lubin, pewnie u wielu zawodników soda, a ja byłem skromnym, zwykłym chłopakiem. A było wręcz przeciwnie, pierwszego dnia mieliśmy zorganizowane kalambury, więc trochę się pośmialiśmy i złapaliśmy fajny kontakt.

Reklama

Ktoś z tamtej drużyny przebił się oprócz ciebie?

Wybili się Seba Bonecki, Jarek Kubicki i Krzysiek Piątek. On też przebywał wtedy na testach, a dobrze się znaliśmy, bo razem graliśmy w Lechii, razem było trochę raźniej.

Twoim zdaniem lepiej być w takim Zagłębiu od początku, czy przedostać się do niego z małej miejscowości, jak ty z Dzierżoniowa?

Bycie wychowankiem jest bezpieczniejsze. Ma się większą pewność, że trenerzy to fachowcy, odpowiednio cię prowadzą. A jak jesteś z Zagłębia Lubin, to każdy klub chętniej cię przyjmie w razie czego. Poza tym tu dzieciaki mogą spotkać swoich idoli, przybić piątkę, zrobić zdjęcie i na pewno bardzo to ich motywuje.

Teraz twoja pozycja w klubie jest zupełnie inna. Jesteś pewniakiem w składzie odkąd z Zagłębia odszedł Maciej Dąbrowski. Okrzepłeś już w ekstraklasie?

Mam po swoich bokach Lubo Guldana i Djordje Cotrę. Z nimi zdecydowanie łatwiej wchodzi się do poważnej piłki. Są bardzo doświadczeni, dużo podpowiadają na boisku. Dzięki nim gram ze spokojną głową, bo wiem, że jeśli coś mi nie wyjdzie, to oni to naprawią. Djordje gra już drugi sezon na wysokim poziomie. W poprzedniej edycji nie został odpowiednio doceniony, bo Patrik Mraz miał świetny sezon i mówiło się przede wszystkim o nim. Cotra praktycznie nie gra złych meczów.

Dla mnie to najbardziej niedoceniony zawodnik w ekstraklasie. Ale co do słabych meczów, to nasuwa się Wisła Płock.

No tak, z Wisłą było gorzej, ale nie ma ideałów, jeden mecz mu nie wyszedł, a reszta była na naprawdę wysokim poziomie. Robi dużo zamieszania, sieje zamęt w defensywie rywali. Do tego celnie wrzuca, jak na przykład z Lechem, kiedy każdy wiedział, że obróci się i dośrodkuje, a on i tak to zrobił i padła bramka. Trochę jak Arjen Robben. Znają go, a nie potrafią przeszkodzić. Ma zdrowie do biegania, zasuwa od szesnastki do szesnastki.

Który z nich najbardziej ci pomaga?

Tu się zdziwisz.

Czyli ani Guldan ani Cotra?

Oni jak najbardziej tak, ale ostatnio dużo podpowiada mi Filip Starzyński.

No, to mnie zaskoczyłeś. „Figo” nie ma wiele wspólnego z obroną.

Mnie też zdziwiło, że podszedł, udzielił rad i że tak mądrze o tym mówił. Jednak był na Euro we Francji, podpatrywał tam, jak grają obrońcy z topu, chociażby Kamil Glik. Mówi mi, jak szybciej wyprowadzać piłkę, jak dostrzegać luki, jak oszukać napastnika. Rady typowo do gry z piłką przy nodze. Bardzo sobie to cenię, zwłaszcza że Filip jest raczej spokojnym, skrytym gościem i nie spodziewałem się, że zrobi taki krok w moją stronę.

A jak współpracowało ci się z Maciejem Dąbrowskim, z którym grałeś w parze na początku sezonu?

Gdy przyszedł do klubu było parę nieprzyjemnych sytuacji na naszej linii, nawet jakieś spięcia na treningu, ale potem było coraz lepiej, uspokoiło się.

Jakie?

Stricte boiskowe, w trakcie treningów bywało nieprzyjemnie. Byłem młody, wchodziłem do zespołu i bardzo chciałem grać, a zimą doszedł mi rywal i od pierwszego dnia zaczął dyrygować. Nie podobało mi się, że stawiał siebie wyżej od innych. Ale z czasem się ostudziło.

Teraz poszedł do Legii, w której nie ma prawa stawiać siebie wyżej od innych, bo tam jest tylko jednym z wielu.

Legia to inny klub, tam są gwiazdy. U nas ich nie ma, ale tworzymy zgrany, silny kolektyw. Wchodzisz do szatni i masz tam reprezentantów Polski czy piłkarza z Premier League, więc gdybyś zaczął tam dyrygować, to szybko sprowadziliby cię na ziemię. Inna specyfika, inna szatnia.

Nie dziwi cię, że nie potrafi wywalczyć sobie miejsca w Legii?

U nas grał co trzy dni, w Lidze Europy z Guldanem, w ekstraklasie ze mną. Lubomir odpoczywał, a on w ogóle, więc miał prawo być przemęczony na początku w Legii. Mówi się o nadwadze, ale nie wydaje mi się, żeby ją miał. Mamy w klubie określone normy, w których każdy powinien się mieścić i Maciek też nie miał z tym problemu. Chyba że w Legii są one bardziej restrykcyjne.

Jak już jesteśmy przy Legii, poszedłbyś drogą Dąbrowskiego, czy wolisz wyjechać z kraju?

Na razie skupiam się na podtrzymaniu dobrej dyspozycji do Euro, żeby dostać na nie powołanie. Jak się uda, to po turnieju mogą pojawić się fajne oferty. Zastanawiałem się, czy warto iść od razu za granicę, czy przy ewentualnej ofercie z Legii lub z Lecha, z niej skorzystać. Stamtąd też można trafić do kadry, zdobyć doświadczenie i potem wyjechać, co pokazały przykłady Pazdana czy Lewczuka. Mistrzostwa Europy we Francji i świetna gra chłopaków skierowały uwagę wielu skautów na polski kierunek. Nie tylko na młodych, co pokazuje przykład Igora. Wszyscy na tym skorzystają – kluby, wyjeżdżający piłkarze i młodsi, którzy będą wchodzić za nich do składu.

Myślisz, że łatwo będzie ci odejść w razie powodzenia na Euro 2017?

Jak Zagłębie zaproponowało mi przedłużenie umowy, powiedziałem, że nie chcę wysokiego kontraktu, tylko taki, żebym miał możliwość odejścia. Jestem świadomy, że jak podtrzymam dyspozycję, to Młodzieżowe Mistrzostwa Europy będą dla mnie szansą na pokazanie się skautom z najlepszych lig. Powiedziałem, że mogę mało zarabiać, bo nie potrzebuję teraz dużej pensji. Nie jest mi to potrzebne do życia, na przykład samochód kupiłem dopiero trzy miesiące temu. Wcześniej, jak chciałem pojechać choćby do Wrocławia, to wsiadałem w busik za 15 zł i jechałem. Nie potrzebowałem od klubu fortuny, ale chciałem mieć szansę na wyjazd za granicę. Na razie słyszałem, że obserwowali mnie jacyś ludzie z Włoch, ale nawet nie wiem, z jakiego klubu byli. Zobaczymy, co się wydarzy po Euro, ale na razie serio skupiam się tylko na tym, żeby dostać na nie powołanie.

Nie czujesz się pewniakiem na Euro?

W żadnym wypadku. Euro mamy za ponad 8 miesięcy, muszę utrzymać przez ten czas obecną formę. Na ławce czekają Igor Łasicki z Napoli i Paweł Bochniewicz z Granady. Ostatnio ze świetnej strony pokazał się Janek Bednarek, pewnie pojedzie teraz z nami na kadrę. Jestem zafiksowany na punkcie tych mistrzostw. Gramy u siebie na wielkich stadionach, pewnie zapełnionych. Żałuję tylko, że meczu otwarcia nie gramy na Stadionie Narodowym. Na żywo będzie nas oglądać rodzina, znajomi. Jestem świadomy, że na moją korzyść działa też rocznik, bo jestem z 94′, czyli ostatniego, który łapie się na Euro 2017. Mamy fajną ekipę, może dołączą do nas Milik, Zieliński, Linetty, Kapustka i „Mario” Stępiński.

O ile kluby ich puszczą.

Moratę na poprzednich puścili i został królem strzelców. Dobrze byłoby, gdyby powtórzył to Arek, ale wiadomo, że jeśli będzie kluczową postacią Napoli, to nie będą chętni, żeby go udostępnić.

W młodzieżówce nieźle ci idzie. Grasz w pierwszym składzie, a ostatnio strzeliłeś gola Węgrom. Wielu się nie spodziewało, więc po internecie krążyło pytanie: Jach on to zrobił?

No tak, nie każdy znał mnie od tej strony. Często jest tak, że jak stoperzy podchodzą do wolnych, to uderzają na siłę, a ja wolę podkręcić, posłać piłkę omijającą mur, dlatego lepiej uderza mi się, kiedy piłka jest po lewej stronie. Z Węgrami nie miałem zbyt komfortowej pozycji. Uderzyłem dobrze, choć uważam, że można było to jeszcze lepiej wykonać. Wtedy mur na tyle zasłonił mi bramkę, że nie widziałem, jak piłka wpadła do siatki. Zorientowałem się, że strzeliłem gola, patrząc na trybuny, na radość kibiców. Tak naprawdę bramkę zobaczyłem dopiero na powtórkach.

Czemu w ektraklasie nie podchodziłeś jeszcze do stałych fragmentów?

Po tych Węgrach zostałem wyznaczony do wykonywania rzutów wolnych w klubie. Ćwiczyliśmy je przed Legią, mieliśmy po trzy próby. Strzeliłem dwa pierwsze i trener powiedział, że jak wsadzę trzeci raz, to będę wyznaczony na Legię. Wpadło od poprzeczki, więc teraz jestem wykonawcą wolnych. Tyle że nie było jeszcze okazji, żeby podejść do piłki.

Oprócz wolnych, w ofensywie zdarza ci się wyróżnić, jak mówi Andrzej Strejlau, diagonalnymi podaniami. Jak Salamon z Finlandią.

Nie aż takimi jak on, bo Bartek zagrał wtedy perfekcyjnie do „Grosika”. Ale podejmuję takie próby. W klubie rzadko, bo trener Stokowiec oczekuje od nas gry po ziemi, ale w kadrze trener Dorna chce, żebym zagrywał czasem crossy.

Jak ci się z nim współpracuje?

Trener Dorna jest bardzo skrupulatny, dokładny. Jeśli długość treningu ustali na godzinę i dziesięć minut, to właśnie tyle będzie trwał. Wszystko planuje, a potem to realizuje, co do joty. Nie marnuje czasu. Jak jest zgrupowanie, to chce wyciągnąć z niego maksa. Na treningu bierze kogoś na bok i rozmawia, tłumaczy, co robi dobrze lub źle. To samo poza boiskiem. Pyta, jak się czujemy, rozmawia indywidualnie, co sprawia, że dobrze nas zna. Trener Stokowiec rozmawia z nami raczej w grupie. Nieczęsto odwiedza szatnię w tygodniu, tok życia codziennego zostawia w spokoju, radzimy sobie między sobą sami. Instruuje nas na boisku, jako drużynę, nie indywidualności.

Jakie braki wskazali ci trenerzy, albo co sam zauważasz?

Do poprawy mam słabszą nogę i siłę. Tak, siłka mi się przydaje, ostatnio dużo nad tym pracuję.

Pamiętasz mecz, w którym odbijałeś się od napastnika?

To nie aż tak duży problem, żebym odbijał się od rywali, ale jednego szczególnie pamiętam. Grzegorz Kuświk z Lechii dał mi popalić, przepchał parę razy, co pokazało mi, że mam braki. Na pierwszy rzut oka nie wygląda na bardzo silnego, ale w kontakcie z nim to się czuje. Bardzo nieprzyjemny w kryciu napastnik. Wolę sobie pobiegać za rywalem, niż walczyć ciałem cały mecz. Na testach szybkościowych zawsze jestem w top 3 w Zagłębiu. Ale muszę popracować nad sylwetką, bo na przykład Jerome Boateng bazuje na sile i dzięki temu ma ogromną przewagę nad napastnikami.

Podpatrujesz go?

Nie, ja biorę przykład z Rafaela Varane’a, to zawodnik bardzo podobny do mnie. Nie jest jeszcze wymieniany w gronie najlepszych stoperów na świecie, ale wzoruje się na nim, bo widzę wiele podobieństw. Mamy praktycznie taki sam wzrost, wagę też. Podpatruję Francuza, żeby wyłapać, które elementy mogę poprawić. Wolę oglądać jego, a nie Boatenga czy Ramosa, bo to zawodnicy innego typu, chociaż lepsi od Varane’a. Bardzo podoba mi się też Mats Hummels, ale u niego zwracam uwagę tylko na wyprowadzanie piłki. Poza tym jest bardzo skupiony, pewny, a przyznaję, że miałem problemy z koncentracją.

Na jakiej zasadzie? Nie byłeś skupiony na meczu?

Odczuwałem to zwłaszcza w pierwszej lidze. Zdarzały mi się proste błędy, piłka odskakiwała, podawałem zbyt lekko, ogólnie czułem się senny na boisku. Nie wiedziałem z czego to wynika, ale w Ekstraklasie przestałem mieć ten problem, co dało mi do myślenia. W pierwszej lidze grywaliśmy wcześnie. Trudno było mi przyzwyczaić się do grania o dwunastej. Teraz mam stały cykl przed meczami i na pierwszy gwizdek czuję się już w pełni skoncentrowany.

Jaki cykl?

Wstaję rano, spokojnie się rozkręcam, po obiedzie koniecznie idę spać na półtorej godziny, potem zimny prysznic, zażywam trochę guarany na pobudzenie i czuję się po tym wszystkim bardzo dobrze.

A jak to wygląda po meczu? Wyjeżdżasz ze stadionu i zapominasz, co się działo, czy raczej analizujesz, sprawdzasz noty? Na Weszło w tym sezonie jesteś na podium wśród najlepszych obrońców i dwa razy byłeś w „jedenastce kozaków”.

Tak, tak, widziałem to. Myślę, że mam dobre wejście w sezon. Trener mi zaufał, zagrałem w tym sezonie każdy mecz w lidze od dechy do dechy. Postawiłem sobie cel, żeby do końca sezonu nie oddać placu i podtrzymać formę do Euro. Czytam teksty, noty też sprawdzam, ale nie tylko swoje, a każdego z drużyny. Zerkam na to z ciekawości, potem o tym nie rozmyślam. Nie przejmuję się ani nie wkurzam, jeśli zostaję nisko oceniony, bo sam doskonale wiem, jak zagrałem. Albo się nie zgadzam albo zdaję sobie sprawę, że zagrałem gorzej i noty są trafne. Poza tym potem grę ocenia trener Stokowiec i to jego opinia jest dla mnie najważniejsza. No i ta w FIFA. (śmiech)

Jaki masz overall w nowej?

Chyba 63. Lubo Guldan ma 67, Sebek Madera 68, „Tosiu” chyba 67. Za to polewkę mamy teraz z Pawła Żyry, który nie przekroczył 50 punktów.

Haniebny wynik.

Ma tylko 49 ogólnych, osiągnął niechlubny rekord, więc trochę się z niego śmiejemy. Chyba dali mu tylko tyle, bo jest rudy (śmiech). Ale to może oznaczać dla niego dobry sezon, bo w poprzednim wydaniu najgorszy w zespole był Jarek Kubicki, a w rzeczywistości został odkryciem sezonu w Zagłębiu.

A w drugiej kolejności Krzysiek Piątek i ty. W poprzednim sezonie z tyłu wyglądało to nieźle, a dołożyłeś trochę z przodu, bo strzeliłeś trzy gole i to przez trzy kolejki z rzędu…

Tak, z Podbeskidziem zdobyłem swoją pierwszą bramkę w ekstraklasie, z Koroną tydzień później znowu trafiłem, a z Jagiellonią też, ale niestety nie do tej bramki (śmiech). Wiąże się z tym pewna historia, bo trenerzy przed meczem zwracali mi uwagę, żebym piłki lecące z lewej strony wybijał słabszą, prawą nogą. Ale mimo tego, przez cały mecz wybijałem je lewą nogą, zewnętrzną częścią. Aż pierwszy raz zdecydowałem się zastosować do rad trenerów i wybiłem prawą. Tak strzeliłem samobója.

Czyli nie warto słuchać trenerów. (śmiech)

Haha, na to wyszło. Wiadomo, że mieli rację, bo bezpieczniej było wybijać prawą, ale niestety miałem pecha.

Pomijając dla kogo, to gole strzelasz seriami.

Tak, teraz podobnie. Zdobyłem bramkę w kadrze z Węgrami, z Wisłą Płock nic, z Legią gol, z Cracovią nic, więc wychodzi na to, że z Ruchem powinienem strzelić. Skoro wtedy strzelałem serią, to teraz nie będzie to seria, ale co drugi mecz też byłby dobry. Byle bez pomyłek z nieodpowiednią bramką. (śmiech)

Gol z Legią był czymś wyjątkowym?

Niezbyt, pomijając, że to pierwsza bramka w sezonie. Właśnie dlatego ten gol mnie bardzo ucieszył. Nie mam ciśnienia na mecze z Legią czy Lechem. Pełne trybuny, świetny doping, ale nigdy nie byłem za tymi klubami ani nie miałem nic przeciwko.

Wreszcie możesz w takich meczach grać, a nie jedynie oglądać.

I tak raczej nie oglądałem.

Jak to?

Do czasu awansu do Ekstraklasy, w ogóle się nią nie interesowałem. Jak spytasz mnie o jakichś zawodników z poprzednich lat, albo konkretne mecze, to raczej nie będę kojarzył. Do czasu samodzielnego wejścia w to, nie żyłem wynikami polskiej ligi. Wymieniłbym ci kilka nazwisk z Legii czy Widzewa w Lidze Mistrzów, ale z innych zespołów, nawet z ostatnich lat choćby z jednym zawodnikiem byłby kłopot. Jak byłem już w pierwszej drużynie i graliśmy w pierwszej lidze, to interesowała mnie tylko ona, nie śledziłem ekstraklasy. Teraz na osiem meczów w kolejce średnio cztery oglądam i w jednym gram.

Czyli uważałeś, że gdybyś chciał oglądać mecze, to zostałbyś komentatorem, a jesteś piłkarzem, więc masz w nią tylko grać?

Nie, po prostu nie interesowały mnie polskie mecze. Śledziłem zawsze piłkę zagraniczną, zwłaszcza angielską, z United na czele oraz niemiecką. Moim zdaniem to najbardziej niedoceniona liga świata. W każdym meczu coś się dzieje, nie ma nudy. Oglądałem nawet 2. Bundesligę. Śledziłem też Ligue 1, bo w liceum obstawiałem mecze z kolegami. Ta liga zawsze kojarzyła mi się z małą ilością bramek, dlatego regularnie obstawiałem poniżej 2,5 gola na mecz i najczęściej wchodziło, dzięki czemu wpadały pieniądze na drobne przyjemności. (śmiech)

Rozmawiał Samuel Szczygielski

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...