Reklama

Radović w końcu coś strzelił! Sęk w tym, że do swojej bramki

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

24 września 2016, 14:14 • 2 min czytania 0 komentarzy

Piłkarze to jedna z bardziej obrażalskich grup zawodowych. Możecie w to nie wierzyć, ale mamy z nimi do czynienia od wielu lat i choć nie należy uogólniać, nie rzucamy tego stwierdzenia ot tak sobie. Nie musimy jednak zdradzać kulisów naszej współpracy, by to pokazać, bo bardzo często jest tak, że panowie niespecjalnie kryją się z tym, że strzelili focha. 

Radović w końcu coś strzelił! Sęk w tym, że do swojej bramki

Weźmy wczorajszy mecz Wisły Kraków z Legią Warszawa. 64. minuta, Aleksandar Vuković dokonuje zmiany – ściąga z boiska Miroslava Radovicia, a wpuszcza na nie Kaspera Hamalainena. Kończący swój udział w spotkaniu Serb nie wygląda na zadowolonego i od razu, olewając wszelkie konwenanse,  udaje się w kierunku tunelu prowadzącego do szatni.

Opcje widzimy dwie:

a) tak dba o atmosferę w drużynie, że postanowił, nie tracąc czasu, przygotować szatnię na powrót drużyny. Wiecie – dobrze dobrana muzyka, może jakieś uspokajające kadzidełka i świeczki, obranie bananów ze skórki…

b) zmianę potraktował w kategoriach obrazy majestatu, więc w nosie miał resztę drużyny i szkoleniowca.

Reklama

Czyli tak naprawdę widzimy jedną opcję.

Nie przeczymy, że wczoraj na boisku było kilku słabszych legionistów, do zmiany pewnie bardziej kwalifikowali się inni, ale sprawa jest jasna – trener decyduje, piłkarz słucha. Nie zapominajmy również, że okoliczności były specyficzne, atmosfera w klubie jest już wystarczająco napięta, kibice po zwolnieniu Hasiego czekają na pozytywne sygnały, a i tak po ludzku – Vuković i Radović to dobrzy koledzy. I wiedząc o tym wszystkim, Serb i tak postanawia wykazać się całkowitym brakiem taktu. Przekaz: ciul z tym, on jest najważniejszy. Kompletny brak klasy.

Problem Radovicia wydaje nam się bardzo łatwy do zdiagnozowania. Gość postanowił wymazać z pamięci wszystko, co wydarzyło się w trakcie ostatnich kilkunastu miesięcy. Odejście z klubu dla pieniędzy, dwuznaczne z punktu widzenia kibica wypowiedzi, negocjacje z inną polską drużyną, spadek formy sportowej. Ot tak, udawajmy, że tego nie było i że Radović w dalszym ciągu jest liderem Legii zarówno na boisku, jak i poza nim.  Niby sprytne, niby mogło wypalić, ale nie do końca, bo kolejność jest najważniejsza. Najpierw strzelamy gole, później ewentualnie fochy. Najpierw w newralgicznych sytuacjach zachowujemy się tak, jak należy, a później korzystając z mocnej pozycji, ewentualnie zabieramy głos. Inaczej wygląda to po prostu żenująco.

Poza tym, konsekwencja. Jeśli siedzenie na ławce z kolegami w trakcie meczu było poniżej godności Radovicia, to w drodze powrotnej do Warszawy chyba też powinno, trzeba było wracać na własną rękę. No chyba, że chodziło tylko o tanią popisówę przed kamerami.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...