Reklama

Wisła na najlepszej drodze, by podzielić los Górnika

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

12 września 2016, 15:51 • 5 min czytania 0 komentarzy

Musimy się wam do czegoś przyznać – cały czas jakoś ciężko przejść nam do porządku dziennego nad wynikami, które notuje w tym sezonie Wisła Kraków. Tu nie chodzi nawet o jakieś dalekie wycieczki w przeszłość i fakt, że historia polskiej piłki w tym stuleciu przesiąknięta jest opowieściami o wielkiej na naszym podwórku Wiśle, przez co wielu innego oblicza krakowskiego klubu po prostu nie zna. Gdybyście przed startem tego sezonu powiedzieli nam, że Biała Gwiazda będzie wyglądała tak fatalnie, nie uwierzylibyśmy. Ba! Nawet jeśli taka prognoza padłaby już w środku całego zamieszania z Meresińskim, powiedzielibyśmy, że owszem – może się to odbić na postawie drużyny, no ale też bez przesady. Sprowadzanie wszystkiego do zawirowań, to tylko szukanie taniej wymówki. 

Wisła na najlepszej drodze, by podzielić los Górnika

Dlatego – jeszcze raz – ciągle czujemy się trochę nieswojo ze świadomością, że Wisła od siedmiu spotkań nie potrafi wyszarpać nikomu głupiego punkciku. Jednak czas i kolejne mecze robią swoje – im dalej w las, tym dziwimy się jakby mniej. Dziś coraz bardziej zasadne wydaje nam się za to pytanie: właściwe dlaczego Wisła miałaby nie podzielić losu Górnika Zabrze z zeszłego sezonu, oczywiście zakładając, że dotrwa do końca rozgrywek?

Z Ekstraklasy spaść można na sto różnych sposób, skąd więc akurat to porównanie? Cóż, dostrzegamy kilka punktów wspólnych.

Po pierwsze: mocna kadra. 

Mówicie, co chcecie, ale my będziemy się upierać, że:

Reklama

a) Górnik w poprzednim sezonie miał piłkarzy, którzy powinni walczyć o ósemkę,
b) Wisła ma w tym sezonie piłkarzy, którzy powinni walczyć o ósemkę.

W Zabrzu napastnika nie widzieli od czasu wyjazdu Zachary do Chin, ale gdy przykrywało się kartką nazwisko gościa, który występował na szpicy, wyglądało to całkiem przyjemnie. Nie było wiodącej postaci, gwiazdy, ale za to mieliśmy kilku ligowych wyjadaczy typu Sobolewski czy Madej i całą masę piłkarzy, którzy gwarantowali solidność, przede wszystkim Gergela, Dancha, Grendela, Kopacza czy Szeweluchina. Z czasem nawet pozycję bramkarza udało się ogarnąć, częściowo za sprawą Janukiewicza, częściowo Kasprzika.

O papierowej sile Wisły pisaliśmy wczoraj w zapowiedzi jej meczu i od tego momentu zdania nie zmieniliśmy. Jest jakość w tej drużynie, to ciągle ci sami piłkarze, którzy wyróżniali się na swoich pozycjach w lidze w zeszłym sezonie, grali lub ciągle grają w narodowych reprezentacjach, potrafią bronić, dogrywać, strzelać gole. Głowacki jest w słabszej formie? To nic, w linii obrony dalej mamy Jovicia, Guzmicsa, Sadloka i Mójtę. Każdy z nich potrafi grać w piłkę. I tak samo można powiedzieć o każdej formacji.

Nazwiska nie grają – prawda.
Zrobienie z tych nazwisk bandy partaczy to coś niebywałego – jeszcze większa prawda.

Po drugie: beznadziejny początek. 

Dwa sezony temu z ligi spadał GKS Bełchatów, który bardzo długo był rewelacją rozgrywek, do rundy wiosennej przystępował z siódmego miejsca w tabeli i zdecydowanie mniej punktów dzieliło tę drużynę od podium niż od miejsca spadkowego. Przypominamy o tym, bo nie ma reguły, różne drogi prowadzą do spadku, ale falstart to chyba najpopularniejsza. Jak zażre na początku, to jakoś już idzie, jak nie zażre, to trzeba kombinować.

Reklama

Górnik w zeszłym sezonie na tym etapie rozgrywek zdobył trzy punkty, dzięki remisom. W tabeli oczywiście figurowały dwa oczka ze względu na karę wlepioną przez Komisję Licencyjną, ale tak czy siak było beznadziejnie. Lepsze czasy nastały dopiero w końcówce września, gdy zabrzanie w końcu wygrali mecz (ze Śląskiem), a później zremisowali z Lechem, Legią i Lechią. Ale trzeba było się sporo namocować, by do tego doszło. Zmienić trenera, pozwolić mu spokojnie popracować, zrobić transfery, przemeblowywać skład, trochę „postraszyć” piłkarzy. Koniec końców Górnik zrywami łapał kontakt z resztą ligi, ale na stałe na właściwe tory wrócić się nie udało.

Wisła dziś, dzięki wygranej na inaugurację, ma trzy punkty, tyle też wynosi strata do przedostatniej drużyny, a cały proces powrotu do świata żywych jeszcze przed nią. Różnica taka, że tu przynajmniej na razie nikt za bardzo nie ma zamiaru się namocować. Z zapowiadanych transferów nici, a od trenera zalatuje lekką desperacją, bo po zwolnieniu współpracowników kreowany na tak charyzmatycznego gościa Wdowczyk, powinien chyba walnąć pięścią w stół. Inna sprawa – pewnie zbyt wielu chętnych na wskoczenie w jego buty nie ma. Drużyna ma wyjść z kryzysu sama, bez wyraźnych impulsów. Zgadzamy się, że czasami wystarczy jeden mecz na przełamanie i jakoś już idzie. Sęk w tym, że ile można na niego czekać?

Po trzecie: problemy organizacyjne. 

No i wracamy do gabinetów. Ani o tamtym Górnika, ani o tej Wiśle nie można powiedzieć: poukładane, prowadzone na zdrowych zasadach kluby. Ryba psuje się od głowy. Niesławne „zarządzanie po zabrzańsku” to efekt życia na garnuszku miasta i obsadzania ważnych stanowisk ludźmi, którzy mieli do tego takie kompetencje jak Dżoana Krupa i Czesław Mozil do nauczania języka polskiego. Sam sposób przeprowadzania tych zmian delikatnie rzecz ujmując wzorcowy nie był. No i wspomniany ujemny punkt kary nie wziął się znikąd. A później było jeszcze spłacanie trenerów, których trzeba było zwolnić, 69 piłkarzy na kontraktach czy nawet szczegół – przeciąganie liny zamiast współpracy ze stowarzyszeniem Socios Górnik, wyciągającym przecież pomocną dłoń. Nie było nagłego tąpnięcia. Wyszły lata zaniedbań.

W przypadku Wisły można powiedzieć, że takie tąpnięcie było, bo odszedł Cupiał, ale nie zapomnijmy, że organizacyjnie Wisła od dłuższego czasu była już wtedy na równi na pochyłej. Żadne wyjście w czystych papciach, raczej ewakuacja. Układanie tego wszystkiego od nowa było jednym z najbardziej absurdalnych scenariuszy w naszej piłce w ostatnich latach. Tak, pewnie pospieszyliśmy się z czasem przeszłym, bo różne wieści dopływają z Krakowa, ale wstrzymamy się z oceną. Tak czy siak na spokój na razie nie ma co liczyć.

*

Nie wykluczamy, że za chwilę Wisła sportowo odbije się od dna, zacznie regularnie punktować i całkowicie zaprzeczy powyższemu tekstowi, ale wybaczcie – na razie tego nie widzimy.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
1
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Komentarze

0 komentarzy

Loading...