Reklama

Nawet odpadnięcie z pucharów może być fajną historią. Dwumecz Jagi z Arisem

redakcja

Autor:redakcja

29 lipca 2016, 09:37 • 2 min czytania 0 komentarzy

Wiadomo, że zespoły z trzeciego czy czwartego miejsca Ekstraklasy, które dostają się do eliminacji pucharów, są z góry skazane na porażkę. W zasadzie musiałby stać się jakiś większy cud, by takie Zagłębie Lubin czy inny Ruch Chorzów (przed laty) awansowało do fazy grupowej Ligi Europy. Ba, patrząc na temat globalnie, tylko sześć razy doszło do sytuacji, że do LE zakwalifikowała się ekipa startująca od pierwszej rundy eliminacji. Nie ma co się oszukiwać: dla niedoświadczonych ekip przebrnięcie przez cztery fazy cało to cholernie trudne zadanie.

Nawet odpadnięcie z pucharów może być fajną historią. Dwumecz Jagi z Arisem

Dlatego doceniamy takie przykłady jak tegoroczne Zagłębie Lubin, ale mimo wszystko traktujemy je w kategoriach przygody. Zjawiska, które sprawia nam radość, ale za chwilę przeminie. Jednocześnie jesteśmy w stanie wybaczyć więcej – i tak nikt przecież nie spodziewał się cudów. Podobna sytuacja miała miejsce sześć lat temu. Jaga – jako zdobywca Pucharu Polski – zmagania zaczęła wprawdzie od trzeciej rundy, ale spokojnie możemy wpakować ją do podobnego worka i potraktować jako kopciuszka, drużynę z minimalnym doświadczeniem na salonach, po której nikt nie spodziewał się zbyt wiele. A ona jednak z dwumeczu z Arisem wyszła z twarzą.

Profesor Frankowski na ataku, Grosicki szarżujący na skrzydle, wsparcie od równie dynamicznych Kupisza i Makuszewskiego. Na bramce robiący furorę i kapitalnie zapowiadający się Sandomierski, w obronie człowiek-skała, czyli Skerla. Fajnie, naprawdę fajnie wyglądały te personalia, ale Aris i tak był drużyną, z którą nie mieliśmy prawa wygrać. Zamiast odebrania lekcji futbolu otrzymaliśmy jednak miłą niespodziankę. Walkę jak równy z równym i szanse na awans do ostatniej minuty.

1:2 u siebie i 2:2 na wyjeździe. Z tego dwumeczu najbardziej zapamiętamy zaskakującą postawę piłkarzy, bójki na trybunach i późniejsze wyrzucenie na nie Michała Probierza (ale spokojnie, nie łączcie jednego z drugim). To, co uchodziło mu płazem w polskiej lidze, czyli sędziowanie, obrażanie arbitrów i tak dalej, nie przeszło bez echa – szok i niedowierzanie – na arenie europejskiej. O dobrej postawie Jagiellonii niech świadczy fakt, iż Aris jakiś czas później po Probierza… zgłosił się sam. Że ten związek nie przetrwał pierwszej próby czasu – to już temat na inną opowieść.

Pierwszy mecz:

Reklama

Drugi:

Trybuny:

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...