Reklama

Sado-maso Ribery’ego – chciał zmasakrować Pepa, ale zranił sam siebie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

28 lipca 2016, 15:15 • 4 min czytania 0 komentarzy

Zjawisko wylewania żali przez piłkarzy po odejściu trenera, z którym nie łączyła ich chemia, jest w futbolu zjawiskiem aż nader często spotykanym. Jedni gryzą się w język bardziej i w odpowiedziach na niewygodne pytania starają się mimo wszystko zachować dyplomatyczną postawę, ograniczając się do półsłówek, inni natomiast nie boją się wyłożyć kawy na ławę. Ostatnio w ostrych słowach o Pepie Guardioli postanowił wypowiedzieć się Franck Ribery.

Sado-maso Ribery’ego – chciał zmasakrować Pepa, ale zranił sam siebie

W rozmowie z dziennikarzami Kickera było jeszcze dość delikatnie, choć tak naprawdę tylko ślepiec nie zauważyłby, że cała wypowiedź sprowadza się do wbicia szpilki Guardioli. – Ancelotti to dar dla Bayernu, pod jego wodzą znowu zaczynam czuć, że we mnie wierzą. Chodzi o kwestie związane z szacunkiem, zaufaniem i bliskością… Kiedy obecne są wszystkie te czynniki, nie daję z siebie 100 procent, lecz 150. Za trenera takiego jak Carlo jestem w stanie gryźć trawę, on wie, jak traktować graczy. To odpowiednia dla nas osoba. Potrzebuję ludzi takich jak on, Heynckes czy Hitzfeld – stwierdził Francuz.

Po dwóch golach w zremisowanym 3:3 sparingu z Milanem Ribery poczuł jednak napływ nadprzyrodzonej mocy i uderzył w Pepa już w dużo bardziej bezpośredni sposób. – Guardiola jest młodym trenerem, który pozbawiony jest doświadczenia. Czasami za dużo gada, a futbol jest przecież bardzo prosty. Nie możesz popełniać błędów takich jak ten z półfinału Ligi Mistrzów. Mueller nie grał od początku, zaś Jerome Boateng, choć pozbierał się już po kontuzji, nie został nawet powołany i mecz oglądał z trybun – pożalił się mediom po wspomnianym meczu towarzyskim.

Naszym zdaniem, jeśli ktoś tutaj za dużo gada, to sam Franck. Ribery odstawił bowiem właśnie szopkę typową dla graczy, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że miejsce w składzie nie należy im się z urzędu, po czym zrzucają całą winę na trenera. Oczywiście nie wykluczamy ewentualności, że coś po prostu przegapiliśmy i wszelkie triumfy przed 50. rokiem życia nie liczą się do CV, ale nazywanie niedoświadczonym szkoleniowca, który w futbolu zdobył wszystko, co było do zdobycia, to naszym zdaniem jednak mimo wszystko dość odważne słowa. Jasne, można w tym momencie po raz kolejny zacząć się sprzeczać, czy Guardiola w karierze trenerskiej dostawał samograje, ale – jakkolwiek patrzeć – nazywanie go gościem pozbawionym doświadczenia to według nas jednak naprawdę sroga przeginka.

Podobnie zresztą nie przekonuje nas wysnuwanie teorii, że Jerome Boateng w pierwszym meczu z Atlético nie zagrał wyłącznie z powodu widzimisię Guardioli. Sorry, ale jakoś trudno nam uwierzyć, że była to jedynie jego arbitralna decyzja podjęta bez żadnej konsultacji ze sztabem medycznym. Tym bardziej, że obrońca reprezentacji Niemiec poza grą był przez niemal dwa miesiące. Miał prawo nie być w pełni gotowy na starcie z ekipą, która słynie z tego, że w potyczce z każdym rywalem śrubę dokręca na maska? Pewnie, że tak. Zabijcie nas, ale jakkolwiek byśmy próbowali, jakoś nie potrafimy w tym wszystkim dostrzec sabotażu w czystej postaci. Jeśli natomiast chodzi o posadzenie na ławce Thomasa Muellera, pewnie i można polemizować czy rzeczywiście ten manewr okazał się trafiony, jednak mimo to mamy dziwne przeczucie, że nie zdecydowałby się on na przytaczanie tego argumentu, gdyby tylko w miejsce Muellera to on został wówczas desygnowany do gry od pierwszej minuty.

Reklama

Ribery – chcąc nie chcąc – przyznał właśnie, że pod wodzą Guardioli nie dawał z siebie wszystkiego. Nie dawał z siebie wszystkiego, bo Guardiola go nie lubił i nie głaskał go po głowie. Pewnie, zdajemy sobie sprawę z tego, że dobre pożycie z bezpośrednim przełożonym potrafi w wymierny sposób pomóc w osiąganiu optymalnej formy, jednak zrzucanie winy na szkoleniowca przy jednoczesnym przyznawaniu się do tego, że mogło się w tym kierunku zdziałać więcej jest dość bezczelne. Zawodnicy nie trenują przecież po to, by zyskiwać sobie sympatię szkoleniowców, lecz żeby w najgorszym przypadku po prostu nie dawać im żadnych argumentów, by dać się posadzić na ławce. Ot, kwestia profesjonalnego podejścia.

Ribery też chyba nie do końca rozumie, że w futbolu na najwyższym poziomie często już po prostu bywa tak, że jeśli odniesiesz poważną kontuzję, a po jakimś czasie doznasz kolejnego urazu wykluczającego cię z gry na kilka miesięcy, nikt nie może pozwolić sobie na to, by czekać na twój powrót z kwiatami i rozłożonym czerwonym dywanem. Szczególnie, gdy jesteś po trzydziestce. W twoje miejsce wskakuje ktoś inny, często młodszy, a potem już twoja w tym głowa, by udowodnić, że wciąż jesteś w stanie sporo wnieść. Współczujemy Franckowi tego, że w ostatnich trzech sezonach zdrowie nie zawsze mu dopisywało, ale tak najzwyczajniej w świecie wygląda brutalna futbolowa rzeczywistość.

Rozumiemy, że w ostatnim czasie Ribery miał prawo czuć się sfrustrowany, że jego ambicja wciąż wykracza poza bycie rezerwowym w Bayernie, jednak od faceta do przecież jeszcze całkiem niedawna uważanego za jednego z najlepszych na świecie można było się spodziewać nieco większej klasy. Przy tym wszystkim mamy też nadzieję, że za kadencji Carlo Ancelottiego rzeczywiście po raz kolejny będziemy mieli okazję zobaczyć jego najlepszą wersję.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Robert Gumny ma już sezon z głowy. Poważna kontuzja obrońcy Augsburga

Arek Dobruchowski
4
Robert Gumny ma już sezon z głowy. Poważna kontuzja obrońcy Augsburga

Komentarze

0 komentarzy

Loading...