Reklama

Hobby-player klasy światowej. Co słychać u Seby Giovinco?

redakcja

Autor:redakcja

25 lipca 2016, 16:44 • 3 min czytania 0 komentarzy

Masz 27 lat, a więc przed tobą najlepsze lata kariery. Nieźle grasz w piłkę – na tyle, że dwa razy zostałeś mistrzem Włoch, a nie tak dawno temu Juventus płacił za ciebie 11 milionów euro. Ostatnio grałeś mniej, ale nie zmienia to faktu, że parę zespołów z europejskiego topu widziałoby cię u siebie. Co robisz?

Hobby-player klasy światowej. Co słychać u Seby Giovinco?

– Idziesz grać do Kanady! – powiedział nikt, nigdy. 

Nikt, poza Sebastianem Giovinco.

Włoch to absolutnie kuriozalny przypadek. Jeden na milion. To znaczy: zacznijmy od tego, że piłkarz naprawdę dobry. W MLS jest niekwestionowaną gwiazdą, w debiutanckim sezonie został MVP, w tym pewnie znów będzie wśród głównych faworytów do zgarnięcia tej prestiżowej nagrody. Jakby to powiedział Tomasz Hajto: nie no, ale statystyki to on ma niemożliwe.

Sezon 2015 – 34 mecze, 22 gole, 13 asyst
Sezon 2016 – 19 meczów, 11 goli, 7 asyst

Reklama

W miniony weekend zapakował na przykład takiego hat-tricka:

Kanadyjscy dziennikarze sportowi żartowali swego czasu, że gdyby zawieszali monety w oczkach siatki, to potrafiłby strącić je wszystkie jedna po drugiej aż ci poszliby z torbami. Nauka nie poszła w las, bo w końcu przez kilka lat Giovinco mógł uczyć się wykonywania rzutów wolnych od Andrei Pirlo.

W czasie, gdy ostatecznie swoje walizki zapakował do samolotu zmierzającego w stronę Toronto, mówiło się o tym, że filigranowego Włocha widziałoby u siebie pół czołówki angielskiej Premier League. Liverpool, Arsenal, Tottenham. I dlatego to tak specyficzny przypadek. On wcale nie wybrał MLS dlatego, że tylko tam go chcieli. Przejrzeliśmy jednak kilka wywiadów z Giovinco i… jakoś przestaje nas to dziwić.

– Kiedy jem na mieście, wybieram zawsze włoskie restauracje – jakieś makarony, pizza. Gdy mam ochotę na pizzę, zawsze idę do Buca albo Capocaccia. 

– Nie, nie uczę się angielskiego. Podłapuję coś tam przy wywiadach, na ulicy, próbując rozmawiać z moimi kolegami.

Reklama

– Michael Beasley nieźle mówi po włosku, więc on mi pomaga zrozumieć, o czym się do mnie mówi.

– Po świetnym sezonie w Toronto nie myślałeś o powrocie do Europy?
– Nie, to był dopiero mój pierwszy sezon, a w Toronto jestem szczęśliwy.

Włoch wiedział doskonale, że w MLS ze swoją techniką, z organizmem, który wciąż sporo mu wybaczy, ma ogromne szanse zostać gwiazdą pierwszego szeregu. Twarzą ligi. A nie rywalizować o miejsce w składzie, co w Juventusie nie do końca mu wyszło.

Dwa lata w Kanadzie, a gość nadal udziela wywiadów przez tłumacza. Zna za to na pamięć rozkład miasta, gdy idzie o pizzerie, na bakier z jakimikolwiek rozpiskami od klubowego dietetyka. Będąc jeszcze przed trzydziestką, nie pali się szczególnie do powrotu do poważniejszej piłki, niż kopanie się z wiekowymi gwiazdami, dla których gra w Europie stała się już zbyt intensywna. Coś nam się wydaje, że gdyby dziennikarka Sportsnet.ca Kristina Rutherford (z jej wywiadu pochodzi większość cytatów) była jeszcze bardziej dociekliwa, to Giovinco zaraz by jej wyznał, że w sumie to… trochę przestało mu się chcieć.

A szkoda.

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...