Reklama

Filip, miło znów cię widzieć

redakcja

Autor:redakcja

24 lipca 2016, 19:51 • 4 min czytania 0 komentarzy

„Shoot-to-kill”. Nie wiemy, czy taki rozkaz otrzymał od Piotra Stokowca Filip Starzyński, gdy dziś wchodził na boisko, ale jeśli tak – wykonał go w stu procentach. Dwóch kontaktów z piłką potrzebował „Figo”, by zgasić światła przy Bułgarskiej i zepchnąć Bruk-Bet Niecieczę z fotela lidera. Najpierw miał okazję wyregulować celownik w narożniku boiska, później dostał stojącą futbolówkę dokładnie tam, gdzie lubi najbardziej. I tak jak koszykarze potrafią rzucać w meczu z zamkniętymi oczami ze „swojej klepki”, tak i Starzyński ze swojej trafił idealnie już przy pierwszym podejściu.

Filip, miło znów cię widzieć

Michał Probierz wtedy prawdopodobnie pozbawiony był już połowy obgryzionych aż do skóry paznokci, a Tadeusz Pawłowski drapał się nerwowo po czole, czekając na pierwszego SMS-a od dziennikarzy. Wszystkie wymówki o morderczych pucharowych bojach, którymi rok temu usprawiedliwiali ligowe wtopy właśnie poszły się… no wiecie, kochać. 90 minut w morderczym serbskim słońcu z Partizanem, 90 minut z Koroną, kolejne 120 minut z Partizanem, 90 w Poznaniu z Lechem. Bilans? Awans w Lidze Europy i fotel lidera z bilansem bramkowym 6:0 w Ekstraklasie.

Zagłębie pędzi jak TGV. To wygląda zupełnie tak, jakby piłkarze „Miedziowych” zamiast kumulować zmęczenie, nim właśnie się obecnie żywili. Dwie godziny harówki przeciwko drużynie, której zawodnicy za rok, dwa czy trzy będą skupowani za dziesiątki milionów euro? No to czemu by siłą rozpędu nie zdobyć Poznania, który od kilku lat pozostawał dla Zagłębia twierdzą nie do sforsowania?

„Miedziowym” raz jeszcze do granic możliwości udało się wyeksploatować każdą drobną niedoskonałość w poczynaniach przeciwnika. Pierwsza bramka? Wracając jeszcze do terminologii koszykarskiej – typowa sytuacja „mismatch”. Jakim cudem w ataku pozycyjnym przy Papadopoulosie, którego jednym z największych atutów jest gra głową, zostaje boczny obrońca Gumny (177 cm wzrostu), podczas gdy Wilusz (188 cm) i Arajuuri (192 cm) kręcą się zupełnie gdzie indziej? Druga? Znów częściowo winę ponosi Gumny, bo fauluje rywala w niebezpiecznej odległości od bramki, gdy do pomocy już nadbiega Tetteh. Gdyby zrobił to dziesięć minut wcześniej, gdy na boisku nie byłoby jeszcze Starzyńskiego – może by to jakoś uszło. A tak? Narobił sobie w papiery, bo początek meczu miał całkiem obiecujący.

Lech oczywiście mógł strzelić swoje, bo raz że Polacek wyglądał dziś na permanentnie podłączonego pod prąd, a dwa że Majewski dwoił się i troił, by w fazie rozegrania wyglądało to porządnie. Tylko powiedzcie szczerze – kto miał pomóc „Raddy’emu”? Robak, który skuteczność zostawił w Szczecinie? Formella, którego pierwsze zagrania leciały mniej więcej tak: strata, strata, strata? Drugi skrzydłowy, którego… nie było? A może Nicki Bille, który coraz mniej przypomina piłkarza, a w coraz szybszym tempie zmierza w kierunku bałwanka Michelin? Kiedyś opowiadaliśmy wam taką anegdotkę o tym, jak Grzegorz Król oszukiwał wagę u Dariusza Kubickiego (TUTAJ) i coś nam się wydaje, że tylko w taki sposób na raportach lekarzy Lecha BMI Nielsena wciąż nie wykazuje nadwagi.

Reklama

Osobne słowo należy się też dyskretnym bohaterom Zagłębia, bo to także, a może nawet przede wszystkim ich zwycięstwo. Po pierwsze – Jakub Tosik. Gość, po którym spodziewasz się raczej gry pod tytułem „wślizg, wślizg, wślizg”, dziś postanowił zabawić się w profesora środka pola. I pewnie gdybyście spytali Piotra Stokowca, kogo pochwali dziś w pierwszej kolejności, to nie mielibyście się prawa dziwić, gdyby wskazał właśnie swojego człowieka od czarnej roboty. Jarosław Jach pokazał z kolei, że jest bardzo pojętnym uczniem i jak wiele zdążył już podłapać od imponującego nam nie od dziś Macieja Dąbrowskiego. Blokował, przesuwał, nie pozwalał na wypracowanie sobie dogodnej pozycji, w zasadzie zaspał tylko raz, gdy do strzału głową po rożnym Lecha doszedł pilnowany przez niego Lasse Nielsen. A że do tego wszystkiego na swoim wysokim poziomie zagrał Dąbrowski, poniżej solidności nie zszedł Todorovski, a Cotra mógł śmiało rozwinąć skrzydła z przodu, bo przez większą część meczu grał na Formellę?

Cóż, Stokowiec mógł tylko rozłożyć leżaczek i kontrolować kątem oka, jak schematy nad którymi pracuje od wielu miesięcy, pięknie się zazębiają.

uUN3tYA

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...