Reklama

Może w pucharach jednak nie będzie tak źle? Zagłębie gra dalej!

redakcja

Autor:redakcja

21 lipca 2016, 23:08 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jeśli napisaliśmy po spotkaniu ze Sławiją Sofia mocno ironicznie „mamy to!”, teraz możemy tak powiedzieć bez cienia szydery – mamy to! Martwiliśmy się, że z europejskiej czwórki do brydża zostanie tylko Legia i będzie mogła sobie ułożyć jedynie pasjansa, ale nic z tego. Zagłębie pokonuje faworyzowany Partizan i gra dalej!

Może w pucharach jednak nie będzie tak źle? Zagłębie gra dalej!

W pierwszym meczu mieli masę szczęścia, ale dziś zagrali na poziomie, jakiego oczekujemy od naszych reprezentantów. To było najlepsze spotkanie w tej edycji europejskich pucharów w wykonaniu polskiego zespołu, choć oczywiście konkurencji zbyt wielkiej nie ma. Żadnego panicznego wybijania piłki, modlenia się o 0:0 i obrony Częstochowy. Nie, mądra konsekwentna gra, która pozwoliła osiągnąć cel.

A że droga wiodła przez ryzyko, czyli rzuty karne? Trudno – tam też trzeba umieć się odnaleźć. Zrobił to Polacek, który kapitalnie wyjął jedno uderzenie i zrobił to Vlasko, strzelając po profesorsku na wagę awansu.

Tak jak w pierwszym meczu, tak teraz było widać kto jest z piłką w bliższych relacjach i komu ona mniej przeszkadza. Ale znów dajcie spokój, Partizan to wciąż tylko Partizan, żadna Barcelona, żeby tej różnicy w wyszkoleniu nie zatrzeć innymi elementami gry. Zagłębie grało mądrze, podchodziło do rywala agresywnie i często szybko odbierało piłkę – Miedziowi trafili też z arbitrem, bo sędziujący Ukrainiec pozwalał na walkę i nie gwizdał każdej pierdoły. W każdym razie, nie raz, Partizan wybijał na oślep, nie dwa, po przebitkach futbolówka spadała pod nogi facetów w pomarańczowych strojach. Nie był to przypadek – podopieczni Stokowca po prostu mądrze się ustawiali. Czyli do ambitnej gry dołożyli dobry plan taktyczny, więc zrobili coś, do czego nie zbliżył się ani Piast, ani tym bardziej Cracovia.

Jednak wiadomo – fajnie jest powalczyć, ale futbol polega jednak na strzelaniu bramek. Widać było, że Zagłębie bardzo, bardzo chce, a dowodem niech będą strzały Macieja Dąbrowskiego i Krzysztofa Piątka, które wymagały sporej wyobraźni. Zresztą ten drugi w pierwszej połowie przeprowadził najgroźniejszą akcję, zszedł z piłką z lewego skrzydła i uderzył, a futbolówka po małym rykoszecie sprawiła kłopoty bramkarzowi. Partizan? Jedna groźniejsza kontra, później strzał po rożnym przy błędzie Polacka. Nie ma się czego bać.

Reklama

Druga połowa wyglądała podobnie, to Zagłębie zdawało się być konkretniejsze. Partizan miał tylko uderzenie Radovicia, kiedy Lubinanie raz obili słupek, a raz prawie zmusili rywala do samobója. No, to może w dogrywce, ze względu na okoliczności Zagłębie modliło się o życie? Mieli przecież za sobą mecz ligowy, Partizan nie, oraz grę z myślą, że każdy gol dla rywala jest dla nich jak wyrok. Tymczasem poza początkiem, to podopieczni Stokowca wyglądali lepiej. Nie łapały ich skurcze, w przeciwieństwie do ciągle leżącego rywala, a Tosik mógł i powinien strzelić swoją patelnię. Partizan odpowiedział uderzeniem Vlahovicia po błędzie Polacka, który przed karnymi był pewny jak inwestycja w Amber Gold, tyle.

Jesteśmy optymistami z dwóch powodów. Po pierwsze, kolejny rywal – duński SønderjyskE, to na pewno nie jest dużo wyższa półka, o ile w ogóle. Po drugie, Zagłębie się wzmocni i to konkretnie. Za sterami najprawdopodobniej usiądzie przecież Filip Starzyński.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...