Reklama

Za młodu PlayStation, później szachy. Paweł Nowak wspomina karierę

redakcja

Autor:redakcja

09 czerwca 2016, 18:48 • 9 min czytania 0 komentarzy

Który piłkarz Parmy go przeraził? Dlaczego pewnego razu za jego samochodem oglądał się cały Gdańsk? Kto jest lepszy w szachy – on czy Łukasz Surma? W kolejny odcinku „Ale to już było” przepytaliśmy Pawła Nowaka, byłego piłkarza m.in. Wisły Kraków, Cracovii i Lechii Gdańsk. Zapraszamy!

Za młodu PlayStation, później szachy. Paweł Nowak wspomina karierę

Kariera z dzisiejszej perspektywy – spełnienie czy niedosyt?

Patrząc z perspektywy małego dzieciaka, gdy zaczynałem w szkółce piłkarskiej Wisły Kraków, to marzyłem o grze w Ekstraklasie. Działały na mnie spotkania z seniorami, kiedy wchodzili po nas na treningi. Może nie jestem szczególnie spełniony, ale zadowolony już tak, bo wielu chłopakom nie udało się dojść do tego szczebla co ja. To perspektywa dziecka, natomiast teraz jako dorosły facet zmieniłbym niektóre rzeczy, by osiągnąć więcej. Na przykład gdy szybko trafiłem do ekstraklasowej Wisły, w wieku 18 lat za trenera Łazarka, później Smudy, to myślę, że za mało dałem z siebie, skupiałem się na wielu innych sprawach, nie tylko na piłce. Poświęcając czas jedynie futbolowi mogłem wygrać więcej.

Największe spełnione piłkarskie marzenie?

Osiągnąłem tylko i wyłącznie to, że jako nastolatek zdobyłem mistrzostwo Polski z Wisłą Kraków. Zaliczałem epizody, wchodziłem na końcówki, ale tamta drużyna była zbyt mocna i nie miałem wielu szans na grę. Jednak mam medal, mogę się tym szczycić. Też występy w kilku meczach europejskich pucharów są moim sukcesem.

Reklama

Największe niespełnione piłkarskie marzenie?

Nigdy nie założyłem koszulki reprezentacji Polski, a myślę, że dla każdego sportowca to jest cel.

Duży zagraniczny transfer, który nie doszedł do skutku?

Nie było takiego.

Najlepszy piłkarz, z którym grał pan w jednej drużynie?

Trudne pytanie, bo wymienię jedną osobę, a pominę inną. Najlepiej współpracowało mi się z Łukaszem Surmą. To był taki typ zawodnika, który gdy stał za mną w defensywie, to czułem się o 30 % bezpieczniej. Wszystkie uwagi jakie mi przekazywał, rozmowy na temat piłki i wydarzeń boiskowych, potwierdzały jego doświadczenie. Łukasz świetnie rozumiał grę, decyzje przez niego podejmowane wprowadzały duży spokój, był też dobrym duchem drużyny.

Reklama

Najlepszy piłkarz, przeciwko któremu pan grał?

Gdy zanotowałem 30-minutowy epizod w meczu z Parmą, naprzeciwko mnie grał Lilian Thuram. Wyróżniał się spokojem, ale to też chyba wynikało z mojego przerażenia, że rywalizuję z takim przeciwnikiem – spokojnie wygrywał wszystkie starcia, Wisła nie atakowała groźnie jego stroną. Drugi zawodnik to Juan Sebastian Veron, którego podziwiałem nie tylko z perspektywy boiska, ale i oglądając go wcześniej czy później w telewizji. Po przyjęciu zagrywał 20-30 metrowe dokładne podania, grał kombinacyjnie, szukał sobie miejsca i wychodził na pozycję, miał też dobry drybling.

Najlepszy trener, który pana trenował?

Każdego trenera szanuję za to, co dla mnie zrobił, bo szkoleniowiec jest przede wszystkim od tego, żebym przy nim rozwijał się jako zawodnik. Nie chciałbym wymieniać jednego, bo wszyscy dali coś od siebie, bym nawet w wieku 33 lat stał się lepszym piłkarzem.

Najgorszy trener, z którym miał pan przyjemność?

Myślę, że na poziomie Ekstraklasy każdy trener próbuje się rozwijać na tyle, na ile ma możliwości. Nie chciałbym tego wątku poruszać, to byłoby niemiłe z mojej strony, gdybym publicznie oceniał, co dany szkoleniowiec mógł i chciał zrobić. To mogło nie podobać się mi, ale kibicom i reszcie zespołu już tak. Jestem też na dorobku trenerskim, zaczynam kursy, więc nie byłbym kompetentny.

Gej w szatni? Spotkał pan takiego chociaż raz?

Nie.

Najlepszy żart, jaki zrobili panu koledzy? Kto i gdzie?

Przywiązanie około 20 plastikowych butelek do samochodu, gdy byłem w Lechii Gdańsk. Jechałem przez miasto jak na weselu, bo tłukły mi te butelki, miałem włączone radio, jeszcze siedział obok mnie Łukasz Surma i mówił, żebym dał głośniej. A jadący za mną koledzy mieli ubaw i pewnie ludzie, którzy byli wtedy w mieście też. Cała drużyna się w to zaangażowała, ale numer wymyślił chyba Krzysiu Bąk.

Najlepszy żart, który wykręcił pan?

Nie przypominam sobie, nie byłem typem żartownisia.

Kim chciał pan być po zakończeniu kariery i jak bardzo marzenia różnią się od rzeczywistości?

Jak byłem młodym chłopakiem to powiedziałem sobie, że nie będę miał do czynienia ze sportem po karierze, bo wymaga to ode mnie dużo sił i wyrzeczeń. Teraz, gdy nie gram już w Ekstraklasie, czy na zapleczu, to wiążę nadzieje z piłką nożną. Będąc zapatrzony od 9. roku życia na futbol, trudno byłoby mi robić cokolwiek innego, bo nie za bardzo umiem. Próbuję, będę się zapisywał na kolejne kursy trenerskie, mam swoją akademię z Krzysiem Radwańskim i Filipem Surmą, oddziały są blisko Krakowa, mamy tam około 140 dzieciaków. Na razie szkolę dzieci i pilnuję, aby ta akademia się rozwijała.

Co kupił pan za pierwszą grubszą premię?

Nie pamiętam, ale myśląc, co ja robiłem dostając w tamtym czasie premie… To są rzeczy nie do publikacji.

Największa suma pieniędzy przepuszczona w jedną noc?

Nie chcę być potem odbierany przez ludzi na zasadzie – co ten gość zrobił? Była to duża suma, ale nie jestem celebrytą i nie chcę nim być. Na pewno to nie były setki złotych, tylko troszkę więcej. Teraz też się stukam po głowie i myślę, co ja robiłem.

Najbardziej pamiętna impreza po sukcesie?

Po awansie z Cracovią z trzeciej ligi do drugiej, wtedy to było zaplecze Ekstraklasy. Jechaliśmy przez całe miasto dorożkami na rynek – mieliśmy wtedy może nie rodzinną, ale na pewno nie sztuczną atmosferę w klubie, każdy chciał dać z siebie jak najwięcej. Pomagała nam Grupa 100, która była blisko związana z Cracovią, Comarch też działał, ale nie w takim stopniu jak teraz. W Krakowie po sukcesach zawsze się działo. Pamiętam też coś porównywalnego, po zremisowanych derbach 2:2 z Arką, kiedy przegrywaliśmy 0:2, a wyrównanie padło w niesamowitych okolicznościach, w doliczonym czasie gry. Wróciliśmy na Traugutta, a tam tłum. Miłe wspomnienia.

Z którym piłkarzem z obecnych ekstraklasowiczów zagrałby pan w jednej drużynie?

Byłby to Rafał Murawski i Łukasz Surma. Rafał, ponieważ w tym wieku i przy takim doświadczeniu, jego kreatywność, zagrania, decyzje podejmowane na boisku, bardzo pomagały drużynie. Cenię go za formę jaką osiągnął i wydaje mi się, że w tym sezonie była ona reprezentacyjna.

Z którym z obecnych trenerów Ekstraklasy chciałby pan pracować?

Może nie z Ekstraklasy, ale wybrałbym Tomasza Kafarskiego, który pracuje obecnie w Bytovii. Nigdy nie było z tym trenerem złych sytuacji, mógłbym teraz zadzwonić i byłaby to miła rozmowa. Szkoda, że tamta Lechia nie dostała się do pucharów, zostalibyśmy lepiej zapamiętani. Było blisko, ale zajmowaliśmy ósme-dziewiąte miejsce i niedługo nikt nie będzie tego zespołu kojarzył.

Poziom Ekstraklasy w porównaniu do pana czasów – tendencja wzrostowa czy spadkowa?

Myślę, że liga się rozwija. Kluby sprowadzają coraz lepszych zawodników, mają na to więcej pieniędzy. Nie gram w Ekstraklasie, ale jako kibic sądzę, że podział po 30 kolejkach – mimo że są drużyny pokrzywdzone – jest atrakcyjny. Widać, jak rozgrywki się wyrównały, każdy mecz ma swoją stawkę. Wydaje mi się, że tendencja jest wzrostowa.

Najcenniejsza pamiątka z czasów kariery piłkarskiej?

Zdjęcia z Janem Pawłem II gdy gościliśmy w Watykanie z Cracovią.

Pierwszy samochód?

Renault Clio

Najlepszy samochód?

Nie mam się za bardzo czym poszczycić, kupiłem go gdy grałem w Cracovii i w tamtych czasach to była fajna fura. Audi A4, 2,5 litra. Dalej drepczę nim po ulicach.

Który polski piłkarz ma szansę zrobić wielką karierę?

Kapustka. Ogólnie podobają mi się zawodnicy, którzy są kreatywni i podejmują ryzyko. On to ma, daje piłki otwierające, szuka niekonwencjonalnych rozwiązań, a skoro robi to w tym wieku, ma wielkie możliwości. Do tego dobre cechy motoryczne – jest szybki i energiczny. Jeśli się nie popsuje, spora przyszłość przed nim.

Artykuł prasowy o panu, który najbardziej zapadł w pamięć?

Nie przypominam sobie takich.

Ulubione zajęcie podczas zgrupowań?

Gdy byłem nastolatkiem to PlayStation. Natomiast potem, gdy byłem starszym facetem, to gra w szachy z Łukaszem Surmą. Większość potyczek wygrałem!

Ulubiony komentator?

Marcin Rosłoń

Ulubiony ekspert?

Filip Surma

Największy jajcarz, z którym dzielił pan szatnię?

Próbował robić dowcipy Krzysiu Bąk i jestem też tego ofiarą, więc można go wytypować do tej roli. Ale był też Tomek Siemieniec, obecnie kierownik Cracovii. Nie potrzeba przy nim radia – anegdoty, wiadomości, kawały, on się tym zajmował w szatni.

Największy pantoflarz?

Ja byłem pantoflarzem! Nigdzie nie mogłem wychodzić, mieliśmy spotkania, zakończenia, wkupne, to zawsze miałem problemy i większość odpuszczałem.

Największy podrywacz?

Nie wiem.

Największy modniś?

Krzysiu Przytuła bardzo zwracał uwagę na ubiór, też Mateusz Bąk z Lechii.

Najlepszy prezes?

Prezesi, którzy sprowadzali mnie do Lechii, czyli Maciej Turnowiecki i Błażej Jenek. Kontakt z nimi był zupełnie inny od pozostałych, sympatyczny i na stopie koleżeńskiej, choć też potrafili być wymagający. Może różni się mój odbiór tych prezesów, bo miałem 30 lat, a wcześniej jako człowiek młodszy, to trudno mi porównywać na przykład prezesa Filipiaka. W każdym razie, nigdy nie spotkałem się z tym, żeby rządzący w Lechii mnie obrażali, ani nigdy o takich wypowiedziach nie słyszałem.

Najgorszy prezes?

Myślę, że takiego nie było, bo prezesi, którzy sprowadzali mnie do klubu dawali mi szansę. Akurat to, że różnie się wypowiadali o mnie, było spowodowane moją grą i zachowaniem. Może to ja prowokowałem takie sytuacje.

Największe opóźnienie w wypłaceniu pensji?

Poroniec Poronin, w którym grałem w trzeciej lidze. Jednak trzeba też podkreślić, że ci państwo mieli wielkie problemy finansowe, a w bardzo kulturalny, uczciwy i rzetelny sposób, ostatecznie wypłacali te pieniądze. Szanuję to, że mimo kłopotów obiecali dotrzymanie umowy. Tak się stało, że to był mój najdłuższy okres, ale w pełni zrozumiały. Trwało to około pół roku.

Najlepszy kumpel z boiska po zakończeniu kariery?

Obecnie Krzysiu Radwański, mam z nim kontakt, bo pracujemy wspólnie przy akademii. Bliską znajomość utrzymuję z Marcinem Cabajem, no i teraz troszeczkę mniej, ale wciąż z Łukaszem Surmą. To moja wina, bo kiedy odchodziłem z klubów, to zrywałem kontakty, a potem trudno mi je odnowić. Okrojona jest teraz liczba przyjaciół, z którymi wymieniam uwagi, spotykam się i dzwonię. Nie wiem, jakiś taki dziwny jestem w tych sprawach.

Obozy sportowe – bieganie po górach, czy bieganie po górach z kolegą na plecach?

Jak byłem młody to biegaliśmy, weszliśmy nawet na Kasprowy Wierch. Później te metody treningowe się zmieniały i wyjeżdżaliśmy nawet w góry, ale bez biegania po nich. Uważam, że to nie jest dobry sposób na przygotowania do sezonu.

Najgroźniejsza kontuzja?

Prawie całkowite zerwanie mięśnia łydki, na długości od kolana do Achillesa łydka rozeszła mi się prawie na pół. To było w rundzie wiosennej, gdy po barażach awansowaliśmy z Cracovią do Ekstraklasy.

Czego zazdrości pan polskim dzisiejszym piłkarzom?

Niczego.

Przygotował PP

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...