Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

05 maja 2016, 14:08 • 7 min czytania 0 komentarzy

Muszę posypać głowę popiołem. Uważałem – uwaga, uwaga, proszę szykować ostrą amunicję – ligę hiszpańską za nudziarstwo. Dwie drużyny mocujące się ze sobą cały rok, odprawiające rywali tydzień w tydzień na totolotka, czyli piątką albo szóstką? Podajcie pilota. Nie ma dla mnie nic bardziej zniechęcającego, niż gdy jest 4:0 do przerwy. Sam pan Bóg mógłby wtedy wejść w przerwie, ale jeśli wszedłby do drużyny prowadzącej, i tak bym zasnął.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

La Liga wytrąciła mi wszystkie argumenty z rąk. To jest dominacja, jaka nie powinna się przydarzyć przy sile ekonomicznej Premier League, przy rosnącym znaczeniu – i zdrowych fundamentach – Bundesligi, przy wciąż kilku bastionach poważnego futbolu w calcio, przy coraz większej liczbie kasy pompowanej w piłkę w różnych zakątkach Europy. A jednak ta dominacja jest niezaprzeczalnym faktem. Hiszpanie panują i koniec.

A niechby sobie nawet panowali, rozkładali na łopatki rywali raz po raz w Europie, z tym jeszcze mógłbym wejść do ringu. Ale PSG wygrało Ligue1 chyba jeszcze w zeszłym sezonie.

Ale fachowcy noszą Tuchela w lektyce, a i tak wygra po staremu Bayern.

Ale Serie A na półmetku była wyścigiem pięciu, sześciu nieprzewidywalnych koni, by na finiszu wszystkich o okrążenie wyprzedził Juventus.

Reklama

Ale W Anglii, owszem, historia piękna, zwycięstwo Leicester jest marketingowym zwycięstwem całej Premier League, bo „Lisy” grasują nawet po Teleexpresach i dyskutuje się o nich nad bigosem, jednak fakty faktami:

Gra skończona. Jak prawie wszędzie wśród lig o globalnym zasięgu. Wszędzie do rozdania jakieś puchary Ekstraklasy i rodzime Intertoto, wszędzie poza La Liga. Tu mamy trzech gości bijących się na noże w budce telefonicznej. Tu mamy potencjał pod fenomenalny finisz, a konkurencji brak.

A jakby tego było mało, jeszcze elektryzujące derby Madrytu na San Siro o prymat na kontynencie.

Więcej jako liga wygrać nie można.

Na rekordową umowę sprzedaży praw telewizyjnych, która wejdzie w Anglii w życie od przyszłego sezonu, La Liga odpowiedziała najlepiej jak tylko umiała.

***

Reklama

Ronaldo nie jest piłkarzem z mojej bajki, podejrzewam zresztą, że jest piłkarzem z mało czyjej bajki. Wiadomo jaki jest i co tak wielu w nim przeszkadza – nie otwieram tej puszki, bo chcę napisać o tym, za co najbardziej go szanuję.

Oczywiście, że najlepiej bronią go wyniki. Gdy powiedział w wywiadzie UEFA, że już zyskał miejsce w historii futbolu, wcale mnie to nie oburzyło, bo to szczera prawda. Żyliśmy w jego erze, była okazja podziwiać wybitnego gracza – następne pokolenia będą nam zazdrościć tak, jak ja zazdroszczę poprzednim oglądania Maradony czy Cruyffa.

Wczoraj patrzyłem jak człapało City, jak Yaya Toure myślami był na swoim koncie bankowym zamawiając złote wycieraczki do helikoptera. Nie odmawiam „The Citizens” profesjonalizmu, ale odmawiam im chęci zwycięstwa za wszelką cenę. Nie było w nich głodu zwycięstwa, tego głodu, którym tak imponuje choćby Atletico.

Nawet jestem w stanie pokusić się o przyczyny – taki Sterling, młody chłopak, zwykły chłopak, a nagle o statusie gwiazdy filmowej, z wszystkimi pieniędzmi świata.

To otwiera naprawdę wiele opcji.

Niejedna może w niektórych oczach okazać się bardziej kusząca, niż jazda na dupie dziewięćdziesiąt minut w meczu piłkarskim, choćby i półfinale Ligi Mistrzów.

Nie zamierzam jechać po Sterlingu, to czasy nastoletnich krezusów w piłce, a każdemu ciężko byłoby się skupić tylko na futbolu, gdyby w takim wieku tyle zarabiał i miał taki status. W City są umiejętności, ale myślę, że jak mało gdzie ta drużyna reprezentuje nasycenie. Nawet nie tyle sukcesami, co forsą.

I teraz wchodzi Ronaldo, jeden z najlepiej zarabiających piłkarzy świata, atakujący swoim wizerunkiem z lodówki, z kosmetyczki, wyłażący z czipsów. Gość, który mógłby jutro skończyć karierę, nic już nie wygrać, a i tak będzie w panteonie futbolowych gwiazd.

Ale on wychodzi na Sporting Gijon i myśli tylko o tym, żeby wygrać. A jak jest 3:0, to żeby wygrać 6:0.

Wyszedłby na sparing ze Złoczevią Złoczew i gonił kolegów przy 11:0 w trzynastej minucie, bo skoro można wygrać wyżej, to jak można nie próbować?

Kiwałby się z psem i znalazł sposób, by zrobić z tego śmiertelnie istotny pojedynek.

Tak, z tej cechy wynikają też złe zachowania, potrafi się przebić egoizm, złe decyzje, frustracja,  jątrzące słowa. Ale wiem jedno:

Nigdy nie zobaczę Ronaldo snującego się beznamiętnie jak wczoraj Toure. Może zagrać słabo, ale nigdy porażka po nim nie spłynie.

Szanuję.

***

Griezmann, czy jest człowiek, mający bardziej niewdzięczną piłkarsko rolę, a lepiej ją spełniający?

Atletico, drużyna zmontowana wokół rozszarpywania ataków na strzępy, a tu człowiek, który ma odpowiadać za ofensywę. Za strzelanie goli, choć przez większość czasu kolegom chodzi o zupełnie inne cele.

A jednak się udaje. A jednak w tak niesprzyjających okolicznościach natury udaje mu się regularnie dziurawić siatki rywali.

To jest już, tu i teraz, piłkarz absolutnego piłkarskiego topu. Niektórym trudno się z tym oswoić, bo nie stoi za nim maszyna medialna, bo dziś by być uznawanym za gościa z Top 3 trzeba grać w klubie o globalnym zasięgu, a Atletico do takiego miana jeszcze tylko aspiruje (choć coraz mocniej).

Tylko mi go nie zepsujcie biorąc do jakiegoś Man City czy Man Utd, nurzając w forsie. Coś mi podpowiada, że to jest gość, który mógłby wtedy popłynąć, ale trzymany za mordę przez Simeone może zdobyć – tak tak – Złotą Piłkę.

Odzwyczailiście się od myślenia, że Złotą Piłkę może zdobyć ktoś spoza dwójki Messi – Ronaldo, ale ten czas nadchodzi coraz większymi krokami. Zresztą, realne, że już w tym roku. Czy mistrzostwo Europy dla Tricolores jest nierealne? Nie, Francja to faworyt, a Griezmann ma być pierwszą strzelbą. Czy podwójna korona Atletico jest nierealna? Też nie. Może nie jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz, ale to jest sukces w zasięgu ich ramion.

Mamy maj, a istnieje scenariusz nie z pogranicza science-fiction, wedle którego kluczem do wszystkich najważniejszych piłkarskich zamków 2016 roku jest Griezmann. Sam ten fakt mówi swoje.

***

Monachium mało w dniu podpisania z Pepem kontraktu nie ogłosiło święta i dnia wolnego od pracy. Wystrzały korków od szampana słychać było od Manchesteru przez Mediolan, Turyn, aż po siedziby wszelakich federacji z brazylijską na czele.

I co się stało? Nie kupuję retoryki, że przegrał. Ale czy zawiódł? Tak, tu jest pole do dyskusji. Na pewno natomiast został Pep sprowadzony z nieba na ziemię. Wówczas, przed Bayernem, jego status był taki: Guardiola na dachu, dwa piętra wolne, dopiero potem reszta. Teraz, ot, „tylko” jeden z najlepszych, na pewno nie w żółtej koszulce lidera. Może się specjalnie nie potłukł spadając, może wizyta na OIOM-ie nie jest potrzebna, ale nie okazał się też na Camp Nou człowiekiem nie do zastąpienia, a są dziś w branży ludzie o większej reputacji.

***

Cieszą mnie sukcesy Zagłębia Lubin i w zasadzie pewne utrzymanie Korony Kielce. Kluby te pokazują, że można zbudować Ekstraklasę w średniej wielkości mieście, że nie trzeba też wydawać na to horrendalnych kwot.

Oczywiście lepszym przykładem jest Lubin, gdzie zbudowano nowoczesną akademię, gdzie wprowadza się odważnie juniorów, a drużyna pod batutą Stokowca gra mądry futbol. Jakże wymowne jest zestawienie dzisiejszego Zagłębia z tamtą przepłaconą bandą najemników, która zleciała kiedyś z hukiem z ligi. Inny świat.

Ale Koronę też doceniam, choć w dużej mierze przez osobą trenera Brosza, który paczkę graczy niechcianych, skreślanych, wyciągniętych nie wiadomo skąd, przemienił w groźną dla każdego i gwarantującą ciekawe mecze ekipę. Powiem wam szczerze: na niczyje mecze tej wiosny w Ekstraklasie nie polowałem tak, jak na koroniarzy. Przegrywali, tracili głupie gole, ale gwarantowali emocje i element zaskoczenia.

Teraz jest dobrze, u jednych i drugich, Stokowca i Brosza wszyscy klepią po plecach. Moim zdaniem włodarze zdali jeden istotny test: znaleźli właściwych ludzi na diabelnie ważne stanowisko. Wkrótce przyjdzie drugi test: czy zerwą ze staropolską tradycją i zaufają trenerowi w pełni także w trudnych chwilach, które niechybnie przyjdą, bo zawsze przychodzą.

***

Wszyscy znamy tragiczną historię wypadku piłkarzy Wólczanki Wólka Pełkińska. Na miejscu zginęli piłkarze -Patryk Szewczak, Kamil Oślizło, Mariusz Korzępa, bracia Kamil i Rafał Pydych. Ich brat Krystian walczy o życie i można pomóc mu w tej walce, każdy grosz się przyda. Zgłosił się do mnie pan Łukasz Popławski z prośbą o wypromowanie aukcji na rzecz Krystiana, ale nim przyszedł czwartek ta wygasła, więc podaję bezpośredni link do konta.

Konto Pani Bogumiły Pydych:
Bogumiła Pydych
Tytuł: „Darowizna dla Krystiana Pydycha”
KONTO BANKOWE: 68 2490 0005 0000 4000 5857 5080
Dla wpłat zagranicznych:
Iban: PL68 2490 0005 0000 4000 5857 5080
Swift Code: ALBPPLPW
W związku z tragedią wielu rodzin, klub Wólczanka Wólka Pełkińska otworzył rachunek dla potrzebujących pomocy i rehabilitacji.
Nr. rachunku – 74 8642 1142 2014 2409 4586 0001

Leszek Milewski

Najnowsze

Ekstraklasa

Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Szymon Piórek
2
Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...