Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

28 kwietnia 2016, 12:34 • 8 min czytania 0 komentarzy

Tydzień temu pisałem o bestialskim faulu Funesa Moriego, który dokonał zamachu na nogę Origiego. Przypadek przykry, ale dotyczący multimilionera, więc kontuzjowanego stać na wybór dowolnego lekarza świata, a jak mu się zamarzy, to każe doktorowi operować na Seszelach. Prawdziwy problem dotyczy niższych lig, gdzie możesz maksymalnie liczyć na zwrot za dojazd, ale kontuzja? Kontuzja może całe twoje życie postawić pod znakiem zapytania. Dokładnie w takiej sytuacji jest Piotrek Bargieł spod Zamościa, który do mnie napisał, a dla którego pasja do piłki, zamiast frajdą i skarbem, może stać się miną rujnującą zdrowie.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

– W październiku tego roku skończę 23 lata. Gram w piłkę odkąd pamiętam, należę do pokolenia, które grało od rana do wieczora. Predyspozycji zawodowych na Ekstraklasę nie miałem, ale wiadomo, zawsze się marzyło…

Kiedy skończyłeś marzyć o poważnym graniu?

Nigdy. Życie nas zaskakuje, a w piłce liczy się nie tylko talent, ale też pracowitość – ona odgrywa w zasadzie większą rolę, a tej mi nigdy nie brakowało.

Na jakim poziomie grałeś?

Reklama

W juniorach Hetmana Zamość dawniej, później Echo Zawady, a ostatnio STS Gryf Zamość – poziom okręgówki, niestety teraz A-Klasy, bo spadliśmy. Kontuzja przydarzyła mi się 3 października, gdy akurat zacząłem dostałem od trenera duże zaufanie i czułem, że dochodzę do coraz wyższej formy.

Opowiedz jak wyglądało to zajście.

Druga minuta meczu. Kolega wrzuca piłkę z autu na wysokości pola karnego, ta trafia do mnie. Chciałem strzelać, bo byłem na rogu pola bramkowego, ale zostałem bestialsko zaatakowany przez bramkarza dwoma wyprostowanymi nogami. Nie wiem czy on w ogóle kalkulował, czy w ogóle myślał co się może stać przy takiej agresji. Zabrała mnie karetka, był to mój ostatni mecz. Diagnoza: więzadło krzyżowe przednie całkowicie zerwane, poboczne boczne (strzałkowe) też całkowicie, tylne całkowicie bądź częściowo zerwane, pęknięta łękotka boczna.

Chociaż była jakaś skrucha z jego strony?

Nie, nie zostałem przeproszony, choć byłoby to miłe, bo przecież różne rzeczy zdarzają się na boisku, także te mniej przyjemne, czasem parę słów to już coś, ale nikt z tamtego klubu nawet się nie odezwał. Cieszę się natomiast, że mogę liczyć na swój Gryf – prezesi powiedzieli, że mnie nie zostawią, już pod koniec stycznia został zorganizowany turniej ze zbiórką pieniędzy dla mnie na moją rehabilitację. W najbliższym czasie podczas jednej z kolejek weekendowych mają być też sprzedawane cegiełki. Drużyny zrzeszone w strukturach ZOZPN będę miały możność sprzedawania cegiełek, z których zebrane fundusze zostaną przekazane na moje leczenie.

Czy kontuzja na boisku skomplikowała ci też plany zawodowe?

Reklama

Pracuję w jednej z większych firm logistycznych i zachowali się tam bardzo w porządku. Szef powiedział, żebym zdrowiał, leczył się, a miejsce na mnie czeka. Jednak moje leczenie się przeciąga, a co do renty to wiemy jak to u nas jest, ludzie z poobcinanymi kończynami lub jakimś stopniem niepełnosprawności mają czasem problem by ją otrzymać, a co dopiero ja. Nie myślę jednak o tym, chcę wrócić do pełni sprawności, a także do piłki, wyznaczam sobie jak najwyższe cele.

Jak wygląda twoja sytuacja na dzień dzisiejszy?

Jestem po pierwszej operacji, którą przeszedłem 14 stycznia, czeka mnie kolejna operacja, teraz od początku muszę mieć zrobioną ponowną rekonstrukcję. Funkcjonuję, ale nie mogę wykonywać normalnie nawet podstawowych czynności. Gdy idę się myć czy wchodzę po schodach, muszę bardzo uważać, bo jedno poślizgnięcie, złe stanięcie, może skończyć się bardzo źle. Byłem załamany po diagnozie, ale na szczęście wspierają mnie bliscy, koledzy, znajomi, tu mam duże oparcie. Wierzę, że uda mi się wrócić do normalnego trybu życia. Ludzie mieli gorsze diagnozy, uszkodzony kręgosłup, mówiono im, że nie będą chodzić, a wracali. Ja chcę wrócić do grania, do firmy, chcę nie zastanawiać się co się stanie jak źle stanę, czy kolano poleci. Będę walczył i to tak, by później nie mieć pretensji, że czegoś nie spróbowałem.

(Jeśli chcesz pomóc Piotrkowi, możesz to zrobić TUTAJ).

Wiem: historia Piotrka nie jest wyjątkowa, podobne dramaty dzieją się co weekend gdzieś w Polsce. Niejeden powie, że Piotrek i tak ma szczęście, bo nie zostawił go klub, nie zostawił pracodawca, a i może liczyć na duże wsparcie bliskich. Niemniej nie zmienia to faktu, że dotykamy za pośrednictwem tej historii sprawy fundamentalnej, a zamiatanej od zawsze pod dywan: jeśli masz poważną kontuzję w niższej lidze, to jesteś – wybaczcie, ale jak tu nie użyć mocnych słów – w głębokiej dupie.

Nie uważam, żeby cokolwiek mogło rozwiązać zaostrzenie kar. Oczywiście, że rzeźnicy znajdą się i w B-Klasie, ale też bez przesady: prawdziwe tragedie na tym poziomie niemal zawsze zdarzają się przez przypadek. Zaostrzeniem kar elementu losowego nie wyeliminujesz.

Złotego rozwiązania nie mam. Kto powinien się tym zająć – PZPN, PZP czy jeszcze ktoś inny – też nie wiem. Natomiast przekonany jestem o jednym: zgoda na to, co jest teraz, to droga donikąd.

Palącym wyrzut sumienia dla całego środowiska musi być fakt, że dla dużej grupy ludzi pasja do futbolu tak naprawdę oznacza ryzyko nagłego połamania życiorysu. To po ludzku coś, co nie powinno mieć miejsca, ale dla środowiska ma też dalej idące konsekwencje: odpycha od muraw. Rozumiem, że są w piłce rozliczne potrzeby finansowe, a tych ludzi nikt do gry nie zmuszał, ale prawdą jest też, że wokół futbolu jest coraz więcej pieniędzy, a nie dbając o te niższe poziomy podkopuje się całą piramidę.

Pompowanie pieniędzy tylko w reprezentatywne ośrodki i ligi, a zapominanie o – nazwijmy ją tak – piłkarskiej Polsce C, to budowanie kolosa na glinianych nogach.

***

Choć póki co z Anglii mogliście przeczytać moje relacje z Wembley oraz Wimbledonu, tak przede wszystkim wybrałem się tam by przyjrzeć się szkoleniu. Szczegóły, czyli większe materiały, niebawem, tymczasem teraz kwestia poboczna, a istotna: sztuczna nawierzchnia. Temat wypłynął dość w naturalny sposób, dyskusja była żywa, zaciągnąłem więc opinii fachowca. Krzysztof Klimek jest magistrem fizjoterapii, specjalistą fizjoterapii sportowej, holistycznej. Od 12 lat zajmuje się pracą z młodymi sportowcami:

– Sztuczna nawierzchnia, szczególnie dla zawodników w okresie rozwojowym, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Młody zawodnik uczy się nawyków ruchowych, a także nawyków typowo piłkarskich pod strzał czy podanie, na innej twardości i innej przyczepności niż murawa. Później wychodząc na murawę ma utratę techniki.

Pewne drobne różnice sprawiają, że te wypracowane na sztucznej murawie nawyki nie będą tak dobrze działać.

Przy dzisiejszym poziomie sportowym te drobne różnice przenoszą się na bardzo duże efekty. Musimy sobie powiedzieć jasno: dzisiaj dochodzimy do maksimum możliwości organizmu, młodzi sportowcy mają bardzo wysoko podniesioną poprzeczkę i cały czas dąży się by zoptymalizować trening, by – mówiąc kolokwialnie – wycisnąć jak najwięcej z zawodnika.

A tu jest krok w tył. Wypracowane rutyny nie będą działać. Rozwój zawodnika jest zraniony.

Drugi aspekt negatywny skutków wzmożonych treningów na sztucznej murawie, to problemy z przyczepnością, która ma fundamentalne znaczenie. Konstruktorzy szli w dobrą stronę: chcieli zwiększyć przyczepność, tak by piłkarz był zwrotniejszy i stabilniejszy. Niestety jest to tylko „pseudostabilność”, bo stabilniejsza jest stopa, ale nie reszta ciała. Zawodnik robi dynamiczny, szybki zwrot, stopa zostaje w miejscu, ale cały balans wykonuje dalej i wychodzi poza oś fizjologiczną. Może pan to sobie wyobrazić?

Staram się.

Niech pan sobie wyobrazi, że biegnie bardzo szybko, nagle zatrzymuje się w miejscu i skręca, a stopa jakby się przykleiła – reszty ciała to nie będzie obowiązywać. Udo, biodro, leci dalej z siłą pędu – wówczas kość udowa oraz kolano napierają na rzepkę i gotowe. To podstawa ruchu, więc taka sytuacja zdarza się kilkaset razy podczas każdego treningu, dochodzi więc do przeciążenia rzeki i więzadła właściwego rzepki, piłkarz może zostać wykluczony w najgorszym wypadku nawet na kilkanaście miesięcy.

Zwiększa się też ryzyko drobnych urazów?

Tak. Ta silna przyczepność stopy może przyczynić się do skręceń bądź podwichnięć stawów skokowych. Jest też inny aspekt związany ze sztywnością, twardością murawy. Ta jest różna zależnie od wykonawcy, ale w zasadzie zawsze większa niż na zwykłym boisku, co oznacza, że większe siły napierają na kolano. Jeżeli będziemy mieli zawodnika, który rozwija się równoważnie, to wielkiej krzywdy mu to nie zrobi, ale z takimi zawodnikami mam do czynienia bardzo rzadko. Innym, mającym wadę postawy, co dziś jest powszechne, z powodu gorszej amortyzacji te wady mogą się pogłębić.

Co pan sądzi o zastosowaniu sztucznych muraw na Orlikach?

Uważam, że to nie było rozważne. Dla przykładu w USA próbowano podobnych rozwiązań z powszechnością sztucznej murawy dla piłkarzy i wycofano się z nich ze względu na zwiększoną kontuzyjność. Sam współpracowałem z akademią, która ćwiczyła regularnie na sztucznych nawierzchniach i miałem do czynienia z całym spektrum urazów, o których mówimy.

Nie twierdzę, że sztuczna nawierzchnia nie ma racji bytu, bo wszystkie akademie, także te Premier League, posiadają takie boiska w swoich bazach. Ale na horyzoncie w polskiej piłce rewolucja jeśli chodzi o rozwój młodzieży, szczególnie jeśli chodzi o bazę – nie chciałbym, żebyśmy na tym kluczowym etapie podkopali rozwój i zdrowie całego pokolenia zawodników.

Nie apeluję o zakaz stosowania sztucznych muraw, apeluję o rozwagę w ich stosowaniu. O nie nadużywanie, bo są to materiały tańsze, łatwiejsze w utrzymaniu, a już w Polsce dogłębnie oswojone poprzez morze Orlików.

Możecie wyciągać dowolne wnioski z powyższej rozmowy, ja wyciągam takie: przecenienie roli sztucznych muraw może skończyć się strzałem w stopę nie tylko jeśli chodzi o rozwój piłkarski młodego człowieka.

***

Leszek Milewski

PS. Chcecie do mnie napisać w jakiejś sprawie: leszekmilewski@poczta.fm lub prywatna wiadomość na Facebooku.

Fot. Róża Zychowicz

Najnowsze

Inne kraje

Kluby z Arabii Saudyjskiej chcą Kevina De Bruyne. W grze 100 milionów euro

Patryk Fabisiak
0
Kluby z Arabii Saudyjskiej chcą Kevina De Bruyne. W grze 100 milionów euro
Ekstraklasa

Pertkiewicz: Marchewka zamiast kija z młodzieżowcami, kwota w PJS co najmniej podwojona

Patryk Fabisiak
6
Pertkiewicz: Marchewka zamiast kija z młodzieżowcami, kwota w PJS co najmniej podwojona

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...