Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

03 lutego 2016, 12:56 • 5 min czytania 0 komentarzy

Trzy duże sprawy dotyczące kibiców warszawskiej Legii chyba powoli dobiegają końca. Mimo całych godzin płomiennych przemówień przedstawicieli „establishmentu”, okazało się, że ani „Staruch” nie był dilerem-hurtownikiem, ani Maciek Dobrowolski nie był na tyle groźny, by wypuszczony z aresztu stwarzał zagrożenie dla świadka koronnego. No i wreszcie „Widelec”, którego finał znajdziemy prawdopodobnie nie w wyrokach dla fanatyków ze stolicy, ale – kto wie! – może wśród tych, którzy od tylu miesięcy gonili ich po sądach i komisariatach.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

W tle zakończono też sprawę brutalnego i oburzającego wbiegnięcia kibiców Zawiszy na murawę w Bytomiu, gdzie świętowali awans do Ekstraklasy. Zresztą wówczas jeszcze ramię w ramię z Radosławem Osuchem, ściskającym każdego obecnego na trawie fanatyka. W każdym z tych przypadków, może poza murawą na stadionie Polonii, słyszałem ciągle o „różnych odcieniach szarości”, o tym, że „nic nie jest czarno-białe”. Nie wiem skąd bierze się to przekonanie, że prawda zawsze, nawet w najbardziej oczywistych sprawach, musi leżeć gdzieś w połowie drogi. Rozumiem, jeśli mielibyśmy oceniać ludzi – wtedy na pewno i u „Starucha”, i u Maćka, i u mnie, i u każdego, kto pojechał w życiu chociaż na jeden mecz wyjazdowy znaleźlibyśmy mnóstwo „odcieni szarości”.

Ale mówimy o konkretnych działaniach. Mówimy o sytuacji, gdy niewinny człowiek przesiedział osiem miesięcy w oparciu o pomówienia jednego gościa z nieszczególnie chwalebną historią. Drugi z nich spędził za kratami o wiele dłuższy okres, zresztą również w głównej mierze przez opowieści tego samego świadka koronnego. Czy to będzie początek fali? Czy podważenie zeznań „Haniora” w przypadku gniazdowego Legii zaowocuje oczyszczeniem od zarzutów całego szeregu innych kibiców? Nie wiem. Tutaj spokojnie mogę się doszukiwać tych słynnych szarości, w końcu nie znam żadnego z tych, którzy wciąż czekają na wyroki oparte na podstawie tych zeznań. Ale w tych konkretnych, najgłośniejszych sprawach nie widzę pola do dyskusji.

Po kilku latach od rozpoczęcia całej tej żenady, „wyszło na nasze”. Sam tonowałem nastroje, gdy co bardziej popędliwi krzyczeli o więźniach politycznych i wrogach systemu. Ale nie da się ukryć, że wyrok w sprawie „Starucha” musi dać do myślenia wszystkim, którzy w mediach robili z niego złoczyńcę w typie Carlo Gambino. Nie chcę przesądzać, kto jest bezpośrednio winny temu, że przez tak długi czas przedstawiono dość zwyczajnego gościa jako potężnego dilera. Czy ktoś podpowiedział świadkowi koronnemu, kogo warto obciążyć? A może sam świadek stwierdził, że to będzie „mile widziane”, że opłaci się uwikłać w całą sprawę najbardziej rozpoznawalnego i najpopularniejszego kibola w kraju?

Nie mam wiedzy i nie chcę zgadywać, kto podjął decyzję o tym, by przylepić warszawiaka do całego tego narkotykowego syfu, jestem jednak niemal pewny, że stało się to w wyniku atmosfery panującej w tym czasie w Polsce. Jeśli przez tydzień cała klasa wyśmiewa siedzącego w kącie chłopaka, a w końcu któryś z wyrywniejszych chłopaków dopuszcza się rękoczynów, to kto jest w tej sytuacji winny? Osiłek zadający cios, cała „społeczność”, która stworzyła atmosferę nagonki na kozła ofiarnego? A może wychowawczyni, która nie potrafiła w porę zareagować? Stworzono wrażenie – przyjmując punkt widzenia funkcjonariuszy jako jedyny prawdziwy – że z kibolami można działać bez reguł, że to środowisko bez praw, że to wykolejeńcy, wobec których można się dopuścić dowolnej niegodziwości – byle ich pogrążyć, byle ich zniszczyć. Wiele razy sami zasłużyliśmy na brutalność własną agresją. Ale w tamtym okresie hamulce puściły.

Reklama

Można było posunąć się do pomówień, manipulacji i zwykłych kłamstw, a zamiast nagan płynęły nagrody od zadowolonego z wojny z kibolstwem szefostwa. Wystarczy wspomnieć o awansach policjantów z Kielc, których główny obszar działań znajdował się na stadionie Korony. Ten klimat udzielił się… Komuś. Może „Haniorowi”, może tym, którzy wysłuchują jego zeznań. Efekt był zaś taki, że „Staruch” święta – mimo słynnych życzeń Donalda Tuska – spędził „nie w Madrycie”.

Bezpośredni odnośnik do obrazka

To jedna strona medalu – wkurzenie, że przez tyle lat nikt nie wierzył „naszej” wersji, która ostatecznie okazała się wersją prawdziwą. Ale w tym wypadku jest też druga, kto wie, czy nie jeszcze bardziej irytująca strona.

Otóż w ostatnich dniach okazało się, że gniazdowy Legii to anioł i harcerz, który zstąpił na ziemię by czynić dobro, a my – kibole – to jego dzielni przyboczni, dzięki którym ten kraj ma przed sobą przyszłość. Kiedyś w studiach TVP siadało czterech gości i licytowali się kto najbardziej kreatywnie pociśnie po bandytach w szalikach. Dziś ich miejsce zajęła inna czwórka, która walczy o to, kto sprawniej pochwali tych „dzielnych mężczyzn”. I jedno, i drugie wydaje mi się dość obrzydliwe.

Pamiętam film „Bunt stadionów” Mariusza Pilisa, który obecnie pracuje w mediach publicznych. Nie powiem – przyjemnie słuchać, jak środowisko kibicowskie chwali się jako patriotów dbających o wolność słowa i altruistów przeprowadzających staruszki przez jezdnię. Ale brak przedstawienia tej ciemniejszej strony kibicowania to taka sama manipulacja, jak skupianie się w TVN-ie wyłącznie na przestępstwach popełnianych przez kibiców.

Po głębszym przemyśleniu – bardziej niż medialny sąd gadających głów, które wspólnie wydają wyrok, że kibole to bandyci irytują mnie obecne próby zrobienia z nas oryginalnego miksu harcerstwa i kółka różańcowego. I mówię to jako uczestnik czterech kibolskich pielgrzymek na Jasną Górę.

Reklama

Dlatego przy całej radości z uczciwego przedstawiania sprawy „Starucha”, Maćka czy „Widelca”, zostaje też smutek, że po raz kolejny media z jednej skrajności wpadły w kolejną.

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...