Pierwszy stycznia. Dzień, który kojarzy nam się z dwoma rzeczami. Pierwsza – skutki mocnej, sylwestrowej batalii na butelki i kieliszki, w której rzecz jasna udział bierzemy także i my. Druga – noworoczny trening Cracovii. Tradycja stara jak świat. Od prawie stu lat krakowska drużyna zbiera się przy Kałuży równo w południe i po raz pierwszy kopie w piłkę w nowym roku.
Jak w ogóle do tego doszło, że organizowany jest taki trening? Jedna z teorii – dość osobliwa, przyznajemy – głosi o dość… imprezowych okolicznościach pierwszego noworocznego treningu. Ludwik Gintel wracający z sylwestrowego balu miał krzyknąć do swoich kompanów: – No to co, chłopaki, idziemy pograć w piłkę na nasze boisko?
Okej, ale co ma do tego wszystkiego Rymaniak? Spieszymy z odpowiedzią.
Otóż od kilku lat nad pierwszym strzelcem „Pasów” w roku ciąży osobliwa klątwa. Kto walnie do siatki jako pierwszy – w przeciągu roku opuszcza Cracovię. Co prawda istnieją małe odstępstwa od tej reguły (Dudzic i Kita odeszli w przeciągu dwóch lat), ale są one tak małe, że nie mamy wątpliwości – coś jest na rzeczy.
W poprzednich latach strzelcy pierwszych bramek prezentowali się następująco:
– 2008 – Marcin Bojarski strzela i klub nie przedłuża z nim kontraktu
– 2009 – Przemysław Kulig strzela i odchodzi na wypożyczenie, później wraca i boryka się z kontuzjami
– 2010 – Dariusz Pawlusiński strzela i nie przedłuża kontraktu (klub zaproponował mu drastyczną obniżkę zarobków)
– 2011 – Piotr Giza strzela i przegrywa rywalizację o miejsce w składzie z Mateuszem Klichem, po sezonie kończy karierę
– 2012 – Mateusz Bartczak strzela i klub nie przedłuża z nim kontraktu
– 2013 – Bartłomiej Dudzic strzela i zostaje w klubie na dwa lata, ale trudno powiedzieć, że robi w nim furorę
– 2014 – Przemysław Kita strzela i po 1,5 sezonu odchodzi do Znicza
– 2015 – Mateusz Żytko strzela samobója i odchodzi za porozumieniem stron
W świetle tych faktów jesteśmy pewni, komu najgoręcej będzie dziś kibicować krakowska publiczność. Wszyscy przy Kałuży będą żywić ogromną nadzieję, że Bartosz Rymaniak w ekspresowym tempie trafi do siatki. Choćby do swojej.