Reklama

Wyrok dla Jacka Krzynówka. Usłyszał, że w piłkę już nigdy nie zagra

redakcja

Autor:redakcja

22 grudnia 2015, 11:28 • 2 min czytania 0 komentarzy

Sześć lat temu publicznie padły słowa, które zabrzmiały jak wyrok. Wszyscy usłyszeliśmy, że Jacek Krzynówek – jeśli kiedyś jeszcze pogra w piłkę – to co najwyżej z dziećmi w parku, a nie na poważnych stadionach. Choć sam głośno o końcu kariery za żadne skarby świata powiedzieć nie chciał, robili to za niego wszyscy dookoła, z trenerem na czele. Kiedy klub podał informację o finiszu, ten szybko ją zdementował i zapowiedział, że jeszcze znajdzie sobie klub. Ostatecznie – nie znalazł.

Wyrok dla Jacka Krzynówka. Usłyszał, że w piłkę już nigdy nie zagra

Gość, który wrócił po zerwaniu więzadeł krzyżowych do gry na najwyższym poziomie. Kiedyś – dla niejednego taka kontuzja oznaczałaby koniec kariery, ewentualnie tułanie się po krajowych boiskach i odstawianie nogi. A on wrócił i wytrzymywał bieganie po górach u Magatha, dawał radę strzelać bramki Realowi, AS Romie czy Portugalii, rozegrał 96 meczów w reprezentacji Polski. Kolano puchło, ale on zaciskał zęby i dawał z siebie wszystko. Z jednej strony szkoda, że nie pograł jeszcze paru lat, że nie wrócił do ekstraklasy. Z drugiej – wycisnął ze swojej kariery prawdziwego maksa.

– Kolano Jacka jest w takim stanie, że nie ma mowy o grze. Krzynówek jest bliski zakończenia kariery – mówił wówczas ówczesny trener Hannoveru, Andreas Bergman. Reakcja Krzynówka? Jaki koniec, jaki szlus?! Nie ma mowy! Wrócę i będę dalej pakował bramy – mniej więcej w takim tonie się wtedy wypowiadał. Jak stwierdził na naszych łamach po latach: mógłby wrócić, ale to oznaczałoby dla niego tylko jedno. Wózek inwalidzki.

Sam nie odbębnił swojego końca, nie celebrował tego dnia. Nie powiedział wszystkim „OK, od dziś już nie gram w piłkę”. Zniknął dość… niepostrzeżenie. Niby pożegnanie zafundował mu PZPN, ale… wypchnięty gdzieś na środek boiska przed meczem Krzynówek zamiast owacji braw usłyszał falę gwizdów. Nie pod swoim adresem rzecz jasna. Te skierowane były ku Grzegorzowi Lacie, który wręczył mu jakąś okazjonalną pamiątkę. Mało kto nawet skojarzył, że tu chodzi o pożegnanie kogoś zasłużonego, o uhonorowanie 96 występów w reprezentacji. Wyglądało to raczej jak wręczenie nagrody jakiemuś pierwszemu lepszemu pachołkowi.

Reklama

Człowiek, dla którego warto było siadać przed telewizorem w środę o 20:45. Rajcowało nas wtedy, że Polak w ogóle biega po boisku. A gdy jeszcze do tego dołożył bramkę – to był ogromny szok. Cały kraj żył tymi golami przez następne tygodnie. Dziś w zalewie Lewandowskich i Krychowiaków nasza skóra się nieco pogrubiła i gol strzelony w Europie przez naszego rodaka już nie robi na nas takiego wrażenia, ale i tak musimy to napisać: dzięki, panie Jacku. Zapewnił nam pan kilka fajnych wieczorów.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...