Reklama

Ekstraklaso, brutalnie się z nami żegnasz. Festiwal rzeczy niemożliwych w Kielcach

redakcja

Autor:redakcja

20 grudnia 2015, 18:18 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jak tu myśleć o trzech punktach, kiedy grasz w miejscu, którego mury kojarzą ci się z notorycznym dostawaniem w papę, a przyjeżdżają do ciebie goście, których napastnik w pojedynkę strzelił więcej goli niż cała twoja drużyna? Kiedy argumentów na to, że wygrasz znajdujesz ledwie kilka, a na to, że jednak twój rywal, możesz wypisać ich ze dwie i pół strony? Nijak, no nijak. Zapowiadało się typowe, klasyczne męczenie buły. Korona uważająca na to, żeby za bardzo się nie wychylić, bo przeciwnik może skarcić – i tylko czekająca na to Legia, której piłkarze głośno mówią o przemęczeniu związanym z za dużą – ich zdaniem – liczbą meczów. Spodziewaliśmy się, że warszawianie nie będą chcieli się przemęczać na pięć minut przed fajrantem. Że zagrają solidny mecz, strzelą jakąś bramkę, potem trochę poklepią i tyle. Bo zbicie Korony na jej stadionie było tej jesieni prostsze niż zabicie muchy.

Ekstraklaso, brutalnie się z nami żegnasz. Festiwal rzeczy niemożliwych w Kielcach

I kiedy siadasz przed telewizorem, masz w głowie poukładane jak mniej więcej będzie wyglądał ten mecz, przypominasz sobie: przecież to ekstraklasa! Brutalnie się z nami dziś obeszłaś, ekstraklaso, oj brutalnie. Po klasycznej rąbance na koniec nie tęsknilibyśmy nic a nic. Ze spokojem lepilibyśmy pierogi, z ulgą oddalibyśmy się słuchaniu kolęd. A tak? Dostajemy na pożegnanie mecz z gatunku tych, co emocjami spokojnie może obdzielić 3/4 kolejki i… będziemy tęsknić jeszcze bardziej.

No bo dziś w Kielcach działy się cuda. Pierwszy – sytuacja Cabrery. Ależ on miotał tym Kuciakiem. Położył go raz, drugi, trzeci… Serio, mieliśmy wrażenie, że mógłby tak aż do sylwestra. Podrajcował się tym swoim tańcem do tego stopnia, że aż… przestrzelił na pustą. Wszyscy mieliśmy na podwórku takiego gościa: omotał wszystkich, nijak nie dało rady mu zabrać piłki, aż w końcu zamiast do pustej bramki walnął gdzieś w krzaki. No i gdzieś tam w słonecznej Hiszpanii takim chłopaczkiem był właśnie Cabrera.

Drugi cud – pierwszy gol w ekstraklasie Łukasza Sierpiny. Albo raczej cudem jest to, że uchował się na tym poziomie rozgrywkowym OFENSYWNY piłkarz, który dopiero w swoim 49. meczu zapisuje się do protokołu meczowego w inny sposób niż przez kartkę czy samą obecność. Dziś strzelił swoją pierwszą bramkę. Asyst – póki co brak. Ale, Łukasz, musimy ci to oddać: zasłużyłeś jak mało kto. Chwalimy cię praktycznie co mecz za to jak zasuwasz i za to jak precyzyjnie ułożyłeś nogę. Papiery na granie przez kilka lat na tym poziomie masz, wreszcie się przełamałeś. Nie zmarnuj tego.

Trzeci cud – żółta kartka  dla Pawłowskiego za… faul na nim. Nie umiemy tego wytłumaczyć w żaden sposób.  Brzyski go fauluje, a to on ogląda kartonik. Monthy Python.

Reklama

No i czwarty cud, również z panem Stefańskim w roli głównej, a może bardziej z jego asystentem. Piłkarze Korony podają piłkę Nikoliciowi, liniowy pokazuje, że spalony. Jak to możliwe?

Jeśli chodzi o sam mecz – po pierwszej połowie oklaskiwaliśmy głównie kielczan, a Czerczesow w tym czasie obmyślał, co zaordynuje swoim piłkarzom tuż po urlopach jako karę. A tych wizja ganiania w śniegu po kostki chyba mocno zmobilizowała, bo po zmianie stron oglądaliśmy kompletnie inną drużynę. Guilherme grał koncert – napędzał akcje Legii, jeszcze przed zmianą stron wykończył szybką akcję kolegów, potem zanotował dwie takie asysty, że palce lizać. Obecny na trybunach Andrzej „Piasek” Piaseczny (co za news) mógł tylko się uczyć, jak się robi show. Gola strzelił Kucharczyk (co przez chwilę też chcieliśmy potraktować w kategoriach cudu), czym zasłużył na pierwszą od niepamiętnych czasów pochwałę, następnego dołożył Nikolić (podcinka nad bramkarzem – miód!), za co zganić możemy Dejmka, który nie przypilnował linii spalonego. Koronie musimy to oddać – mogą pichcić karpia z podniesioną głową. Nie położyli się przed rywalem, mieli w tym meczu swój okres, w którym myśleliśmy, że ugrają jakieś punkty. Tak się nie stało. Jak nie wykorzystujesz prezentów w meczu z Legią, nie licz na to, że pojawią się kolejne. To nie wigilia.

Pomeczowy komentarz von Heesena: Cabrera? Myślał chyba, że jest w Turbokozaku. Z tym, że prawdziwi Turbokozacy trafiają w „Nie kręć, że strzelisz”.

kuciak

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...