Każdemu zdarza się czasem pomylić, piłkarzom też. Bartek Karwan zapomniał włożyć kiedyś koszulkę meczową pod bluzę, Kowal pisał w swojej biografii o zawodniku, który pociągnął na meczu z bidona wypełnionego wódą, bo taki zawsze zabierał ze sobą maser… Angielski golkiper Greame Smith wskoczył jednak na nowy poziom i pojechał na wyjazd, podczas gdy jego drużyna grała u siebie.
Brechin City, w którym gra, to szkocka League One, a więc trzeci poziom rozgrywkowy. W sobotę mierzyli się ze Stenhousemuir. Smith to pierwszy bramkarz, a więc człowiek niezbędny – niestety dla kolegów i dla siebie, dwie godziny tłukł się na stadion Ochilview, by dopiero po dotarciu zorientować się, że trzeba było siedzieć w domu. Przejechał 134 kilometry w jedną stronę, a potem od razu zawrócił – fura dostała tego dnia po tyłku.
Najlepsze jest to, że ostatecznie… wyrobił się i od razu wskoczył do bramki! Jego zespół dostał jednak po łbie na własnym stadionie 1:2. Jak prezentował się zmęczony podróżami Smith, który aby dojechać na mecz grany za rogiem przejechał ćwierć tysiąca kilometrów, zaokrąglając nieco pół Szkocji – nie wiemy. Jeśli zagrał źle – nic dziwnego. Zabawniej natomiast, jeśli zagrał dobrze, wtedy oznacza to, że odkryliśmy właśnie nowatorską i znakomitą metodę przygotowań meczowych.
Źródło: Google Maps