Reklama

Polak w Grecji? Tylko jako turysta. Piłkarza nie spotkasz…

redakcja

Autor:redakcja

23 listopada 2015, 12:47 • 4 min czytania 0 komentarzy

Masz ofertę z Grecji – słyszał kiedyś polski piłkarz od agenta i pięć minut później był już spakowany. To była bezpieczna przystań dla kończących karierę, interesujący kierunek dla chcących wypłynąć na szersze wody. Ale teraz te czasy się skończyły, a jeśli nie, to przynajmniej wzięły dłuższy urlop. Przeglądając kadry tamtejszych zespołów, nie znajdziecie nikogo poważnego z naszych zawodników. No dobra, prawie nikogo.

Polak w Grecji? Tylko jako turysta. Piłkarza nie spotkasz…

Można bowiem za wyjątek uznać Radosława Majewskiego, który reprezentuje obecnie barwy PAE Veria. W swoim czasie mówiło się przecież o nim jako nadziei kibiców, kimś kto potrafi podać niekoniecznie tylko do najbliższego kolegi. Był przecież Maja pomocnikiem o niezłej reputacji w Championship, lidze mimo wszystko dość trudnej, gdzie nie tacy jak on potrafili przepaść bez śladu. Jeszcze niedawno zresztą Waldemar Fornalik chciał nim szturmować Ukrainę na Narodowym – niestety, z jakim skutkiem, wszyscy pamiętamy.

Pomocnik zaliczył spory zjazd, nie chciał go w Legii Henning Berg, szczęścia musiał szukać w zespole, którego nazwę usłyszał pierwszy raz tego lata. Pytanie, czy je znalazł, jeśli w 11 meczach dał radę uciułać jednego gola i asystę.

Grają więc w Grecji tylko niedobitki. Wspomniany Majewski, Krzysztof Król, Kamil Król, Sebastian Chruściel. Umówmy się – nie jest to eksportowy kwartet, który doczekałby się przydomku Fantastyczna Czwórka.

A przecież nie zawsze tak było i nie trzeba wcale sięgać do nazwisk Warzychy, Wandzika czy Żewłakowa.   Z różnym skutkiem, ale do Grecji jeździli Polacy o dość głośnych – u nas, nad Wisłą – nazwiskach. Jak Żurawski, Smolarek, Matusiak, Wawrzyniak, Włodarczyk, Mięciel, Kucharski, kiedyś Juskowiak, Pisz… Oczywiście, nie wszyscy się tam sprawdzali, ale na mapie Europy był to kierunek atrakcyjny, z dobrymi pieniędzmi, niezłym poziomem, wspaniałymi widokami. Dziś pierwsze dwa atuty zaczęły blaknąć, a ładne morze to za mało, by skusić poważnych piłkarzy.

Reklama

Zresztą i te piękne okolice przestają być atutem, bo w Grecji po prostu nie jest spokojnie. Tylko w ten weekend odwołano klasyk Olympiakos – Panathinaikos z powodu burd. Pod stadionem starli się kibice z policją, a na samym obiekcie, z trybun w kierunku jednego z piłkarzy poleciała raca. Dalej – wystarczy wpisać w Google hasło Grecja zamieszki, by pojawiła się spora lista. Zamieszki na wyspie Kos, zamieszki na wyspie Lesbos, zamieszki w Atenach. Nie wszyscy są tak odważni jak Łukasz Teodorczyk, by pchać się do nie bardzo stabilnego kraju.

Nie jest tajemnicą, że ekonomia w Grecji leży, co odbija się na klubach. Nie stać ich, by wykładać – nawet nie za duże – ale jakiekolwiek pieniądze na zawodników. Jeśli ktoś płaci, to Olympiakos, PAOK i Panathinaikos, jednak gdy mowa o tych ostatnich, to przeznaczają grosze w porównaniu z czasami przed kryzysem finansowym. Wydać dziś osiem milionów euro, jak wtedy gdy brali wiecznie kontuzjowanego Djibrila Cisse? Nie ma szans.

W obecnym sezonie aż 11 klubów nie zdecydowało się na żaden transfer gotówkowy. Dla porównania, w naszej lidze takich zespołów jest osiem – jeszcze kilka lat temu podobna statystyka byłaby nie do pomyślenia.

Gorzej ma się przez to poziom sportowy. Nie ma przypadku w tym, że Grecy skompromitowali się w eliminacjach do Euro – pokolenie, które gwarantowało regularne występy na wielkich imprezach po prostu wygasło. Dziś bodaj najbardziej cenionym piłkarzem w zespole narodowym jest Konstantinos Mitroglou, ale wokół niego biegają zawodnicy o mizernej jakości. Cierpi więc liga; budowana na słabych lokalnych graczach i szrocie zza granicy, bo na nic więcej nie ma pieniędzy.

Strach pomyśleć, co by było gdyby i Olympiakos dostosował się do ogólnie panującej mizerii. Rzut oka na tabelę – wyścig po tytuł jest tak nierówny, że co wrażliwsi mogą zacząć współczuć reszcie „goniącej” stawki. 10 meczów, 30 punktów, ledwie cztery stracone gole – nokaut.

Ma to swoje odzwierciedlenie w Europie, Olympiakos gra w Lidze Mistrzów i jest w bardzo komfortowej sytuacji, by pozostać pośród elity do wiosny. Asteras i PAOK, reprezentujące Grecję w Lidze Europy szanse na awans mają dużo mniejsze, ci drudzy mogą wręcz o tym zapomnieć. Panathinaikos? W eliminacjach za mocna okazała się Qabala, taki klub z Azerbejdżanu.

Reklama

Nie chodzi więc nawet o to, że greckie kluby obraziły się na Polaków i ich nie chcą – chcą, tylko nie mają czym kusić. Jeśli zawodnik z Ekstraklasy chce zarobić, wyjedzie do Chin. Jeśli chce się rozwijać, prędzej wybierze 2.Bundesligę. Nie jesteś przedstawicielem Olympiakosu, nie masz wiele do zaoferowania. Ale nawet jeśli zgłasza się Olympiakos, tak jak podobno po Bartosza Bereszyńskiego, wszyscy przytakną głową – jedź, czemu nie – ale nie ma w tym zachwytu. Szczególnie, jeśli chwilę wcześniej byłeś krok od transferu do Lizbony. I to właśnie zmieniło się w patrzeniu na grecką ligę: „ciekawy kierunek, ale może znalazłbyś mi coś lepszego”?

Paweł  Paczul

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...