Reklama

Jesteś gotowy? Nie ma problemu! Dwadzieścia lat historii Super Gigiego

redakcja

Autor:redakcja

19 listopada 2015, 20:00 • 5 min czytania 0 komentarzy

Co prawda jeszcze (na szczęście) nie kończy kariery, ale dwadzieścia lat w zawodowej piłce, to liczba taka, że opisanie jej jedynie lakoniczną kartką z kalendarza uznaliśmy za niegodne. Niegodne piłkarza, niegodne człowieka. Jednego z futbolowych behemotów, którego rozstanie z piłką spotka się ze smutną miną milionów na całym świecie. Starsi piłkarze, konkretnie ci, którzy rozkwitali w latach dziewięćdziesiątych, mają w sobie jakiś trudny do określenia urok. Mają duszę. Tak jak po Cristiano Ronaldo będziemy rozpaczać wyłącznie z powodu zasług na boisku, tak Gianluigi Buffon jest przede wszystkim postacią. Najpierw postacią, potem dopiero piłkarzem. Piłkarzem absolutnie niepodrabialnym. 

Jesteś gotowy? Nie ma problemu! Dwadzieścia lat historii Super Gigiego

O tym, że został bramkarzem, właściwie zadecydował jego ojciec. Młody Gigi najczęściej biegał to w środku pola, to w ataku. Jak każdy chłopak chciał przede wszystkim zdobywać bramki. O paradach na szkolnym boisku nie pamiętał nikt, a golami można było i zebrać brawa, i zaimponować dziewczynie. Tym bardziej, że niejednokrotnie powtarzał: kiedy byłem dzieciakiem, miałem wrażenie, że mam paskudną gębę. W pewnym momencie – dziś możemy powiedzieć: na szczęście – jego karierę w polu trafił szlag. Ojciec powiedział, żeby spróbował stanąć na bramce, a Gigi posłuchał. I stał się najlepszym oraz najdroższym bramkarzem swojej epoki. Gdyby nie ojciec o Buffonie najprawdopodobniej usłyszeliby tylko kumple. Chociaż… We Włoszech jest miejska legenda, według której młodziutki Gigi, jeszcze rozgrywający, miał dostać ofertę z Interu, którą jednak odrzucili rodzice. Ile w tym prawdy? Trudno ustalić, ale jak wiadomo, w każdym podaniu jest ziarnko prawdy.

Do tego, że stanął między słupkami, przyczynił się też golkiper… reprezentacji Kamerunu, Thomas N’Kono. Był tak niesamowicie zachwycony jego występami na mistrzostwach świata w 1990 roku, że postanowił go naśladować. Kiedy Kamerun odpadł po dramatycznym meczu z Anglikami, Buffon zamknął się w pokoju i płakał. Włoskiego czternastolatka ogarnęła rozpacz. Rozpacz, która dała początek wielkiemu, piłkarskiemu mistrzowi.

Geny sportowca wyssał z mlekiem matki. Kawał kobiety. Wystarczy powiedzieć, że to trzykrotna mistrzyni Włoch w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. Ciekawa historia, że to nie Gigi jako pierwszy nosił bramkarską bluzę z nazwiskiem Buffon. Świetnym golkiperem był też kuzyn jego dziadka – Lorenzo. Sukcesy? Mistrzostwa Włoch z Interem i Milanem, mecze w reprezentacji. Czasy odległe, bo okolice połowy poprzedniego wieku, ale jednak.

Clipboard01

Reklama

Wzór. To określenie ostatnio często pojawia się w naszych tekstach, ale w znacznej części dotyczą one piłkarzy albo kończących karierę, albo takich, którzy już bujają się w fotelu przed kominkiem. Maldini, Del Piero, Raul… Trudno znaleźć skazę, negatywny punkt zaczepienia. Policjant nie miałby serca wlepić żadnemu z nich mandatu, a złodziej na następny dzień odprowadziłby im samochód pod garaż, przyniósł bombonierkę i przeprosił. Tam samo jest z Buffonem. Nie jest aniołem. Bywa porywczy, co niejednokrotnie pokazywał na konferencjach prasowych, ale bije od niego ogromny autorytet. W momencie degradacji Juventusu do Serie B miał 28 lat. Wiek dla bramkarza idealny.

– Piłkarze odchodzą, zostają tylko mężczyźni – mówił wtedy Pavel Nedved, który też zdecydował się na pozostanie w Turynie. Decyzja Buffona z całą pewnością była najtrudniejszą w jego karierze. Pod czaszką musiało kołatać mu tysiące zupełnie sprzecznych myśli. Był przecież najlepszy na świecie. Na szyi miał złoty medal mundialu w Niemczech. Gra przeciwko ekipom pokroju Arezzo czy Triestiny mijała się z jego ambicjami. I to o lata świetlne. W międzyczasie kusiły go największe europejskie kluby. Oferowały bajeczne kontrakty. Górę wzięły jednak uczucia wyższe, nieporównywalne z żadną, dającą się policzyć walutą. Tego kibice Starej Damy nie zapomną mu już nigdy. – Wszystko ma swoją wartość. Decydując się na pozostanie w Turynie, byłem już mistrzem świata. Mogłem zostawić trochę miejsca swoim sympatiom i sentymentom – tłumaczył, kiedy pytano go o to po latach.

Clipboard01

Od kilku lat powtarza, że dopóty jest pierwszym piłkarzem reprezentacji, dopóty czuje się na siłach. Lata lecą, a godnych następców można oglądać ewentualnie gdzieś hen, daleko, na linii horyzontu. Przynajmniej przez dziesięć ostatnich sezonów przydomek nuovo Buffon nadano dosłownie dziesiątkom włoskich bramkarzy. Kilka przykładów? Vincenzo Fiorillo, Simone Scuffet, Nicola Leali, Mattia Perin, Salvatore Sirigu. Ostatnio też młodziutki Gianluigi Donnarumma, dla którego to Gigi jest największym wzorem. Przez te wszystkie lata żadnemu z nich nie udało się nawet zbliżyć do jego poziomu. Włosi nie chcą zastanawiać się, co będzie, kiedy odejdzie na emeryturę. Nie chcą, bo następcy tej klasy brak.

Trochę popłynęliśmy, bo w końcu tematem powinien być jego debiut, ale Buffona nie da się traktować jednowymiarowo. Równo dwadzieścia lat temu, 19 listopada 1995 roku, podstawowy bramkarz Parmy, Luca Bucci, wywiesił białą flagę. Trener Nevio Scala mógł postawić albo na doświadczonego rezerwowego, albo bardzo młodego i utalentowanego. Tym pierwszym był Alessandro Nista. Facet z przynajmniej setką meczów w Serie A. Tym drugim – Gianluigi Buffon. Nikomu nieznany siedemnastolatek. Był to debiut szczególny, bo przeciwko Milanowi. Nie takiemu jak dziś, a wielkiemu, z gigantycznymi nazwiskami. Sami zobaczcie.

Clipboard01

Reklama

Jak widzicie, skończyło się 0:0, a Buffon został uznany za jednego z bohaterów. Zatrzymał Milan, który był maszynerią do zdobywania bramek. Bramka 17-latka tamtego popołudnia pozostała jednak pusta. – Zapytałem go, czy jest gotowy. Odpowiedział: nie ma problemu! To była odpowiedź nastoletniego smarkacza, która dała mi radość i spokój. Od razu postanowiłem, że wyjdzie w pierwszym składzie – wspominał po latach trener Scala.

I tak rozpoczęła się historia Gianluigiego Buffona. Przykład bramkarskiej długowieczności zaprezentował kiedyś Dino Zoff. Historia Buffona trwa trwa i mamy nadzieję, że potrwa jeszcze chwilę, oby nawet do mistrzostw świata w Rosji. Bez niego – nie przesadzamy – włoski, a może nawet i światowy futbol, nie będzie już taki sam.

PIOTR BORKOWSKI

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
0
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...