Reklama

Region żyje tym meczem od tygodni. Czas na derby Zagłębia Ruhry!

redakcja

Autor:redakcja

08 listopada 2015, 11:39 • 7 min czytania 0 komentarzy

Dwadzieścia pięć tysięcy fanatycznych gardeł w żółtym kolorze na słynnej południowej trybunie. Trzy tysiące kibiców Schalke otaczających boisko treningowe, tylko po to, by raz jeszcze przypomnieć piłkarzom o randze tej rywalizacji. Tysiąc wspomnień dotyczących najpiękniejszych goli, najbardziej zaciekłych starć i największych zwycięstw. Setki podtekstów i historii, od faworyzowania Schalke w okresie III Rzeszy, aż po najnowsze epizody jak choćby obrzucenie sektorów gości racami przez kiboli z Dortmundu. Dziesiątki scenariuszy, które od kilku dni analizują w głowach wszyscy sympatycy futbolu z Zagłębia Ruhry. Dziewięćdziesiąt minut. Jeden mecz.

Region żyje tym meczem od tygodni. Czas na derby Zagłębia Ruhry!

Derby. Borussia Dortmund – Schalke Gelsenkirchen. Prawdopodobnie najbardziej „pierwotne” starcie w całej lidze niemieckiej. Najbardziej przypominające o robotniczych korzeniach futbolu, najbardziej niepokorne, prawdopodobnie jedyne, albo jedno z niewielu, gdzie rywalizacja już dawno przerodziła się w czystą, dziką nienawiść.

Dziś kolejny odcinek historii, która od 90 lat rozgrzewa całe Zagłębie Ruhry. O 15.30 rozpoczynają się kolejne Revierderby.

MATKA WSZYSTKICH DERBÓW

2007. Borussia mozolnie wygrzebuje się z kryzysu ubiegłych lat. Choć przed 33. kolejką jest już pewna utrzymania – wcześniejsze kilka tygodni to ciągłe drżenie o to, czy legendarny klub nie spadnie do 2. Bundesligi. Fatalna forma sportowa. Wciąż niedopięte długi. Organizacyjny misz-masz, z którego wychodzenie wciąż trwa. Na drugim biegunie Schalke, bogate, naszpikowane gwiazdami, pewnie zmierzające po tytuł mistrza. Została formalność, ostatnie dwa mecze. Nikt w Gelsenkirchen nie brał pod uwagę wyrżnięcia się na ostatniej prostej. Ograć na Westfalenstadion słabiuteńką Borussię i praktycznie rozpocząć świętowanie.

Reklama

Potem niektórzy nazwą ten mecz „matką wszystkich starć derbowych”. Przy ogłuszającym dopingu przeszło osiemdziesięciu tysięcy kibiców Borussia postawiła się o wiele silniejszym sąsiadom. Jeszcze przed przerwą – 1:0. Druga połowa i gol Ebiego Smolarka, po czym szalona radość Polaka wraz z kibicami z „Żółtej Ściany”. Jeden z nich wspominał w rozmowie z nami kilka dni temu:

W 2007 roku do Dortmundu przyjechało Schalke. Musieli tylko nas ograć i dzięki temu zdobyliby upragniony tytuł. Czekali na niego jakieś 50 lat, a teraz mieli dopiąć swego na naszym terenie. Tygodnie przed meczem były szalone, my walczyliśmy o utrzymanie a „Scumkirchen” (Tom nazywa tak rywali z Schalke – przyp.red.) właśnie przygotowywali fetę mistrzowską. (…) Wszyscy zapomnieli, jak fatalny był ten sezon. W drugiej połowie Ebi dołożył kolejne trafienie, uderzając na południową bramkę. Zaraz potem wskoczył na ogrodzenie i cieszył się jak wariat razem z nami wszystkimi. Nigdy nie zapomnę tej sceny. Dla mnie jest bohaterem, nawet jeśli nie był wybitnym napastnikiem

Koniec marzeń o tytule. Koniec marzeń o powrocie na tron po pięćdziesięciu latach posuchy. Gelsenkirchen zostało upokorzone przez największego rywala, w dodatku w momencie, gdy on sam ostatnie sezony balansował na granicy utrzymania. Ale przecież to tylko jeden z ponad stu pięćdziesięciu spotkań we wspólnej historii klubów z Zagłębia Ruhry.

POWYŻEJ 3,5 GOLA W DZISIEJSZYM MECZU? POSTAW W BETANO Z KURSEM 2,02!

POWRÓT SCHALKE (I ODEBRANY TYTUŁ W TLE)

Reklama

Szesnaście lat wcześniej po tytuł zmierzała bowiem Borussia. Schalke po latach banicji w niższych ligach właśnie wracało do elity w stylu… dalekim od wymarzonego. 0:0 z HSV, potem 0:5 z Eintrachtem. Cztery punkty w czterech meczach, ale tylko trzy zdobyte gole i gra nie do końca zadowalająca oczekiwania kibiców. Właśnie w tym okresie do Gelsenkirchen przyjechał sąsiad. Po trzech latach odwyku wróciły derbowe emocje. Wypchany do granic Parkstadion, jak zawsze fantastyczna atmosfera. Schalke zdemolowało Borussię. 5:2. Udawało im się wszystko, ale co ważniejsze – moment prawdziwej „konsumpcji” tego zwycięstwa nastąpił na koniec sezonu.

Borussia zakończyła rozgrywki na drugim miejscu z takim samym dorobkiem punktowym jak VfB Stuttgart. Przeważył stosunek bramek.

Inna piękna historia – grudzień 1997 roku. Po golu Andreasa Mollera, tego samego, który kilka sezonów później będzie cieszył się z bramek wraz z kibicami z Gelsenkirchen, Borussia prowadzi 2:1. Ostatnia minuta. Rzut rożny. W pole karne dortmundczyków wędruje bramkarz Schalke, Jens Lehmann. Zamieszanie, obrońcy Borussii sygnalizują spalonego, a w tym czasie Jens zdobywa wyrównującą bramkę. I tak jak Moller już wkrótce będzie biegał w niebieskiej koszulce – tak i Lehmann zamieni Gelsenkirchen na Dortmund. Wyjątkowo symboliczne chwile.

BOJKOT ULTRASÓW, ALE ATMOSFERA WCIĄŻ NIEZIEMSKA

Do Dortmundu nie pojechali dzisiaj ultrasi Gelsenkirchen. Także i Borussia raczej nie przygotuje żadnych atrakcji. Ci pierwsi protestują przeciw zmniejszeniu liczby biletów i narzuceniu im wymogu podróży w policyjnym konwoju od Gelsenkirchen pod sam stadion w Dortmundzie. Ci drudzy? Jedni dostali pięć lat zakazu wyjazdowego, inny „zaledwie” dwa. Pirotechnika, zadymy, inne mniej lub bardziej szkodliwe zachowania. Ultrasi BVB są powoli „wyłączani”. Jak mówią sami Niemcy – ich establishment idzie polskimi śladami, próbuje ograniczyć liczbę „incydentów”. Wprawdzie Borussia wciąż trzyma się mocno, co widać było choćby na wyjeździe do Grecji, podczas którego odpalono mnóstwo pirotechniki, u siebie jednak nie ma chyba co oczekiwać wielkich opraw.

Wielkie kampanie kibiców – jak choćby „12:12”, czyli dwanaście minut i dwanaście sekund ciszy na każdym ze spotkań Bundesligi w geście protestu wobec ciągłych represji wobec fanatyków – nie przyniosły oczekiwanego skutku. Kary od związku, zamach na świętość, jaką są dla Niemców stojące trybuny, początek szaleństwa związanego z zamykaniem stadionów. Reakcja? Taka jak wszędzie – choćby w Rzymie, czy na niektórych polskich stadionach. Brak opraw, zmniejszenie zaangażowania w organizację całej atmosfery podczas meczu, ale… Tylko podczas meczu.

GOL AUBAMEYANGA? KURS 1,75 W BETANO!

Gelsenkirchen. Ostatni trening przed derbami. Na stadionie pojawia się trzy tysiące fanatyków Schalke. Są tu po to, by jeszcze raz przypomnieć piłkarzom, który z meczów jest najważniejszy w sezonie. Dym z rac i świec pokrywa cały obiekt treningowy.

Namiastka meczowej atmosfery, której na Signal Iduna Park raczej się nie doczekamy. Choć przecież „Żółta Ściana” będzie wypchana jak zawsze, mecz będzie wyprzedany do ostatniego biletu, a oszałamiający doping bodaj najsłynniejszej niemieckiej trybuny bez dwóch zdań zawładnie Vinem i Instagramem na całe dzisiejsze popołudnie. Bojkot bojkotem, derby derbami. Nawiązując do słów Marylin Monroe – nawet gdy derby są najgorsze, warto je cenić.

*

My mamy Andy’ego. A wy nie.
~ transparent kibiców Schalke nawiązujący do transferu Andreasa Mullera

*

Dwadzieścia sześć punktów, osiem zwycięstw, dwa remisy, jedna porażka. Pierre-Emerick Aubameyang w życiowej formie. Stężenie kreatywności w środku pola, w którym upchnięto jakimś cudem Reusa, Kagawę, Mkhitaryana i Gundogana przekracza wszelkie skale. W odwodzie Januzaj i Ramos. Personalnie skład kosi i wymiata, a boiskowe osiągnięcia ostatnich tygodni tylko to potwierdzają. Schalke? Ostatnio 1:1 z Ingolstadtem, wcześniej 1:3 z Borussią Moenchengladbach i upokarzające 0:3 na własnym terenie z Kolen. Gelsenkirchen wciąż jest w czubie tabeli, ale nikt nie ma wątpliwości, że jeśli ktoś ma wsiąść na plecy Bayernowi – to tylko BVB. Ani na papierze, ani pod względem kultury gry, ani tym bardziej biorąc pod uwagę ostatnie wyniki – nie da się dzisiaj stawiać na Schalke.

BORUSSIA WYGRA DWIEMA BRAMKAMI? KURS 4,20 W BETANO

Kurs na gości w Betano to 8,50. Można by w tej sytuacji rzucić banałem o derbach, które rządzą się własnymi prawami, ba, przywołać nawet przykład wspomnianych derbów sprzed ośmiu lat, gdy BVB odebrała rywalom tytuł, ale dziś… Raczej bez złudzeń. Bez wątpliwości.

*

Oddałbym syna do domu dziecka, gdyby był kibicem Schalke.
Kevin Grosskreutz, piłkarz i kibic Borussii Dortmund.

*

Dwa robotnicze miasta, mocno związane z górnictwem, hutnictwem i wszystkim, co wymaga ciężkiej pracy rąk. W takich okolicznościach hartują się najsilniejsze charaktery, co udowadniają zarówno dokerzy z wschodniego Londynu, jak i nowohucka brać. Dlatego właśnie pochodzący z tych stron Kevin Grosskreutz, mówi przed każdym meczem: „nie chcę wygrać z Schalke. Chcę ich upokorzyć i pogrążyć”. Oba ośrodki sporo przeszły w swojej historii – 80% Dortmundu zniknęło podczas bombardowań aliantów, Gelsenkirchen z kolei najmocniej ucierpiało na upadku przemysłu – w jednej z kopalń niemal z dnia na dzień pracę straciło trzy tysiące pracowników. Jak na ułożonych i schludnych Niemców – ten rejon wygląda na wyjątkowo nieuporządkowany.

Znajduje to odbicie w relacjach między kibicami. Ciężko sobie wyobrazić inne miejsce, w którym fani wymazaliby świńską krwią wejście na sektor gości. To zaś właśnie jedno z dokonań fanatyków Schalke. Borussia? Ci gustują w bardziej wyrafinowanym dogryzaniu. Na przykład wynajętym samolocie wlokącym za sobą transparent z napisem: „całe życie bez patery w ręku”. Schalke. Wiecznie bez mistrzostwa. Biedny, znienawidzony kuzyn zza miedzy, idealny obiekt do żartów.

I nie tylko żartów. Luty 2015.

A tutaj pełen old-school.

 *

Może i bez ultrasów. Może i bez większych wątpliwości co do zwycięzcy. Może i bez Polaków, którzy od dwóch dekad odgrywali sporą rolę w kolejnych derbowych starciach. Ale jednak. To derby Zagłębia Ruhry, to mecz, który rozgrzewa cały region już od tygodnia, to mecz, po wygraniu którego kibice są w stanie wybaczyć wszystko. To pozycja obowiązkowa, której zwyczajnie nie powinno się pominąć.

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Kłopoty kadrowe Bayernu przed półfinałowym meczem Ligi Mistrzów

Piotr Rzepecki
0
Kłopoty kadrowe Bayernu przed półfinałowym meczem Ligi Mistrzów
Niemcy

Dyrektor sportowy Bayeru: Planujemy naszą przyszłość z Grimaldo w składzie

Bartek Wylęgała
0
Dyrektor sportowy Bayeru: Planujemy naszą przyszłość z Grimaldo w składzie

Komentarze

0 komentarzy

Loading...