Reklama

Zaskakujące miesiące Brosza. Kto by powiedział, że…

redakcja

Autor:redakcja

27 października 2015, 09:01 • 4 min czytania 0 komentarzy

I kto nam teraz powie, że piłka nie jest piękna? Kiedy wszyscy skazują cię na pożarcie, kiedy wszyscy mówią, że nie dasz sobie rady, że to nie możliwe – nie ty, nie tu, nie teraz – i że pozostaje ci wiadomo co oraz kamieni kupa, wtedy właśnie robisz gest Kozakiewicza i śmiejesz się wszystkim w twarz: – Takiego wała! Tak, jak robi to teraz – oczywiście nie wprost – Marcin Brosz. Cóż, po takim początku sezonu wypada nam napisać tylko jedno: gratulacje. Kolejne potwierdzenie, że Ekstraklasa to europejskie NBA. Czyli miejsce, where amazing happens.

Zaskakujące miesiące Brosza. Kto by powiedział, że…

Żeby uświadomić, jak dużym zaskoczeniem jest ekipa Brosza, zaproponujemy mały eksperyment. Wyobraźcie sobie, że cofnęliśmy się w czasie do końcówki czerwca. Korona w wielkich bólach wywalczyła właśnie na sesji Rady Miasta kolejną dotację. Czyli wiadomo, że klub jakoś przetrwa. Zatrudniono trenera, od którego mało kto spodziewa się cudów. Takiego, co swojej roboty spartaczyć raczej nie powinien, ale też takiego, który prochu nie wymyśli. I wtedy mówimy wam…

że pod koniec października, czyli prawie na finiszu rundy, Korona nie straci ani jednego gola z gry na wyjeździe.

Szczerze mówiąc – to aż nie mieści się w głowie. Ostatni gol stracony przez kielczan na obcym terenie z gry miał miejsce jeszcze… za kadencji trenera Tarasiewicza. Żeby być precyzyjnym: dokładnie 2 czerwca. Czyli prawie 150 dni temu. 150 dni. Ludzie są w stanie przez ten czas odmienić swoje życie, zbudować dom, znamy takich, co obiecują, że tyle w zupełności im wystarczy, żeby odmienić Polskę. A Korona dalej nie daje sobie wbić bramki z gry w meczu wyjazdowym. Biorąc pod uwagę wszystkie mecze w delegacji, Korona straciła tylko jednego gola – i to z karnego. Z karnego, którego – co bardzo ważne – w ogóle nie powinno być. Można więc uznać, że gdyby nie pomyłka sędziego, Korona nie straciłaby w tym sezonie żadnego gola na wyjeździe.

Jeśli już jesteśmy przy meczach wyjazdowych – biorąc je wszystkie do kupy wychodzi, że kielczanie zdobyli w nich 15 punktów na 21 możliwych, czyli ponad 70%.

Reklama

… że w ogóle Korona będzie traciła tych goli jakoś tak… mało.

Trzynaście meczów i tylko jedenaście straconych bramek daje jej znakomitą średnią – 0,84 wpuszczonego gola na mecz. Najlepszą w całej lidze. Przypomnijmy, że mówimy o drużynie, która dopiero straciła dwóch kluczowych defensorów (Golański, Malarczyk), podstawowego bramkarza (Cerniauskas) i obrońcę, który mecze w pierwszym składzie przeplatał ławką (Leandro). Przy korzystnym rezultacie, Brosz lubi zabić mecz wprowadzając trzeciego defensywnego pomocnika. Jovanović, Fertovs, Grzelak – po takim środku pola trudno, delikatnie ujmując, spodziewać się tiki-taki. I to jest druga strona medalu. Zachowawczy styl Brosza ma plusy stricte defensywne, ale sprawia też, że często jedyne bramki, jakie można zobaczyć w meczach jego drużyny, to te przy wejściu na stadion.

że Brosz da radę uniknąć sprowadzania szrotu, mimo że klub ledwo wiąże koniec z końcem.

Bo w Kielcach tym razem nie pojawił się żaden Moussa Ouattara (tak na marginesie – wciąż bez klubu). Wilusz z miejsca stał się filarem obrony. Gabovs może nie gra tak spektakularnie w ofensywie, jak Golański, ale z zadań defensywnych wywiązuje się na pewno nie gorzej. Pawłowski powoli wraca do żywych, Zając robi sporo wiatru, Cabrera z miejsca wskoczył do pierwszego składu (póki co gra nieźle). Nawet Grzelak zaskoczył i w destrukcji spisuje się całkiem poprawnie.

Tak w ogóle, obserwując kielecki klub na przełomie poprzednich kilku lat, zauważamy pewną osobliwość. Z roku na rok kadra jest coraz gorsza jakościowo, a mimo to z roku na rok Korona jest w stanie odgrywać w tej lidze nieco większą rolę, niż chłopca do bicia. Paradoks.

że niektórzy piłkarze powrócą z zaświatów.

Reklama

Przyznawać się bez bicia: wierzył ktoś, że Sierpina jeszcze kiedykolwiek zagra w ekstraklasie tak, że przyklaśniecie mu brawo? Że Małkowski okaże się bramkarzem, który puszcza najmniej bramek w całej lidze? Że Sobolewski mimo rocznego rozbratu z futbolem i mimo 36 lat na karku się nie posypie i że dalej jest w stanie nadążyć za tempem?

że Brosz zacznie rozmawiać z mediami.

Doskonale pamiętamy ten teatrzyk. Jeszcze niedawno widzieliśmy zamkniętego w sobie Brosza, wręcz mruka, który wypowiada się publicznie wyłącznie wtedy, kiedy już naprawdę trzeba (ale to naprawdę, naprawdę trzeba – np. w przedmeczowych rozmówkach z reporterami nc+, mimo przymusu wynikającego z zapisu w kontrakcie, nie trzeba było). No i kiedy już złapał za mikrofon zdarzało się, że dziennikarzom zgromadzonym na konferencji prasowej fundował niemały roller-coaster. Najpierw swoim festiwalem komunałów usypiał każdego, bez wyjątku, żeby po krótkiej chwili wprawić całe towarzystwo w totalną konsternację – jak na przykład wtedy, gdy po spadku Odry Wodzisław nadal wszystkich przekonywał, że jeszcze wierzy w utrzymanie.

Dziś Marcin Brosz to pod tym względem zupełnie inny człowiek. Zrozumiał, po co są media. Zrozumiał, że to sposób komunikacji z kibicami, sposób na budowanie dobrego wizerunku wokół klubu, a nawet metoda wpłynięcia na piłkarzy.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Polecane

Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Jakub Radomski
2
Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...