Reklama

Górnośląski fajer na Cichej. Ruch głosem w sprawie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

21 września 2015, 07:53 • 7 min czytania 0 komentarzy

Wszystko było w niedzielę na stadionie Ruchu po śląsku. Była śląska spikerka, śląski doping, śląskie flagi i śląskie barwy koszulek. Po prostu śląskie święto. Może i Ruch przegrał, czyli najważniejsza rzecz skończyła się klapą, ale cała reszta została – klub i kibice przemówili jednym, śląskim i to donośnym głosem. Chorzowianie dołączyli do odradzającego się regionu, do tych wszystkich festiwali, koszulek i przewodników. To nie znaczy jednak, że w niedzielę rozpoczęło się odłączanie Śląska od Polski. Może nawet coś zupełnie przeciwnego.

Górnośląski fajer na Cichej. Ruch głosem w sprawie

Fto wygro szpil? – zarzucił spiker przed meczem.

Ruch!!! – odpowiedzieli kibice. Po śląsku, zmiękczając „u”. Z umlautem.

Ale Růch szpilu nie wygrał. Szybko stracił bramkę, więc od początku był bamontny. Mateusz Cichocki okazał się dupą w kraglu, niegodnym zakładania ruchowej treski, kompletnie nie potrafił dekować rywala, więc po pierwszym kwadransie Legia prowadziła już trzema torami. Kibice na widok tego, co robią ich fusbalery dostawali hercklekoty i mieli ochotę tym wszystkim ciepnąć.

Skąd ta ślonska godka? Stąd, że Ruch na ten mecz przygotował kulminację tego, co udało mu się ostatnio wypracować na polu marketingowym. A było tego sporo: banery z legendami dookoła stadionu, bilety dla górników i hutników, wyjazdowa koszulka w śląskich barwach. Teraz, w meczu z Legią, akurat na 80-lecie stadionu przy Cichej, piłkarze w tych strojach zagrali. Spiker Kuba Kurzela do kibiców z Chorzowa mówił po śląsku. No i wróciła Omega – ten słynny zegar. Nic dziwnego, że biletów nie było na długo przed meczem.

Reklama

vscocam-photo-4 (1)Kanciapa spikerów

Historia, tradycja, tożsamość – te słowa powtarzane były najczęściej przy rozmowach o marketingu Ruchu. Historia, wiadomo: 14 mistrzostw Polski, Wilimowski, Cieślik i Warzycha. Tradycja, wiadomo: stadion na Cichej, Niebiescy, Omega. Tożsamość, wiadomo: Hanysy, Górny Śląsk. Oberschlesien, chopie.

Ale wiadomo o tej tożsamości tak naprawdę niewiele. Wiadomo, czym tożsamość śląska nie jest. Nie jest ani niemiecka, ani też polska. „Niy niymiecki, niy polski, ino ślonski” – taki transparent o Ruchu wywieszono na meczu z Legią. Wiadomo więc, że Ruch jest klubem śląskim, ale wiadomo też, że Ślązacy są jacyś inni. – Niemcy – powiedzieliby niektórzy, sięgając po najgłupsze stereotypy. Wystarczy włączyć czasem „Dwójkę”, może trafi się na powtórkę „Świętej wojny”, gdzie Bercik nawija po śląsku. I familoki, te budynki z rdzawej cegły i z czerwonymi ramami okien. Do tego górnicy, którzy raz na jakiś czas protestują w Warszawie, bo domagają się utrzymania przywilejów. I jeszcze chcą autonomii. Same problemy z tym Śląskiem.

Polacy mają oczywisty problem ze zrozumieniem Ślązaków. Gorzej o tyle, że sami Ślązacy też je mają i to chyba nawet większe. – Więc kim są? Kim jesteśmy? – pytał w „Polityce” pisarz Szczepan Twardoch, który pisał, że przez lata budowania własnej tożsamości zamiast postawić sobie pytanie kim są, odpowiadali na to kim na pewno nie są. Zawsze byli katolikami, więc nie mogli być Pruskami. Gdy dołączyli do Polski po I wojnie światowej i trochę w niej pożyli, to przestało im być po drodze z Polską. Ba, w III Rzeszy powstał nawet Związek Dawniejszych Powstańców na rzecz Górnośląskiej Niepodległości. Twardoch wspominał, że gdy władzę nad Śląskiem przejęli komuniści, gdy rodził się PRL, nagle najważniejszym wydarzeniem w historii Gliwic stał się przejazd wojsk Jana III Sobieskiego w 1683 roku, a co drugie drzewo w mieście miało być osobiście posadzonym przez króla. Dzieci w szkole zaczęły się uczyć o Sienkiewiczu, Mickiewiczu, potem o powstaniu listopadowym, później o warszawskim. A Ślązacy tego nie rozumieją. Mają własną martyrologię, choćby terror po wejściu Armii Czerwonej na Śląsk, kiedy zaczęły się gwałty i wywózki na Syberię. Ślązakom wydawano tymczasowe zaświadczenia o narodowości, które w każdej chwili mogły być unieważnione. Upokorzenie.

Obraz ludu pracowitego, ale prostego pielęgnowały filmy Kazimierza Kutza. Ślązacy, gdy trzeba, przywdziewali mundury i szli walczyć o miejsce pracy lub o to, by przyłączyć ich krainę do Polski usłanej pięknymi, zielonymi polami. Innej niż brudny, czarny Śląsk, z dymem kopalnianym i pyłem węglowym. Tam, jeśli wychodziło się na zewnątrz rano w białej koszuli, to wieczorem do domu wracało się w już poczerniałej.

vscocam-photo-5

Reklama

Ale tego Śląska nie ma. Jest ten, który powoli odnajduje własną tożsamość, ale nie w opozycji do kogokolwiek. Ten, który odkrył, że jest krainą pełną lasów i parków. Modernistycznych, funkcjonalnych bloków i secesyjnych kamienic. Nowoczesnych muzeów i nowych filharmonii. W opuszczonych fabrykach narodziły się nowe przestrzenie, a w nich festiwale – od muzycznych po literackie. Na każdym rogu można kupić dziś koszulkę ze śląskim motywem, śląskim hasłem. Jest nawet śląska biżuteria – która frelka nie chciałaby chodzić z kawałkiem węgla na szyi?

No właśnie, frelka. W niedzielę na Cichej frelek – zgrabnych i kształtnych – było sporo. Poubierane w śląskie ludowe stroje rozdawały słonecznik, a właściwie słoniol, w papierowych tytkach. Gwara nie jest już obciachem, coraz więcej ludzie nie ścisza już głosu, gdy się nią posługuje, a nawet Samsung przygotował śląską wersję językową smartfonów. Ruch zawsze był śląskim klubem, w klubowych korytarzach mówiło się po śląsku. Ale teraz, od niedzieli, Ruch w końcu mówi też po śląsku na zewnątrz. Przynajmniej taki był plan, mecz z Legią miał być wielkim górnośląskim świętem. I był, choć nie obyło się bez zgrzytów.

To górnośląski fajer. Roz jeszcze nawołuja, żeby dopingować nasza drużyna. Pamiętajmy, że wiela bajtli jest na trybunach. Wspierajmy zespół w najciynżkich momentach – mówił Kurzela do kibiców Ruchu, gdy ci zaczęli wrzucać na Legię. I musiał dość często. A Legia dłużna nie pozostawała i trzeba było do niej mówić po polsku. Hasło „Łowcy Hanysów” widać było jasno i wyraźnie z każdego miejsca stadionu, bo flagę o takiej treści połączone siły sosnowiecko-warszawskie wywiesiły na płocie.

vscocam-photo-3

Gdy tylko się pokazała, Kurzela wiedział, że będzie miał masę roboty. – Szykuje się sporo wulgarów – zapowiedział, bo każde przekleństwo, zgodnie z wymogami w ekstraklasie, trzeba zagłuszyć. A obie strony dłużne sobie pozostawiać nie będą. Znalazł się jednak czas na to, i to całkiem sporo, by dyrygować świętem Górnego Śląska. Przedstawił orkiestrę górniczą, prosto z kopalni KWK Murcki-Staszic (trudno o bardziej śląską nazwę), przedstawił też Grzegorza Małyskę, pana, który opiekował się Omegą przez ostatnie lata kontynuując tradycję rodzinną, bo od 1939 roku zegarem zajmował się najpierw jego starzik Augustyn Ferda, później fater Jerzy Małyska. Teraz tradycję przejmie syn Marek.

Oczywiście w trakcie meczu liczył się ino szpil. Ruch zawiódł oczekiwania. Oj, jakby się teraz przydał taki Arek Piech do pomocy Mariuszowi Stępińskiemu, bo widać, że ten z przodu sam nie daje rady. – Ale ten Piech to dziwny synek – mruczeli kibice na trybunach przypominając, że były napastnik Ruchu dwukrotnie mógł wrócić na Cichą. Raz, gdy wracał z Turcji, drugi raz, gdy Legia oferowała go połowie ligi. – Jo rozumia, że to praca, ale żadnego przywiązania do barw żeby nie mieć – kręcili głowami. Na swoich też się krzywili. Ilekroć wstawali z miejsc i dopingowali krótkim, ale ostrym „Ciiiś!”, to musieli szybko usiąść z głośnych westchnięciem „Ciuuul”. Żodyn strzał, poza jednym Stępińskiego, nie trafił pod ekę. A ten Nikolić to kawał fusbalera, ale mógłby odpuścić symulki. Niby Serb, ale już gorol.

Processed with VSCOcam with c1 preset

Cała Cicha była w niedzielę upstrzona flagami w żółto-niebieskich barwach. Jeśli jednak ktoś marzył bądź obawiał się, że to wszystko zmieni się w wielką polityczną manifestację i wysunięcie jasnych żądań oddzielenia Śląska od Polski, musiał być zawiedziony. Była jedna przed meczem, ale nie krzyczano o złych Polakach, prędzej o brzydkiej Legii. Większość przyśpiewek była po polsku, w końcu Ruchowi kibicuje się też w Małopolsce i na Podhalu. Ślązacy szukają własnej drogi, ale raczej równoległej do Polski, a nie poprzecznej.

Ruch, chyba jako jeden z niewielu polskich klubów, stał się głosem w sprawie. Śląsk budzi się do życia na swój sposób i to, co stało się w niedzielę na Cichej, było na to dowodem, jednym z wielu. Poprzez futbol opowiadano już o przemianach społecznych w Holandii (futbol totalny a kultura Provosów) czy Hiszpanii (Katalonia kontra Kastylia, wiadomo), ale rzadko można było tak pisać o polskiej piłce. Teraz w końcu można.

vscocam-photo-2 (1)

vscocam-photo-4

JACEK STASZAK

Najnowsze

Ekstraklasa

Nestorzy kontra młode wilczki na ławkach trenerskich Ekstraklasy

AbsurDB
0
Nestorzy kontra młode wilczki na ławkach trenerskich Ekstraklasy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...