Reklama

Dziewiąty klub Pawłowskiego w seniorskiej piłce. Pobudka!

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

21 września 2015, 10:23 • 4 min czytania 0 komentarzy

Mecz Korony Kielce z Górnikiem Łęczna niemal na pewno nie będzie ciekawym widowiskiem. Nieprzypadkowo ludzie ustalający terminarz rzucili właśnie tę pozycję na poniedziałek, poniekąd wskazując tym samym najmniej atrakcyjne starcie tej serii gier. Obie drużyny powoli ciułają punkty, w poszczególnych meczach potrafią nawet zaprezentować się z naprawdę przyzwoitej strony – np. Korona z Legią, a Górnik z Wisłą – ale generalnie ciężko wymagać od nich cudów. Gdy zaczęliśmy szerzej zastanawiać się nad dzisiejszym spotkaniem, złapaliśmy się na tym, że jego najciekawszym wydarzeniem może być… debiut Bartłomieja Pawłowskiego w drużynie gospodarzy. 

Dziewiąty klub Pawłowskiego w seniorskiej piłce. Pobudka!

– Zdecydowałem się na podpisanie umowy z Koroną, bo uznałem, że to będzie dla mnie dobre miejsce. Chcę przez ten sezon odbudować i ustabilizować formę. Mam nadzieję, ze będę grał jak najwięcej – mówi przed dzisiejszym spotkaniem sam zainteresowany, a my mamy wrażenie, że kiedyś już usłyszeliśmy coś podobnego z jego ust. Kiedyś… Miało to miejsce zapewne pół roku temu, gdy trafiał na wypożyczenie do walczącego o utrzymanie Zawiszy. Ale nie mamy zamiaru się tego czepiać, to racjonalna ocena sytuacji.

A już na pewno bardziej racjonalna niż zdanie: „jestem świetnym piłkarzem”, rzucone po meczu z Puszczą Niepołomice w Pucharze Polski, w którym Pawłowski strzelił dwa gole.

Nie tak to wszystko miało wyglądać, to oczywiste. Gość ma dopiero 22 lata, a dziś najprawdopodobniej będzie reprezentował barwy już piątego klubu w Ekstraklasie! Sesja zdjęciowa w Podbeskidziu też jest pewną formą reprezentowania, ale tego nie wliczamy. Ogółem Korona Kielce będzie jego – uwaga! – dziewiątą drużyną w seniorskiej piłce. Gdybyśmy mówili o zawodniku kończącym karierę, nie byłoby w tym nic dziwnego, ale zajmujemy się przecież gościem, który dopiero ją rozpoczyna.

Dziewiąty klub… Już nie wiemy, czy to piłkarz czy już tylko podróżnik.

Reklama

I to międzynarodowy, bo Bartek prócz zwiedzania naszego kraju, spędził również trochę czasu w Hiszpanii. To największa porażka. Niby przyzwyczailiśmy się już do tego, że nasi wracają do kraju z podkulonym ogonem, ale gdy ktoś tak szybko odbija się od ściany w lidze poważniejszej od Ekstraklasy… to musi boleć. I zostawiać ślad w psychice. Choć nikt tego na głos nie przyzna, wszyscy będą mówić o „cennym doświadczeniu”, motywacja znacznie spada. Szansa na kolejny wyjazd? Na pewno jakaś tam jest, ale bądźmy szczerzy – nawet jeśli mówimy o graczu, który wrócił na wysoki poziom w Polsce, plama w CV zostaje. Potencjalny pracodawca na Zachodzie siedemnaście razy dłużej będzie się zastanawiał nad chłopakiem, na którym już się ktoś w przeszłości sparzył.

Malaga. Duży klub, ale najwięksi entuzjaści talentu Pawłowskiego, przebąkiwali o tym, że dla niego to może być tylko przystanek. W sumie nas też można by zaliczyć wtedy do grona osób wierzących w tego chłopaka. Oczywiście nie ślepo, nie na taką skalę jak powyżej, ale jednak. Był przebojowy i – jak się wtedy wydawało – miał poukładane w głowie. Wystarczyło zobaczyć, jak radzi sobie z nauką języka hiszpańskiego, by stwierdzić, że poważnie traktuje szansę, którą otrzymał.

Dostawał je również na boisku, w zasadzie od pierwszego sparingu. Zainteresował wtedy kibiców i sztab szkoleniowy swoją osobą. W drugiej kolejce La Liga wyszedł w podstawowym składzie na mecz FC Barceloną. Miesiąc później po raz pierwszy trafił do siatki w spotkaniu ligowym, pokonał bramkarza Realu Valladolid. Za sześć dni będziemy mieli drugą rocznicę tej bardzo ładnej bramki.

Roczny pobyt w Hiszpanii skończył na ośmiu szansach w lidze. W Lechii z automatu dostał miejsce w podstawowym składzie, ale tylko zawodził. A że kolejka do zastąpienia go ciągnęła się od siedziby klubu aż do Sopotu, szybko stracił miejsce w wyjściowej jedenastce. Zawisza? Wiosną drużyna grała bardzo dobrze, było tam dla niego miejsce i grywał niezłe mecze. Tylko dwa razy oceniliśmy jego występy na „trzy”, pozostałe tylko wyżej. Ale liczby go nie bronią – 0 goli, tyle samo asyst, 2 kluczowe podania. Biorąc pod uwagę wyniki Alvarinho, Miki, Drygasa, Barisicia, Świerczoka – wypada blado.

Bez dwóch zdań – pogubił się. Potrafimy to zrozumieć, wszak to jeszcze ciągle młokos, ale data ważności tej wymówki jest ściśle określona. Już niedługo stanie się przeterminowana. Pamiętamy sytuację, gdy bodajże z okazji świąt w ramach żartu rozdawaliśmy prezenty ludziom polskiej piłki. Bartłomiejowi Pawłowskiemu podarowaliśmy plakat Szymona Pawłowskiego – jako wzoru do naśladowania na boisku. Reakcji się nie spodziewaliśmy, Bartek się strasznie obraził. Śmieszna sprawa, ale też pokazująca, że blokady puściły, chłopak nie trzyma ciśnienia.

Reklama

Jesteśmy naprawdę ciekawi, w którym miejscu znajdzie się za pięć lat, gdy będzie w najlepszym wieku dla piłkarza. Poważny klub i reprezentacja czy Chrobry Głogów? Walka o przyszłość zaczyna się już dziś.

4sujH2f

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...