Reklama

Nie widziałem możliwości, by zrealizować postawiony przed nami cel

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

09 września 2015, 21:20 • 8 min czytania 0 komentarzy

– Skąd ta decyzja? Powiem po chłopsku: nie widziałem i nie czułem tutaj warunków, by zrealizować postawiony przed nami cel. Miałem takie myśli od tygodni, nie wydarzyło się nic z dnia na dzień – Zapraszamy do wywiadu z Mariuszem Rumakiem, który przeprowadził Piotr Tomasik.

Nie widziałem możliwości, by zrealizować postawiony przed nami cel

Męczył się pan, jak mówi Radosław Osuch, w pierwszej lidze?

– Nie. To nie był powód mojego odejścia, choć niektórzy mogli odnieść takie wrażenie.

Osuch jednak twierdzi: „Trener męczył się w pierwszej lidze. Nie czuł jej. Nikogo nie można trzymać na siłę, tak jak było z Alvarinho”.

– To nie tak. Decyzję o odejściu podjąłem wcześniej, wyszedłem z propozycją rozstania jeszcze przed meczem z Olimpią Grudziądz. Piątkowe spotkanie miało być jedynie dopełnieniem mojej pracy – zależało mi, by wygrać na pożegnanie prestiżowe derby. Wygraliśmy, a dziś zostawiam zespół ze stratą trzech punktów do lidera. Skąd ta decyzja? Powiem po chłopsku: nie widziałem i nie czułem tutaj warunków, by zrealizować postawiony przed nami cel. Miałem takie myśli od tygodni, nie wydarzyło się nic z dnia na dzień.

Reklama

Chodzi o piłkarską jakość, jaką straciliście?

– Nie chodzi o jakość czy fakt, że to tylko pierwsza liga. Poszło o całokształt. Żeby coś konkretnego zrealizować, trzeba to poczuć. Przez rok pracy w Zawiszy prowadziłem trzy zespoły – w pierwszej rundzie słabo to wyglądało i ciężko było wprowadzić zmiany, które dałyby pozytywny wynik. Drugi zespół zbudowaliśmy zimą, już przy moim sporym udziale, osiągnął on niezłe wyniki, ale przez zbyt dużą stratę punktową nie zrealizował celu. Był jeszcze trzeci zespół: znów tworzony od nowa i znów trzeba było uwierzyć w jego sukces. Ale ta budowa, warunki i szereg innych wydarzeń nie sprawiły, że i ja bym uwierzył. Nie sztuką jest utrzymać pracę i przez drugi, trzeci miesiąc pobierać pensję po prostu za posadę trenera. Jestem ambitnym człowiekiem. Jeżeli czuję, że nie jestem w stanie czegoś zrealizować, to odchodzę.

A nie jest tak, że siłę trenera poznaje się właśnie w pracy w trudnych warunkach? Ryszard Tarasiewicz po objęciu Miedzi Legnica powiedział: „Warsztaty trenerów, którzy na tym szczeblu nie funkcjonowali, są w jakimś szczeblu uboższe”.

– Ciężko mi ocenić, jaki wpływ na warsztat trenerów miała pierwsza liga. Pozostaję jednak przy stanowisku, że trzeba być uczciwym w tym, co się robi. Jeżeli ja tego nie czuję, dlaczego mam dalej to ciągnąć? Nie jestem typem człowieka, który stara się mieć pracę za wszelką cenę. Chcę być tym, który może do drużyny coś wnieść i ją zbudować, jak wcześniej w Zawiszy.

Pan chyba nie był do tego projektu przekonany od zakończenia poprzedniego sezonu. Przegląd Sportowy pisał, że trener Rumak chce odpocząć od piłki i nie zamierza prowadzić drużyny w pierwszej lidze, potem – nie było przez długi czas jasne, czy pan tego Zawiszę będzie dalej trenował.

– Przegląd Sportowy tak pisał, ale nie były to moje słowa. Czasem powstaje przecież materiał, by sprowokować, choć nikomu nic nie chcę zarzucać… W pierwszej fazie okresu przygotowawczego, jeszcze w czerwcu, miałem do dyspozycji większość piłkarzy, którzy byli w Ekstraklasie. Było widać wysoką jakość, ale ona z tygodnia na tydzień się obniżała. Kolejnym piłkarzom wygasały kontrakty, innych sprzedawano. Miałem wątpliwości, co będzie dalej.

Reklama

I jaki miał pan wpływ na kształt tego zespołu? Uderzał pan pięścią w stół przy niektórych transferach, wskazywał nazwiska? Chciał pan przed końcem okna transferowego skrzydłowego i napastnika, doszedł tylko Patejuk.

– To nie była łatwa sytuacja. Prezes od samego początku mówił, że stracił wiele pieniędzy i nie ma środków na wzmocnienia. Pozyskiwał więc fundusze m.in. z transferów zawodników, którzy akurat wiosną poczynili duży postęp. To też znamienne, a i rzadko spotykane w Europie, że z zespołu, który spadł z Ekstraklasy, udaje się sprzedać za gotówkę aż tylu zawodników. W pierwszej kolejności musiał się jednak zgadzać rachunek ekonomiczny, a nie sportowy.

Czarę goryczy przelał transfer Alvarinho, o którym dowiedział się pan z internetu?

– To jest fakt. Piłkarze krok po kroku od nas odchodzili, ciężko ich było zatrzymać, a w pewnym momencie – po rozpoczęciu sezonu – z dotychczasowego pierwszego składu zostało ich trzech. Tylko, że Mica był kontuzjowany, Alvarinho zaraz się spakował, jedynie grał Drygas. To zupełnie inne realia. Nie chcę traktować tej sprawy zerojedynkowo i mówić, że zdecydowałem o odejściu z powodu transferu. Ten proces od jakiegoś czasu we mnie dojrzewał. Z drugiej strony, miałem ambicję, by pozostawić zespół stabilny, zdrowy – kontuzję ma tylko jeden zawodnik – i w dobrej sytuacji w tabeli. Dziś Zawiszy nie trzeba naprawiać, wystarczy go dobrze poprowadzić.

Panie trenerze, szczerze…

– Zawsze mówię szczerze…

Jak bardzo frustrowała pana sytuacja z Portugalczykami? Mówił pan: „Nie będę nikogo prosił, żeby trenował i grał”. W momencie, gdy Alvarinho odmówił wyjścia na trening, padło stanowcze stwierdzenie, że on u pana nie zagra. Zaraz potem zagrał.

– Mówiłem, że Alvarinho stracił zaufanie drużyny. Słowa były stanowcze, bo piłkarz musi wiedzieć, jakie jest stanowisko zespołu. Bo zespół to grupa ludzi, która opiera się na zaufaniu, a jeśli ktoś nie wyjdzie na trening to je utraci. Wiem jednak, że to młodzi ludzie i popełniają błędy. Rozmawiałem kilkukrotnie z Alvarinho, rozmawiałem też z kapitanem, który powiedział: „Może nie jest super, ale jedziemy dalej, błędy się zdarzają”. Dyskutowaliśmy wcześniej o jego powrocie do składu, to była przemyślana decyzja.

Dyrektor sportowy Łukasz Skrzyński dał wtedy do zrozumienia, że jest dwa kroki za panem – nie wiedział, że Alvarinho nie wyszedł na trening, nie słyszał pańskich wypowiedzi. To przykład, że ta współpraca nie układa się najlepiej?

– To był raczej błąd w komunikacji. Nie chcę mówić, jak ta współpraca wyglądała, bo dziś najłatwiej byłoby wylewać swoje żale. Jeżeli ktoś jest twardym gościem, to o trudnych sprawach powie również wtedy, gdy ma pracę. Ja tego nie komentowałem dotychczas i nie komentuję też teraz.

Jeszcze przed transferem Alvarinho rozmawiałem z Radosławem Osuchem. Mówił wtedy: „Narzekam na trenera, bo on też chodzi i kręci nosem, że prowadzi zespół w pierwszej lidze”. I drugi cytat: „Wiosną wylansowałem trenera”. Dało się odczuć, że ten związek zbyt długo nie wytrzyma, bo pan – czytając takie słowa – też się raczej nie uśmiecha.

– I się nie uśmiechałem. Każdy ma prawo do swojej opinii, ale musi się liczyć z konsekwencjami. Oceniając inną osobę, trzeba brać pod uwagę, jak ona to odbierze. Na pewno nie zgodzę się z tym, że ktoś mnie tutaj wylansował. Prezes Osuch nie wziął trenera znikąd, nieznanego i nie zaczął go lansować, tylko tego, który dwukrotnie zdobył wicemistrzostwo Polski. Być może jednak on uważa inaczej.

A to kręcenie nosem?

– Najłatwiej powiedzieć, że ktoś chodzi i kręci nosem. A ja po prostu nie widziałem możliwości zrealizowania postawionego mi celu.

Co pan chciał wskórać wylewem negatywnych emocji, mówiąc, że poziom pierwszej ligi jest niski?

– Przede wszystkim zauważyłem, że wiele moich słów z konferencji zostało w prasie wyjętych. Najłatwiej napisać, bo to czytałem, że Rumak twierdzi, że pierwsza liga jest słaba. Pytanie, jakie usłyszałem, dotyczyło tego, że wiele zespołów traci punkty, a nawet lider ma ich niewiele. Odpowiedziałem więc, że słabością tej ligi jest jej nieprzewidywalność, bramki czasami padają przypadkowe i każdy może z każdym wygrać. Ktoś powie, że to atrakcyjne dla widowiska. A ja uważam, że nieprzewidywalność w sporcie jest niedobra, bo chodzi o powtarzalność, wygranie trzech-czterech meczów z rzędu. Zespołów, które mają tę stabilność, na zapleczu Ekstraklasy nie ma. Nie jest więc tak, że Rumak odchodzi z Zawiszy, bo pierwsza liga jest słaba. Ja przecież w tej lidze byłem, gdy wypowiedziałem te słowa, i mówiłem też o sobie, skoro nie potrafiłem na tyle ustabilizować formy zespołu, by ten te trzy kolejne spotkania wygrał. A żeby awansować, potrzeba takich serii.

Już napisano, że Rumak odchodzi przez niski poziom ligi, więc musi się pan tłumaczyć ze swoich wypowiedzi i tego, jak zostają odebrane. Po raz kolejny…

– To nadinterpretacja niektórych słów, wyciąganie fragmentu z kontekstu. Dziennikarz nie dopyta, ale napisze i spróbuje rozkręcić sensację. Dlatego niechętnie udzielam wywiadów – jedynie wtedy, gdy coś się dzieje. Za trzy, cztery dni się uspokoi. Wiadomo, że najłatwiej teraz złapać trenera, by zaatakował prezesa, a potem prezesa, by ten mu odpowiedział. To niezgodne z moim postępowaniem.

Jakie dziś emocje w panu siedzą?

– Jestem spokojny. Rozmawiałem z trenerem-przyjacielem, który mówi, że można mnie postrzegać przez pryzmat wyniku jaki osiągnąłem z Zawiszą. Ja to rozpatruję szerzej: prowadziłem klub w niektórych momentach, które utkwią w pamięci ludzi. Zawisza nigdy wcześniej w Ekstraklasie nie wygrał kolejnych sześciu meczów i kolejnych ośmiu nie przegrał. Wielu piłkarzy też się rozwinęło. Wójcicki może być jednym z lepszych prawych obrońców, Majewskij przechodzi do Anży, wielu zgłasza się po Sandomierskiego, Alvarinho czy Drygasa. To ewenement. Ja też się zdziwiłem, gdy otrzymałem od swoich przeciwników nominację na Trenera Sezonu. Usłyszałem nawet w pewnym momencie, że gramy najlepszą piłkę w lidze. Teraz mamy kolejny przykład: wychowankowie Łukowski i Kona przez rok ciężko pracowali, a dziś grają na dobrym poziomie na zapleczu. Biorę pełną odpowiedzialność za wynik z poprzedniego sezonu, ale klub i sami piłkarze też się rozwinęli. Mówią o tym statystyki i dobra wiosna. A spośród tych, których nie chcieliśmy zimą, tylko Goulon gra dziś na najwyższym poziomie. Myślę, że coś po mojej pracy w Zawiszy zostało.

Co z panem? Dokąd podjechał tramwaj, o którym mówił po przyjściu do Bydgoszczy?

– Jestem bardziej doświadczonym trenerem. Wiele rzeczy, których nie widziałem, dostrzegłem z innej perspektywy. Na stażu zagranicznym raz usłyszałem: „Możesz mieć najlepsze treningi i najlepsze
ćwiczenia, ale bez dobrego materiału nic nie zrobisz”. Wcześniej myślałem, że ciężką pracą można osiągnąć wszystko. Błąd. Można osiągnąć wiele, ale materiał jest bardzo istotny. Bo, proszę mi wierzyć, mój sposób pracy między jesienią a wiosną prawie w ogóle się nie zmienił. Wyników z kolei nie da się porównać.

Wielu łączy pana inicjatywę, by się rozstać, z tym, że na dniach coś u pana się wydarzy. A może jednak odpoczynek?

– Jestem młodym trenerem, nie mam po czym odpoczywać. Ciągle jestem gotów do pracy, głowa pełna pomysłów, a mam dopiero 38 lat. Powiem uczciwie: na dzień dzisiejszy, 8. września (rozmawialiśmy we wtorek – przyp.PT.), żadnej propozycji pracy nie mam. Przyznaję jednak, że w ostatnich miesiącach były nieformalne zapytania. Dziś nic się nie dzieje, ale nie wiem, co przyniesie dzień jutrzejszy.

Rozmawiał PIOTR TOMASIK

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
7
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
2
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...