Reklama

Osuch: Największą tragedię po spadku Zawiszy przeżyłem ja

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

12 sierpnia 2015, 16:26 • 6 min czytania 0 komentarzy

O Alvarinho, Portugalczykach, trenerze Rumaku, kibicach i budżecie klubu na ten sezon. Radosław Osuch, właściciel Zawiszy, w rozmowie z Weszło na temat ostatnich wydarzeń…

Osuch: Największą tragedię po spadku Zawiszy przeżyłem ja

Wie pan, że w zeszłym tygodniu Alvarinho odmówił udziału w treningu?

– Nie odmówił, tylko już od dłuższego czasu zgłaszał, że nie chce grać w pierwszej lidze. Ma oferty z Ekstraklasy i klubów zagranicznych, prosił, by go wytransferować, ale finansowo były to propozycje nie do zaakceptowania. Mówiłem mu: „Możemy usiąść do rozmów, kiedy przyjdzie rozsądna oferta”. Alvarinho chciałby wrócić do Portugalii, ale tamtejsze kluby są w kryzysie, nie mają pieniędzy na zakupy, również kilka tych z najwyższej klasy rozgrywkowej. Proponowali mi procent od następnej transakcji, ale to mnie nie interesowało. Przede wszystkim wiadomo, jak duża jest przepaść finansowa między Ekstraklasą a pierwszą ligą – prawie siedem milionów złotych. Dlatego wolę go zostawić, by za darmo odszedł nawet za rok, nie teraz. Tylko idiota oddałby najlepszego piłkarza poprzedniej rundy za czapkę śliwek.

Pytanie, czy on dalej nie będzie odmawiał wychodzenia na trening.

– Alvarinho narzekał ostatnio na ból pleców, być może mógł wziąć tabletki przeciwbólowe i grać. Wiem, że wczoraj był na treningu i zobaczymy, co wydarzy się dalej. On chciałby iść do Ekstraklasy, ale takich przypadków po spadku klubu są setki. Największe tragedię przeżyłem jednak ja, właściciel klubu. Wiosną wylansowałem trenera, przynajmniej pięciu piłkarzy było najlepszych na swoich pozycjach w lidze i teraz każdy oczekuje, że będzie grał w Ekstraklasie. Bełchatów też spadł, ale większego zainteresowania – poza Michałem Makiem – tymi zawodnikami nie było. A u nas wielu miało po kilka ofert. To dramat, który dotyka mnie, bo zrobiłem bardzo dobrą personalnie drużynę, która się nie utrzymała.

Reklama

Dla jasności: co będzie z tym Alvarinho?

– Ma kontrakt ważny jeszcze przez rok i on go obowiązuje. Jeśli mnie nie odpowiadałby dany zawodnik, to nie mogę się go pozbyć bez żadnych konsekwencji. Tak samo w drugą stronę, to logiczne. Jeśli nie przyjdzie wystarczająca dobra oferta za niego, Alvarinho będzie musiał grać. Jeśli nie będzie grał, to może zostać zawieszony. Rozumiem go, bo to bardzo dobry piłkarz, ma umiejętności na Ekstraklasę i nie chce jeździć po pierwszoligowych stadionach, ale umowę – i to na dotychczasowych warunkach – mu zostawiłem. Nie może być też tak, że jemu gra w jednym klubie się znudziła i chce grać w lepszej lidze. No, bo kto by nie chciał? Tylko, proszę pamiętać, że Alvarinho przed Zawiszą był na trzecim poziomie w Portugalii, nigdzie wyżej. Teraz po dobrych meczach podpuszcza go menedżer, by pod pretekstem spadku rozwiązać umowę i dostać dobrą prowizję za podpis jako zawodnik z kartą na ręku.

Nie obawia się pan o tych Portugalczyków? Sezon dopiero ruszył, a już są problemy…

– Obawiałem się jednej rzeczy – spadku. I to jest dramat. My, przy dotychczasowym składzie i trzech wzmocnieniach, mielibyśmy teraz czołową drużynę w lidze. Kto wie, może gralibyśmy o pierwszą trójkę? Już wiosną znacząco się wyróżnialiśmy, personalnie byliśmy koło czwartego miejsca. Tymczasem drużyna spadła z Ekstraklasy, a wszyscy narzekają na to, że mają grać poziom niżej. Zaraz, ale kto spadł? Trener i piłkarze czy ja? Jeśli mają jakieś pretensje, to powinni mieć je przede wszystkim do siebie. W klubie było wszystko poukładane, dałem z siebie 200 procent.

Znów trzeba tworzyć drużynę od podstaw.

– Niestety, to już kolejny raz, ostatnio prawie co pół roku musieliśmy to robić. Takie zmiany są jednak konieczne, byśmy mogli w krótkim czasie awansować. Poprzednim razem już w pierwszym sezonie byliśmy bardzo blisko, w drugim – osiągnęliśmy cel. I tym sposobem wielu ludziom coś pokazaliśmy. Po pierwsze, wychwala się niektórych cudownych szefów i wspaniałe zarządzanie w pierwszej lidze, a oni siedzą na tym poziomie od dziesięciu lat. Po drugie, Lechia, która ma cudownego i wspaniałego właściciela z Niemiec, wymieniła dwukrotnie więcej trenerów niż ja. Wychodzi też na jaw, że ten klub ma wobec innych zaległości, a ja ze wszystkimi – w niedługim czasie przewinęło się tutaj ze stu zawodników – momentalnie się rozliczyłem. Możecie mi wierzyć, jako właściciel zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy.

Reklama

Mam tylko żal do trenera i piłkarzy, że się nie utrzymali. Dziesięć kolejek przed końcem sezonu mieliśmy minimalną stratę do wyjścia ze strefy spadkowej, a przez tak długi czas tego nie dokonaliśmy. Dziesięć meczów! Gdybyśmy sprawę zawalili dopiero w ostatnim spotkaniu, nie miałbym żadnych pretensji. Teraz chłopaki muszą wziąć się do roboty i wypić to piwo, które nawarzyli, bo ja też życzę sobie szybkiego powrotu do Ekstraklasy. Ale biadolenie, że jesteśmy w pierwszej lidze, nie chcemy tutaj grać i trenować, niczemu nie służy. Sami zgotowaliśmy sobie ten los. Trener Rumak był przecież w Zawiszy przez 30 kolejek, a nie przez ostatnich siedem, on też ponosi odpowiedzialność. Alvarinho podobnie – nie przyszedł w ostatnich okienku, tylko znacznie wcześniej. Przykro mi, ja też bym chciał rozgrywać teraz mecze w Ekstraklasie, ale to ja najbardziej cierpię. Jestem kilka milionów w plecy, muszę to jakoś dźwignąć finansowo.

Skoro narzeka pan na trenera, to po co teraz panu ten Rumak?

– Narzekam, bo on też chodzi i kręci nosem, że prowadzi zespół w pierwszej lidze. To nie moja wina, on również spadł. Kiedy Zawisza wygrywał, mówiliśmy o autorskim projekcie trenera Rumaka. A jak przegrywał i spadł, to co? Dlatego mam prośbę: weźmy się wszyscy do roboty, zasuwajmy na zapleczu i wróćmy jak najszybciej. To jest moment, kiedy trener i zawodnicy powinni pokazać charakter, coś udowodnić i zrehabilitować się w moich oczach. Najbardziej mi się podoba postawa Kamila Drygasa – on ma kontrakt ekstraklasowy, ale zasuwa za trzech, nie narzeka i porządnie gra. Chciałbym, żeby służył za przykład dla całej reszty.

Jaki budżet jest potrzebny, by grać o awans?

– Myślę, że taki, jak przy naszym poprzednim awansie. Pięć i pół miliona złotych.

Dwa i pół miliona daje miasto. Pozostałe pieniądze są pana?

– Tak, wykładam je z własnej kieszeni. Nie mam sponsorów, walczę sam.

Liczy pan na kibiców? Na ostatnim meczu było niespełna 1300 ludzi.

– A przychodziło w poprzednim sezonie już ponad pięć tysięcy. Niestety, przy okazji meczu z Kluczborkiem znów miała miejsce akcja kiboli, przez którą ludzie woleli ze strachu nie przyjść na Zawiszę. Przykre i chore jest to, co momentami się tutaj odbywa. To poważny problem, który musi zostać rozwiązany przez policję i miasto. To jest to ogromne zmartwienie Bydgoszczy, nie Alvarinho. Musimy odbudować klub, a trudno jest coś budować, gdy zwycięża przemoc i kłamstwo. Tak dziś, niestety, wygląda nasza działalność.

Dzisiejsza prasa informuje, że prokuratura uznała, że są podstawy, by wszcząć śledztwo w sprawie podejrzenia pana o stosowanie gróźb w sprawie Macieja Wandzela.

– Nic na ten temat nie wiem. Przebywam obecnie poza Polską i zajmę się tym po powrocie.

PT

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024
Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
3
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...