Reklama

Smutny dzień w prasie: Za rok jubileusz 20 lat bez Ligi Mistrzów

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

30 lipca 2015, 09:05 • 14 min czytania 0 komentarzy

Co jednak z tego, że Lech grał naprawdę obiecującą pierwszą połowę, skoro cały plan legł w gruzach. A wszystko wskazuje na to, że za rok będziemy obchodzić smutny jubileusz 20 lat bez polskiej drużyny w Lidze Mistrzów. Lech jednak jeszcze z europejskich pucharów nie odpadł. Zespół z Poznania, jeśli w Bazylei nie nastąpi cud, zostanie przesunięty do czwartej rundy kwalifikacji Ligi Europejskiej. W dodatku, dzięki niezłemu współczynnikowi klubowemu UEFA, będzie w tej rundzie – podobnie jak Legia, oczywiście pod warunkiem, że drużyna Henninga Berga pokona albańskie Kukesi – rozstawiony. Wciąż mamy więc dobre widoki na dwie polskie drużyny w Europie. Szkoda tylko że znowu w pucharze pocieszenia – czytamy w dzisiejszej Rzeczpospolitej o wczorajszych wydarzeniach. Dziś w prasie królują Legia i Lech.

Smutny dzień w prasie: Za rok jubileusz 20 lat bez Ligi Mistrzów

FAKT

Wygramy w Albanii – deklaruje Tomasz Brzyski.

Jesteśmy faworytem, jedziemy po zwycięstwo, ale musimy potwierdzić to na boisku – mówi przed dzisiejszym meczem trzeciej rundy eliminacji Ligi Europy obrońca Legii Tomasz Brzyski (33 l.). Rok temu o tej porze Legia też rywalizowała w III rundzie eliminacji, ale nie LE, a Champions League. Rywalem nie był anonimowy zespół z Albanii, który pucharowych spotkań nie rozgrywa na swoim pięciotysięcznym stadionie, tylko w Tiranie, ale Celtic. (…) – Nie do końca wiemy, czego możemy się spodziewać oprócz upału. Pojechaliśmy wygrać, chcemy szybko strzelić gola albo dwa i mieć spokój w rewanżu. Mówi się łatwo, zobaczymy, jak będzie z wykonaniem planu – twierdzi Brzyski.

Skład, jaki przewiduje Fakt, nie zakłada niespodzianek: Kuciak – Broź, Rzeźniczak, Lewczuk, Brzyski – Furman, Jodłowiec – Guilherme, Duda, Kucharczyk – Nikolić.

Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Brzyski mówi, że nie wie, czego spodziewać się oprócz upału. Stanislav Levy przekonuje z kolei, że Legia może obawiać się tylko upału.

Piłkarze Legii nie powinni mieć problemów z Kukesi – przewiduje Stanislav Levy (57 l.), były trener Śląska Wrocław, dziś prowadzący albańskie Flamurtari Wlora. Zdaniem czeskiego szkoleniowca największym przeciwnikiem wicemistrza Polski będzie potworny upał. – Jest bardzo gorąco, temperatura sięga 38 stopni. To mógłby być mały problem dla Legii. Mecz jest jednak rozgrywany o godzinie 20, a wtedy upał trochę odpuszcza – przekonuje Levy.

Obok czytamy o Lechu. Obroniony karny to za mało.

Porażka Lecha 1:3 na własnym stadionie powoduje, że FC Basel jest prawie pewny awansu. W rewanżowym meczu w Szwajcarii poznański zespół może liczyć tylko na cud. Lechici przez długi czas grali dobrze, ale nie ustrzegli się błędów.

Nie ma sensu cytować dalej, bo to już zwykła opisówka. W dzisiejszej prasie znajdziemy ciekawsze relacje.

Reklama

W ramkach:
– Visnakovs gotowy do gry
– Lechia po 32 latach znów przegrała z Juve
– 17-letni Ukrainiec podpisał kontrakt z Koroną
– Piast pozwoli odejść Szumskiemu?
– Majewski odszedł z Nottingham

Image and video hosting by TinyPic

Tymczasem Turcy kuszą Picha.

Kolejni zainteresowani pytają o słowackiego skrzydłowego Śląska. Po 27-latka zgłosiła się Kaimpasa, 13. zespół ligi tureckiej zeszłego sezonu. Niebawem może być jeszcze ciekawiej, bo pozyskaniem Picha zainteresowany jest Lech. (…) – Na tę chwilę nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Owszem, mam oferty z innych klubów, ale nie wykluczam, że zostanę na dłużej we Wrocławiu. Cały czas czekam na ruch ze strony działaczy. Może za 2-3 tygodnie będę mógł powiedzieć coś więcej – mówi nam Słowak. Pytany o zainteresowanie tureckiego klubu odpowiada krótko. – Kasimpasa? Wiem o niej, ale sprawa nie jest jeszcze konkretna – urywa temat. Pich nie widzi powodów do pośpiechu i trudno mu się dziwić, bo za kilka tygodni może dostać lepszą ofertę. Słowak znalazł się na liście zainteresowań poznaniaków, tylko że ci nie wiedzą, jak skończy się ich rywalizacja z FC Basel i czy zagrają w fazie grupowej choćby Ligi Europy.

A obok historia typowa dla tabloidu – jak wyrósł Robert Lewandowski.

RZECZPOSPOLITA

Platini się zgłasza.

Michel Platini nie dał się dłużej prosić i ogłosił, że wystartuje w lutym w wyborach na szefa FIFA. Obecny prezydent Europejskiej Federacji Piłkarskiej (UEFA) będzie faworytem wyborów, gdyż nie ma liczących się kontrkandydatów i trudno przypuszczać, by pojawił się taki w najbliższych miesiącach. Platini ma 60 lat, był jednym z najlepszych piłkarzy świata, trenerem reprezentacji Francji, współprzewodniczącym komitetu organizującego francuski mundial 1998. Szefem UEFA został w 2007 roku. Od dawna nakłaniano go, by wystartował w wyborach przeciwko Seppowi Blatterowi. Dotychczas odmawiał, ale ostatni skandal korupcyjny sprawił, że zmienił zdanie.

Dobra, szukamy czegoś ciekawszego… Brazylijsko-albański koktajl, czyli dzisiejszy rywal Legii.

Kukesi to nowa siła w albańskiej piłce. Przez większość czasu od powstania w 1930 roku klub ten grał w niższych ligach. W 2010 roku w zespół zainwestował wraz z miastem Kukes albański parlamentarzysta Fatos Hoxa. Dwa lata później przyszedł awans do ekstraklasy, gdy Kukesi zajęło drugie miejsce w II lidze. I od tamtej pory druga lokata stała się przekleństwem klubu. Po awansie Kukesi trzy razy zdobywało wicemistrzostwo kraju (za każdym razem ustępując tylko Skenderbeu Korcza) i dwukrotnie przegrało w finale Pucharu Albanii. W kadrze zespołu jest aż siedmiu Brazylijczyków, wszyscy poza defensywnym pomocnikiem Jeffersonem przyszli przed początkiem tego sezonu. Za ich sprowadzeniem stoi dyrektor sportowy, także Brazylijczyk – Marcello Troisi. To były piłkarz, który kilkanaście lat temu zrobił nawet coś na kształt kariery w Grecji (występował w PAOK Saloniki i Levadiakosie). Teraz ten albańsko-brazylijski koktajl będzie musiała przełknąć Legia. Kukesi w Europie najdalej zaszło w swoim pierwszym sezonie. W kwalifikacjach Ligi Europejskiej Albańczycy wyeliminowali Florę Tallin, FK Sarajewo i Metalurg Donieck – dopiero w IV rundzie lepszy okazał się turecki Trabzonspor.

I Piotr Żelazny o wczorajszym meczu: Liczenie na cud.

Za rok będziemy obchodzić smutny jubileusz – 20 lat bez polskiej drużyny w Champions League. Lech właściwie stracił już szanse na awans do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów. W Poznaniu przegrał z FC Basel 1:3, chociaż przez pierwszą połowę był zespołem jeżeli od Szwajcarów nie lepszym, to przynajmniej równorzędnym. Na brak szczęśliwego zakończenia w tym meczu zanosiło się od 60 minuty. Lechici poluzowali szyki, stracili dyscyplinę taktyczną, zaczęli popełniać coraz więcej błędów. (…) Co jednak z tego, że Lech grał naprawdę nieobcującą pierwszą połowę, skoro cały plan legł w gruzach. A wszystko wskazuje na to, że za rok będziemy obchodzić smutny jubileusz 20 lat bez polskiej drużyny w Lidze Mistrzów. Lech jednak jeszcze z europejskich pucharów nie odpadł. Zespół z Poznania, jeśli w Bazylei nie nastąpi cud, zostanie przesunięty do czwartej rundy kwalifikacji Ligi Europejskiej. W dodatku, dzięki niezłemu współczynnikowi klubowemu UEFA, będzie w tej rundzie – podobnie jak Legia, oczywiście pod warunkiem, że drużyna Henninga Berga pokona albańskie Kukesi – rozstawiony. Wciąż mamy więc dobre widoki na dwie polskie drużyny w Europie. Szkoda tylko że znowu w pucharze pocieszenia.

GAZETA WYBORCZA

Mniej przewidywalna Legia gra w Albanii.

Image and video hosting by TinyPic

Legia to zdecydowany faworyt dwumeczu z albańskim Kukesi w III rundzie eliminacji Ligi Europy. Wiosną była drużyną bez dobrego wariantu w ofensywie, teraz kiełkują jej plany A i B. Trzem ostatnim rywalom wbiła 12 goli. – Dajcie nam trzy mecze – apelował po pierwszym spotkaniu II rundy eliminacji LE bramkarz Dusan Kuciak. Przy Łazienkowskiej Legia wygrała z rumuńskim Botosani 1:0, ale poprawiła grę dopiero po 70. minucie. Kibice gwizdali na swoich zawodników, krzycząc: „Piłkarzyki-pajacyki!”. Atmosfera wydawała się oderwana od realiów, Legia nie grała aż tak źle, przegrała ledwie jeden mecz: na starcie sezonu 1:3 w Poznaniu o Superpuchar z Lechem. Po tym trudnym starcie w trzech kolejnych meczach faktycznie przyszła płynna gra i imponujące wyniki: 4:1, 3:0 i 5:0. Legia po letnich ruchach kadrowych zdawała się słabsza niż wiosną i mizerniała, gdy porównywaliśmy ją do drużyny sprzed roku. Nie liczyliśmy bowiem Ondreja Dudy, który miał odejść do Interu Mediolan, zupełną niewiadomą był Aleksandar Prijović. W przedsezonowych sparingach Nemanja Nikolić nie potrafił zrozumieć się z Michałem Masłowskim, który czekał na zajęcie miejsca Dudy. Słowak został w klubie, a w przypadku dwóch napastników wydarzyło się coś, co ma miejsce naprawdę rzadko. Nikolić z Prijoviciem, dwaj zupełnie nowi ludzie w klubie, nie dość, że od razu porozumieli się na boisku, to jeszcze polubili poza nim. Wiosną gra Legii nudziła, a mizerniejący w oczach kibiców trener Henning Berg nie umiał wpaść na ani jeden porywający wariant w ofensywie. Teraz z dnia na dzień pojawiły się dwa. Trudno porównywać, jak dobre są one w porównaniu z planem A, którym w 2014 r. Legia rozszarpywała krajowych i zagranicznych rywali, ale z pewnością można mówić, że właśnie zaczęła nawiązywać do tamtego pomysłu.

Trzy stracone gole, Lech nie dał rady. Zaprasza Radosław Nawrot.

Image and video hosting by TinyPic

Trudność, z jaką spotkał się Lech Poznań w spotkaniu z FC Basel, można porównać chyba jedynie do pojedynków pucharowych z pamiętnego sezonu 2010/11, kiedy to poznaniacy zmagali się w fazie grupowej z Red Bull Salzburg, Manchesterem City i Juventusem Turyn, poradzili sobie i wiosną odpadli ze Sportingiem Braga. To jednak były mecz Ligi Europejskiej, a nie walka o Ligę Mistrzów tak jak teraz. W tych rozgrywkach „Kolejorz” do tej pory startował trzykrotnie i trzykrotnie kończyło się fatalnie – odpadał po dotkliwych porażkach z IFK Goeteborg (1992 r.), Spartakiem Moskwa (1998 r.) i wreszcie pięć lat temu ze Spartą Praga. Znamienne jest to, że właśnie pojedynek ze Spartą (0:1) sprzed pięciu lat był ostatnią przegraną Lecha w pucharach na swoim stadionie. Wczoraj seria się zakończyła za sprawą FC Basel, którego marka w Europie daleko wykracza poza poziom ligi szwajcarskiej. Z tak grającym rywalem Lech w Polsce nigdy nie miał do czynienia, nawet Legia nie jest tak zorganizowana i poukładana. Ale Szwajcarzy zdobywali bramki po kiksach gospodarzy.

I jeszcze o aspiracjach Platiniego. Czyli dokładnie taki sam zestaw, co w Fakcie, ale nic dziś odkrywczego nie można się było spodziewać.

SUPER EXPRESS

Zaczyna się tekścikiem – nie zgadniecie – o tym, że Platini chce zastąpić Blattera.

Image and video hosting by TinyPic

Stronę dalej: Prijović pędził szybciej niż Zlatan. No, może być ciekawie.

Wspomniałeś żonę. Internet zawrzał po tym, gdy w ostrych słowach zaatakowałeś internautę za jego niewybredny komentarz pod jej adresem.
– Rozmawialiśmy o tym w klubie, taka sytuacja się nie powtórzy. Koniec tematu.

Ale skoro tak nerwowo reagujesz, to może i na boisku dajesz się prowokować?
– Gdyby tak było, dostałbym z 10 czerwonych kartek, a mam na koncie bodaj jedną. Na boisku odpowiadam inaczej, sportową złość traktuję jako motywację. Kiedy jako gracz Bolusporu rozgrzewałem się przed wejściem na boisko z Antalyasporem, kibice rywali rzucali we mnie monetami. Tak ze 30-40 poleciało. Wchodząc, pokazałem im gest, dwa palce do oczu: „teraz popatrzcie”. Minutę później strzeliłem gola i znów do nich gest „popatrzcie”. Ich miny były bezcenne.

Ze Zlatanem łączy cię też zamiłowanie do szybkiej jazdy. W biografii „Ibra” chwalił się, że pędził ponad 250 na godzinę.
– W takim razie można powiedzieć, że pobiłem jego rekord. Co do aut, zaczynałem od mercedesa CL 600, a teraz mam porsche 911 turbo. Miłością do dobrych samochodów zaraziłem się od brata, który ma firmę deweloperską.

Oj, jesteśmy rozczarowani. Prijović nie opowiada bajek, nie zmyśla historii, choć tego gola, przy którym pokazał gest, to strzelił nie Antalyasporowi, a Alanyasporowi.

Image and video hosting by TinyPic

Żeby za każdym razem nie cytować tych samych materiałów, odpuszczamy tekst o kacu po Bazylei. Zamiast tego, Sławomir Peszko: Nie dam się zatopić w Kolonii.

Pozował pan pod wodą w stroju piłkarskim.
– To był pomysł dziennikarzy gazety „Koelner Express” i bardzo mi się spodobał. Pływanie i nurkowanie nie są moimi ulubionymi zajęciami. Najważniejsze, że się nie utopiłem (śmiech). Sesja była przyjemna, woda była bardzo ciepła.

Pod wodą było miło, a jak jest na boisku? Wywalczy pan miejsce w drużynie?
– Nowi zawodnicy Bitten-court i Jojić to duża klasa, ten pierwszy był i jest nadzieją niemieckiej piłki. Wchodzimy w decydującą fazę przygotowań, w której trener Stoeger będzie decydował o składzie. Na razie mocno tasuje zawodnikami i myślę, że nawet w trzech pierwszych kolejkach może zmienić po 5-6 zawodników w wyjściowej jedenastce.

Pół roku temu mówił pan, że Stoeger wspiera pana i dodaje otuchy w walce o miejsce w drużynie. Czy pozyskanie nowych skrzydłowych oznacza, że zaufanie trenera do pana spadło?
– Nie sądzę. Kolonia ma większe aspiracje i chce się wzmocnić, szczególnie w ofensywie. Do podniesienia poziomu zespołu potrzebna jest konkurencja. Nikt nie sugerował mi, że powinienem odejść. Jeśli znalazłby się jakiś kontrahent, musiałby za mnie zapłacić. Myślę, że sprawy idą bardziej w stronę przedłużenia przez FC Koeln kontraktu ze mną (obecny kończy się 30 czerwca 2016 – red.).

PRZEGLĄD SPORTOWY

Wykolejeni.

Image and video hosting by TinyPic

Już tylko cud może dać awans. Szersza relacja niż w Fakcie, cytujemy inny fragment.

Odpowiedź na powyższe wątpliwości jest jedna – lechici nie wystraszyli się. Owszem, można było w pierwszych 45 minutach zobaczyć rzadki obrazek przy Bułgarskiej, czyli poznaniaków niemal cały czas cofniętych na własną połowę. To był jednak element przemyślanego planu. Trener Maciej Skorża wiedział, że Szwajcarzy są bardzo konsekwentni w działaniu, zwłaszcza w rozgrywaniu piłki. Kiedy tylko nadarzała się okazja, Kolejorz starał się wyprowadzać kontrataki. Potrzebne było jednak najpierw przejęcie piłki, a celował w tym głównie Karol Linetty. To największy atut reprezentanta Polski i uwielbia z niego korzystać.

Image and video hosting by TinyPic

Ograć rywala z czwartej setki – to cel Legii.

Los sprzyjał Legii, która po zawirowaniach na początku sezonu, wygrała trzy ostatnie mecze, strzeliła 12 goli, straciła jednego i wystraszyła rywali. – Te wyniki to najlepszy balsam na nasze dolegliwości. Końcówka poprzedniego sezonu była słaba. Początek obecnego też nie był taki, jak oczekiwaliśmy. Skuteczność wróciła w odpowiednim momencie. Po burzy wyszło słońce, pora ustabilizować formę i kroczyć od zwycięstwa do zwycięstwa. Dość mamy słuchania, jak słabo gramy – mówi Brzyski. I dodaje, że przegrany 10 lipca Superpuchar z Lechem był wypadkiem przy pracy. – Poznański rozdział zamknęliśmy – mówi krótko. Rozdziały pisane w lidze oraz kwalifikacjach LE na razie wyglądają dobrze. – I tak ma być dalej. Na każdy mecz zamierzamy wychodzić z nastawieniem, jakbyśmy grali o tytuł – twardo mówi Brzyski i dodaje: – Tamten sezon zawaliliśmy sami. W lidze podchodziliśmy do meczów: „Jeśli nie wygramy, nic się nie stanie”. Boleśnie się sparzyliśmy. Chcieliśmy trafić do historii, bo trzech mistrzostw z rzędu nigdy Legia nie zdobyła. W tym sezonie przypada stulecie klubu. Tytuł nie jest celem, tylko obowiązkiem. Przykro było słuchać kibiców, kiedy podczas meczu z Botosani krzyczeli: „Piłkarzyki-pajacyki”. Mieli prawo. Płacą za bilet i nie chcą oglądać słabej Legii. Gdybyśmy lepiej grali, nikt by nie gwizdał. Teraz udowadniamy, że potrafimy strzelać. Widzę zmianę nastawienia. Ze Śląskiem straciliśmy przypadkowego gola, ale byłem pewny, że wygramy. To samo mówili koledzy. Obecnie Legię będzie zdecydowanie trudniej pokonać niż w poprzednich rozgrywkach, kiedy w lidze przegraliśmy aż dziewięć razy. Gramy ofensywnie i na razie ryzyko się opłaca. Przyjdą mecze, w których będziemy ostrożniejsi.

Image and video hosting by TinyPic

Stanislav Levy analizuje rywala Legii.

Czy Legia powinna obawiać się Kukesi?
– Warszawianie są zdecydowanym faworytem i bez problemu powinni awansować do następnej rundy eliminacji Ligi Europy. Kukesi to mocna drużyna, ale w albańskich warunkach. Klub nie ma wielkich tradycji, w tutejszej ekstraklasie występuje dopiero trzy sezony. W ostatnim do końca walczył o mistrzostwo kraju, przegrywając ze Skenderbeu Korcza. Ale trudno przewidzieć, jak spisze się w nowych rozgrywkach. Przyszedł nowy brazylijski trener i kilku jego rodaków. W kadrze Kukesi jest w sumie siedmiu Brazylijczyków. Jeszcze brakuje im zgrania. Widziałem mecz Kukesi z Torpiedo Żodzino w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Europy. Albańczycy wygrali 2:0, ale po spotkaniu stojącym na niskim poziomie.

Jak gra Kukesi?
– Brazylijscy piłkarze starają się pograć piłką po ziemi, ale same chęci to za mało, kiedy brakuje umiejętności. Zresztą liga albańska stoi na niższym poziomie niż polska czy czeska. Wyróżnia się tylko kilku piłkarzy pochodzących z byłej Jugosławii. Co innego reprezentacja. Tyle że ona jest złożona głównie z zawodników występujących za granicą plus kilku graczy Skenderbeu.

Największe wyzwanie w karierze Popovicia.

Przejść z I-ligowej Olimpii Grudziądz do Wisły, mieć numer 10 na koszulce i próbować zastąpić Semira Štilicia? Denis Popović musi być odważnym człowiekiem, jeśli się na to zdecydował. – To największe wyzwanie w mojej karierze – mówi Słoweniec. 26-letni pomocnik jeszcze długo nie uniknie porównań do Štilicia. – Ciągle słyszę tylko Semir, Semir Semir. Zupełnie mnie to nie interesuje. Przecież jesteśmy różnymi typami piłkarzy. Semir to typowa dziesiątka, a ja mogę grać także jako numer 6 lub 8 – zwraca uwagę Popović. (…) Los powiązał losy tych piłkarzy. Na początku 2014 roku, po nieudanej przygodzie w greckim klubie Panthrakikos, Popović był przy Reymonta na testach. Wypadł dobrze. – Dogadane były wszystkie szczegóły mojego kontraktu, brakowało tylko podpisów. Już szykowałem się do gry w Wiśle, gdy do Krakowa przyjechał Semir – wspomina Popović. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Štilić przeszedł testy medyczne i podpisał kontrakt. – Zadzwoniłem do mojego menedżera, ale on zapewniał, że nie mam się czego obawiać. Dzień później Wisła mi podziękowała – mówi Popović. Pojechał na testy do Górnika Zabrze, a gdy i tam mu nie poszło, był bliski załamania. – Spakowałem się i wróciłem do Słowenii. Nie chciałem słyszeć o żadnym nowym klubie. Postanowiłem przez pół roku trenować indywidualnie i dopiero potem poszukać nowego zespołu – wspomina piłkarz Wisły. Jeszcze tej zimy trafił jednak do GKS Tychy. – Gdy mój agent powiedział o tej propozycji, nawet nie chciałem go słuchać, ale tata przekonał mnie, bym spróbował. Dobrze się stało – mówi Popović. W Tychach błysnął i szybko przeszedł do Olimpii Grudziądz.

Image and video hosting by TinyPic

I na koniec informacja, że Deleu chce być Polakiem.

Obrońca Cracovii Deleu stara się o polskie obywatelstwo. – Za miesiąc mam otrzymać kartę stałego pobytu. Potem wystarczy wysłać wniosek i czekać – mówi Brazylijczyk. Deleu mieszka w Polsce od pięciu lat, świetnie mówi w naszym języku, a w czerwcu przyszłego roku planuje wziąć ślub ze swoją polską narzeczoną. – Czasami czuję się bardziej Polakiem niż Brazylijczykiem. Kiedy niedawno przebywałem w ojczyźnie to przeszkadzała mi nawet pogoda. Było za gorąco. Odetchnąłem, gdy wróciłem do Polski. Chcę tutaj zostać także po zakończeniu kariery – uśmiecha się piłkarz Pasów.

Najnowsze

Ekstraklasa

Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Jakub Białek
0
Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...